Pani Krystyna Pawłowicz poprzez swoją postawę i zdeterminowana obronę tradycyjnego modelu rodziny naraziła się liberalnym środowiskom. Poseł Ruchu Palikota naskarżył na nią nawet rektorowi ostrołęckiej uczelni, w której posłanka wykłada. Czy takie postępowanie wobec niej ma uzasadnienie?


Zadaniem nauki jest dociekanie prawdy naukowej. Robi się to przy pomocy odpowiednio dobranej metodologii, która jest sprawdzalna, że 2+2=4. Pani Pawłowicz z tego co wiem, wykłada przedmioty prawne i naskarżenie do rektora na nią miałoby sens, gdyby mówiła, że 2+2=5. Jej funkcja nauczyciela akademickiego i posła to dwie zupełne inne funkcje. Naskarżenie do rektora, że źle zachowała się w Sejmie jest podobne, do tego jakby policjant naskarżył rektorowi, że przekroczyła prędkość na drodze i należy ją upomnieć, bo jest to niegodne profesora. To absurd. Zadaniem rektora jest pilnowanie, aby profesor wykładał swój przedmiot zgodnie z zasadami nauki i uczył go nienagannie metodologicznie i merytorycznie. Zachowanie posła Palikota jest tu zabawne i porównałbym je do kolejnego odcinka Benny Hilla. Wyobrażamy sobie odwrotną sytuację, że jakiś profesor jest homoseksualistą i nie powinien uczyć. Czy rektor powinien go upomnieć: proszę nie być homoseksualistą bo nie będzie pan tu uczył. To by było pozbawione sensu. Jeden z socjologów mimo swojego otwartego homoseksualizmu jest wciąż obecny w mediach, wykłada i komentuje i jakoś nie słyszałem aby "homofobiczne lobby" go dyskredytowało czy pisało nań skargi do rektora. Skarga o której mówimy jest tu elementem zmasowanej kampanii na panią Pawłowicz i próba jej udręczenia.

 

Właśnie, po pana wypowiedzi dla portalu Fronda że rodzice homoseksualni, tworzący dom dziecka, nie są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania, właściwego wymiaru życia seksualnego człowieka, ponieważ ten wymiar będzie zawsze wymiarem spaczonym, wymiarem chorym - rozpoczęła się na pana ostra nagonka. Widzi pan analogię do nagonki wobec prof. Pawłowicz?


W mojej sytuacji, grupa, która mnie oskarżała wysyłała informacje wszędzie, gdzie się tylko dało. Do pracy, PAN, obu uczelni gdzie pracuję. Nie chodziło o to aby dociec prawdy, ale właśnie udręczać. To jest właśnie element udręczenia, w którym Palikot wydaje się być dobrze znany.

 

Czy można się przyczepić do sformułowań pani Pawłowicz?


Pani poseł mówiła językiem, który nie był parlamentarny, ale nie ma definicji języka parlamentarnego. Nigdy nie został ukarany za swoje wypowiedzi śp. Lepper, Niesiołowski i masa innych osób. Oni mieścili się, czy nie mieścili w definicji języka parlamentarnego? Poseł mówi często myślami i językiem wyborców. Poseł Pawłowicz powiedziała co ma na myśli i nie można jej zarzucić nieprawdy. Jeśli jej odczucie jest takie, że któryś z posłów ma twarz boksera to trudno z tym polemizować. Jednemu się tak wydaje, a drugiemu inaczej. Na trybunie sejmowej poglądy głosi również poseł Biedroń i mogę poczuć się urażony samą jego obecnością, ale że został wybrany to muszę go tolerować, co zresztą czynię. Rozliczając z wyrwanych z kontekstu słów pani Pawłowicz pamiętajmy czego dotyczyła debata w Sejmie. Jaka była wtedy też temperatura dyskusji.

 

Profesorowie, doktorzy i magistrowie wystosowali „list profesorski”, w którym czytamy, że: „dla naukowca granicą wolności słowa jest prawda. Pani prof. Pawłowicz tej prawdzie się sprzeniewierzyła. Swoim akademickim statusem wspiera kłamstwa na temat osób homoseksualnych i transpłciowych. Homoseksualizm został wykreślony z listy zaburzeń. Terapie "leczenia" homoseksualizmu zostały odrzucone przez świat naukowy.” Dziwnie się to czyta, bo w Polsce przecież od lat leczy się realnie z homoseksualizmu np. w ośrodku „Odwaga” w Lublinie.


Chodzi o to, że homoseksualizm został wykreślony przez Światową Organizację Zdrowia, która jest organizacją polityczną, jest fragmentem ONZ. Tam zagłosowano większością głosów, a w nauce tak się nie postępuje. W nauce nic nie zapada większością głosów. Nie można przegłosować, że 2+2=3. Taki list miałby sens gdyby miał charakter polemiki naukowej. Obarczony wywodami, przypisami oraz wskazaniami „za” i „przeciw”. Ten sam świat naukowy wydał po 1992 r. książkę pt. „Urologia kliniczna” (przyp. JW: Urologia. Tom 2, „Urologia kliniczna” wyd. Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, 1993) gdzie jest wyraźnie napisane, że homoseksualizm jest dewiacją. Uczą się z niej studenci i nikt się tego nie czepia, bo napisał to autorytet medyczny. Nie rozumiem, o który świat naukowy chodzi i w którym świecie naukowym żyją autorzy tego listu. To bardziej taki wytrych. Poza tym nie akademicki status uczynił panią dr hab. Pawłowicz posłanką lecz wyborcy. I oni ją mogą rozliczać.

 

Panie profesorze, to jeszcze nie koniec. Zacytuję jeszcze jeden fragment tego listu: „Homofobia i transfobia to współczesna wersja przedwojennego polskiego antysemityzmu. Dziś żaden szanujący się uniwersytet nie dopuściłby, by jego profesor wypowiadał jawnie antysemickie, oszczercze tyrady. Mamy nadzieję, że już niedługo tak będzie z homofobią i transfobią”. Homofobia jako wersja antysemityzmu? Czy ci, którzy pisali ten list mieli historię w szkole?


Takie porównanie wymagało by dowodu naukowego. To jest daleko idąca parabola. Tak rozumując, można powiedzieć, że prof. Pawłowicz wysyła homoseksualistów czy transseksualistów do gazu. A na przykład produkcja piwa to żywa propaganda alkoholowej patologii. Absurd! Nie ma to żadnego umocowania merytorycznego stylistycznego ani narracyjnego. To nadużycie leksykalne. Antysemityzm jako taki, jest uprzedzeniem do narodu. Z narodowości nie można wyleczyć, ani jej zmieniać. Nie wydaje mi się to porównanie w ogóle uprawnione. Ono bardziej śmieszy. Taki wywód to "duże odkrycie". Takie głupoty mogą wypisywać tylko ludzie, którzy wycierają sobie twarz bliżej nieokreśloną "prawdą naukową". Za tym nie stoi żadna prawda. To jest po prostu zabawne i u swych korzeni ma dyskredytować tę kobietę.

 

Pan wybaczy, ale nie mogę się oprzeć, jeszcze jeden zabawny cytat z profesorskiego listu: „Czujemy się zażenowani tym, że samodzielny pracownik naukowy jest w stanie porównać człowieka do małpy.”

 

To jest już kuriozum. Tak cyniczne wyrwanie słów z kontekstu jest kuriozalne, zwłaszcza jeśli podpisują się pod tym ludzie z tytułami.

 

Są też słowa: „Nie wierzymy w cuda”. Pod tą deklaracją podpisał się niegdysiejszy jezuita, a dziś pan prof. Obirek.

 

Cóż, próbuje zaistnieć. Szkoda, że w taki sposób. Jego wywody leżą jednak poza sferą moich zainteresowań. Dla mnie ważna jest prawda. Wracając do pani Pawłowicz. Ona nie sprzeniewierzyła się prawu, które wykłada. Ma swoje poglądy, one są oparte o przekonania. Za przekonania ludzie kiedyś ginęli. Prawda naukowa podlega kryterium oceny pod względem fałszu lub nie. Prawda, ale nie poglądy. One nie bywają prawdziwe lub fałszywe. Po prostu są. Jestem zwyczajnym profesorem zwyczajnym, który robi duże badania naukowe, nauczam studentów, promuję doktorów i mnie pani Pawłowicz nie musi przepraszać za to, co mówiła. A na czytanie skarg i donosów nie mam czasu.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski