Przed komisją śledczą ds Amber Gold zeznawała dziś b. księgowa parabanku, Danuta Misiewicz, a kolejnym ważnym świadkiem jest były dominikanin z Gdańska, Jacek Krzysztofowicz, który był dobrym znajomym właścicieli piramidy finansowej, czyli małżeństwa P.

"Małżeństwo P. poznałem w kościele, tak jak wiele innych osób; pierwszy raz rozmawiałem z Marcinem P. gdy przyszedł z ofertą darowizny 30 tys. zł"- zeznawał Krzysztofowicz. Czy to były dominikanin jest "jakimś Jackiem" z zeznań Krzysztofa Kuśmierczyka, b. dyrektora biura bezpieczeństwa Amber Gold, który kilka tygodni temu powiedział przed komisją, że w sierpniu 2012. padło polecenie zarządu, by do kogoś wywieźć złoto? Kuśmierczyk zeznał, że dokładnej daty nie pamięta, jednak mówiono wówczas o "jakimś Jacku", jednak o kogo dokładnie chodzi, świadek również  nie wiedział. 

"Wydaje mi się na 90 bądź na 80 proc., że to imię padało wielokrotnie podczas przesłuchań z ABW"– zapewniał Kuśmierczyk, dopytywany przez szefową komisji, poseł Małgorzatę Wassermann, która zwróciła uwagę, że w 2012 roku podczas przesłuchania w prokuraturze świadek nie mówił o "wywiezieniu złota do Jacka", a dziś wymienia imię. 

"Gdyby była taka wiedza, to w zasadzie skutkowałoby tym, że wydane byłoby postanowienie na przeszukanie w klasztorze dominikanów"- odpowiedziała Wassermann. Witold Zembaczyński, zasiadający w komisji poseł Nowoczesnej, przypomniał, że były zakonnik zeznawał już śledczym w sprawie Amber Gold. 

"Ojciec Jacek to barwna postać. Oczekuję, że będzie odpowiadał na pytania komisji nie zasłaniając się tajemnicą spowiedzi i opowie o bliskich relacjach z małżeństwem P."- stwierdził członek komisji. 

"Państwa P. znałem z kościoła, w którym wówczas pracowałem. Moment, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy był momentem, kiedy Marcin P. przyszedł zaoferować darowiznę na klasztor. To było najprawdopodobniej w 2009 albo w 2008 roku. Nie jestem pewien. Ślub błogosławiłem albo w 2010 albo 2011 rokiem. Ale nie pamiętam. Znałem ich z kościoła. Wtedy pierwszy raz rozmawialiśmy"- zeznawał były duchowny. 

"Byłem w tym czasie przeorem i przyjąłem jedną darowiznę, ok. 30 tys, innych darowizn nie przyjmowałem . W kwietniu 2010 roku przestałem być przeorem. Ale klasztor przyjmował darowizny. Przyszedł z tą darowizną, a potem nie pamiętam, jak te kontakty się rozwijały."- mówił Krzysztofowicz. Jak podkreślił, małżeństwo właścicieli Amber Gold widywał na mszach, spotykali się czasem również w zakrystii, Marcin i Katarzyna P. byli jego bliskimi znajomymi. Świadek zeznał, iż uważa za normalne, że ksiądz utrzymuje kontakty z parafianami, a Amber Gold nie było wtedy "żadną piramidą", ale firmą "bardzo szanowaną".

"Nie zajmuję się tym, czy firma jest rzetelna czy nie. Nie można być zawodowym duchownym nie ufając ludziom. Dziś jestem psychoterapeutą i oba zawody mają to do siebie, że trzeba ufać ludziom. Wydaje mi się, że oni mi ufali"- zeznawał.

"To było dziwne, jako przeor wielokrotnie spotykałem się z tym, że różni biznesmeni oferowali darowizny i chcieli czegoś w zamian, a on nie chciał niczego. To było zaskakujące i ujmujące. Jak dobrze pamiętam – a minęło wiele lat i ta rozmowa nie osadziła mi się w pamięci bardziej niż inne – na pewno motywował to wdzięcznością Panu Bogu za to jak żył. Nie widziałem powodu, żeby tych pieniędzy nie przyjmować. Po zasięgnięciu opinii rady zgodziłem się na darowiznę i od tego czasu staliśmy się znajomymi, później dobrymi znajomymi"-mówił były dominikanin. Jacek Krzysztofowicz zeznał również, że z małżeństwem P. widywał się później w kościele, w ich domu, w restauracjach, dwukrotnie był z nimi na wyjazdach zagranicznych, które oni opłacali. Na jednym z takich wyjazdów były właściciel Amber Gold załatwiał sprawy biznesowe, ale były zakonnik nie towarzyszył mu w spotkaniach służbowych. Złoto Amber Gold świadek widział raz. Gościł w siedzibie firmy i był ciekaw, jak wygląda sztabka złota, Poprosił małżeństwo P. aby mu ją pokazali i wówczas zobaczył kilogramową sztabkę. Dopytywany przez Witolda Zembaczyńskiego o "wywiezienie złota do Jacka", odpowiedział:

"Jeżeli dobrze pamiętam, to oni się zastanawiali, czy nie przewieść. Nic z tego nie wyszło. Nic mi nie wiadomo. Nic nie wiedziałem o przewiezieniu złota".

Poseł Zembaczyński zapytał byłego duchownego, dlaczego po wszystkim nie zdecydował się zwrócić darowizny. 

"Klasztor ma swoją strukturę zarządu. Przeor przyjmował darowizny i on podejmował decyzje o zwrocie. Nie byłem członkiem zarządu"- odpowiedział. Świadek powiedział również, że jego decyzja o porzuceniu stanu duchownego nie miała nic wspólnego z Amber Gold.

yenn/TVP Parlament, wPolityce.pl