Przyznaję, że sam przywiązywałem zbyt wielką wagę do ustaw sądowniczych i widziałem w nich jedyną receptę na oczyszczenie „wymiaru sprawiedliwości”, a to błąd i to poważny. Oczywiście ustawy są konieczne, ale jako takie nie rozwiążą problemu ze względu na jedną znaczącą okoliczność. Zewsząd słyszę, że PiS powymienia sędziów na swoich, tak twierdzi, opozycja, wyborcy PiS, media i eksperci wszelkiej maści, ale jakoś nikt nie potrafi wskazać konkretnych sędziów. Którzy to są ci „pisowscy”?

System edukacyjny, zaszłości od czasu Manifestu Lipcowego, klany rodzinne i koterie w sądach mają charakter ciągły i tego się nie załatwi żadną ustawą. W Polsce jest ponad 10 tysięcy sędziów i najmniej 80% pochodzi z jednego klucza politycznego, a w najlepszym razie dotąd służyli jednaj politycznej opcji. Nie ma czegoś takiego, jak grupa sędziów, która na zawołanie będzie wydawać wyroki pod dyktando PiS, co oczywiście też byłoby katastrofą. Realia przedstawiają się zupełnie inaczej, da się wyłowić mniejszość, która dotąd z różnych przyczyn była pozbawiona awansów i sukcesów zawodowych. Takich sędziów jest sporo i z reguły ich frustracja pogłębia się z każdym awansem szwagra, ciotki, bratanka albo żony starszego kolegi po fachu. W tych obszarach widzę największe możliwości oczyszczenia środowiska według rzymskiej zasady divide et impera.

Ustawy swoją drogą, ale nic lub niewiele się zmieni, jeśli nie dojdzie do naturalnej konkurencji oddzielającej najgorszych, od tych, którzy nie zdążyli się zdemoralizować lub nie mieli takiej okazji, ponieważ nepotyczne układy windowały znajomych królika. Dziel i rządź, tyle mam do zaproponowania ministrowi Ziobro i chociaż brzmi to cynicznie, to trzeba pamiętać z jaką patologią i skalą patologii mamy do czynienia. Co ciekawe ten proces już się rozpoczął, ale nie za sprawą reżimu PiS, tylko samej prezes Gersdorf. Cóż takiego się stało, że nagle pojawił się otwarty konflikt Gersdorf najpierw z autorytetami i prawnikami, którzy nie zostawili suchej nitki na Małgorzacie, gdy ta pojawiła się Pałacu Namiestnikowskim, a potem śmiała napisać własny projekt zmian w Sądzie Najwyższym. Dokładnie to się stało, co zaproponowałem powyżej, sędziowie się podzielili w walce o wpływy i władzę.

Małgorzata Gersdorf jest symbolem wszystkiego, co złe w Sądzie Najwyższym i w sądach w ogóle, to ona przez lata ten stan rzeczy konserwowała i przyzwalała na szereg patologii. Obecnie rozpoczęła walkę o życie i jako pierwsza do odstrzału robi wszystko, aby się przypodobać władzy i jednocześnie nie zrazić do siebie kolegów. Tak się rzecz jasna nie da, bo poziom polaryzacji i emocji jest tak duży, że wyklucza jakikolwiek kompromis. Jesteś za nami albo przeciw nam i to dotyczy zarówno sędziów, jak i zwolenników gruntownych zmian. W mediach wylała się fala sensacyjnych tytułów odnoszących się do nieoczekiwanego konfliktu Gersdorf z koleżankami i kolegami sędziami. Pierwszy głos sprzeciwu wobec propozycji prezes Sądu Najwyższego poszedł od niezawodnego stowarzyszenia Iustitia, ale zaraz dołączyło równie niezawodne w takich przypadkach Forum Współpracy Sędziów.

Oznacza to tyle, że do znudzenia powielana diagnoza choroby, która mówi, że w środowisku sędziowskim nie ma żadnej woli i zgodny na jakiekolwiek zmiany, jest całkowicie trafna. Oni tam alergicznie, jak to bogowie, reagują na każdą próbę pokazania, że są tylko ludźmi i to ludźmi wyjątkowo grzesznymi. Jeśli nawet Gersdorf dostała po grzbiecie, chociaż chciała ratować co się da, no to nie ma złudzeń, że z tą sędziowską wierchuszką porozumienia, bodaj na minimalnym poziomie, nie będzie. A skoro się nie da porozumieć, to należy iść ścieżką wyznaczoną przez Rzymian, na którą przypadkowo wkroczyła Gersdorf. Jednych awansować, innych zdenerwować, jeszcze innych, tych z półki Tuleyi i Łączewskiego zdegradować i upokorzyć.

Wyłącznie w takich warunkach może dojść przynajmniej do częściowego oczyszczenia i wprowadzenia ładu prawnego. Gdy to towarzystwo zajmie się sobą i zacznie sobie patrzeć na ręce, to jest duża szansa, że jakość orzecznictwa się podniesie, bo ścieżka awansu wbrew pozorom jest jasna. Sędziowie służący społeczeństwu, nie PiS, i wydający wyroki sprawiedliwe w wymiarze społecznym, a nie w ocenie PiS, będą mieli otwarte drzwi do kariery. Ustawy zdecydowanie tak, ale do ustaw koniecznie divide et impera.

Piotr Wielgucki (Matka Kurka)