Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Ustawy o KRS i sądach powszechnych trafiły na biurko prezydenta RP. Jak Pani sądzi, co powinien zrobić Andrzej Duda? Opozycja chce, aby prezydent je zawetował

Dorota Kania, redaktor naczelna Telewizji Republika: Trudno powiedzieć, co zrobi prezydent. Mogę natomiast podkreślić, że reforma sądownictwa jest niezbędna, absolutnie konieczna. Procedowanie nad ustawą trwało wiele miesięcy,brali w tym udział również sędziowie, dlatego też nie można powiedzieć, że to sprawa wyłącznie polityczna.

Wolą obywateli jest jak najszybsze wprowadzenie zmian w sądownictwie. Pan prezydent zawsze podkreślał, że każda ustawa, która trafia na jego biurko, jest bardzo wnikliwie badana. Trudno w tej chwili nakazywać prezydentowi, żeby natychmiast ją podpisał lub zawetował. Mówienie przez opozycję, że prezydent odrzucił jej ustawę, jest de facto wskazywaniem mu, jak ma się zachować. Reforma sądownictwa jest niezbędna, a kolejne pakiety ustaw, które właśnie wpływają, zmierzają do ucywilizowania wymiaru sprawiedliwości. W polskim sądownictwie po 1989 roku, a tak naprawdę od lat 80., nie doszło do żadnych zmian. Był to właściwie jedyny obszar funkcjonowania państwa, w którym nic się nie zmieniło. Środowisko sędziowskie utrzymało wszystkie swoje przywileje, a sędziowie są chyba najbardziej uprzywilejowaną grupą zawodową w państwie.

Niedawno media nagłaśniały przypadki, w których sędziowie dopuszczali się np. kradzieży, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. Były przypadki politycznych wyroków, było umawianie się na „obalanie rządu PiS” z osobą, która podszywała się pod Tomasza Lisa, wiele jest osób pokrzywdzonych przez sądy. Wciąż słyszymy o kolejnych osobach w jakiś sposób pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości, kolejne sondaże pokazują, że Polacy nie są zadowoleni z funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Skąd więc taki opór?

Kiedy środowiska konserwatywne przez wiele miesięcy protestowały pod Sądem Najwyższym nie było żadnego odzewu ze strony tzw. Obywateli RP ani „totalnej opozycji”. W tych protestach brały udział m.in. Kluby „Gazety Polskiej”. Protest trwał wiele miesięcy, pod budynkiem sądu były rozstawione namioty. Gdzie wówczas była opozycja totalna? W momencie, gdy ustawy zostały opracowane i trafiły do Sejmu, to tak zwani Obywatele RP nagle się obudzili. Dlaczego wtedy nie przyszli i nie protestowali, gdzie wtedy byli? Widzimy więc, że w tych demonstracjach chodzi wyłącznie o awanturę polityczną, jest to kolejny asumpt do tego, aby zmienić władzę. Kiedy trwał protest pod SN, o którym przed chwilą mówiłam, nikogo z opozycji totalnej to nie interesowało. Teraz chodzi wyłącznie o to, aby siłą przejąć władzę.

Liderzy opozycji oraz autorytety środowisk opozycyjnych w Polsce podczas wczorajszej demonstracji porównywali Polskę pod rządami PiS do putinowskiej Rosji czy Białorusi pod rządami Aleksandra Łukaszenki, były również odwołania do czasów PRL. Przy tym przemawiające na scenie osoby często podkreślały, że mówią w imieniu całego narodu. Czy tego rodzaju twierdzenie jest uprawnione, skoro Polacy chcą zmian w sądownictwie?

Proszę zwrócić uwagę, kto przyszedł na ten protest. Przede wszystkim w porównaniu z zapowiedziami, frekwencja nie była duża. Według danych policji, udało się zmobilizować zaledwie niecałe 5 tysięcy osób. Byli to głównie sympatycy KOD-u. Widziałam tam zresztą tytułowych bohaterów mojej książki, czyli Resortowe Dzieci. Ta grupa ludzi za wszelką cenę broni swoich przywilejów i nie chce dopuścić do jakichkolwiek zmian. Odcięcie resortowych dzieci od systemu sądownictwa jest niezbędne, w przeciwnym wypadku w dalszym ciągu w tym obszarze funkcjonowania państwa będzie funkcjonował marazm i nie da się niczego naprawić.

Warto zwrócić uwagę, że osoby, które uczestniczą w takich manifestacjach, bardzo często są rodowodem z PRL-u. Możemy tam zaobserwować jedno wielkie „pomieszanie z poplątaniem”. Z jednej strony mamy ludzi, którzy działali w „Solidarności” i organizacjach niepodległościowych, którym jednak później żyło się bardzo dobrze, z drugiej strony twardy elektorat byłych komunistycznych służb. Bo to, że są tam ludzie służb, widać wręcz gołym okiem.

 Podczas demonstracji wciąż przywoływano nazwisko ministra Zbigniewa Ziobry. Należy do najbardziej atakowanych przez opozycję członków obecnego rządu. Czy zmiany, które proponuje szef resortu sprawiedliwości, idą, Pani zdaniem, w dobrym kierunku?

Musi być atakowany, ponieważ jest ministrem sprawiedliwości. Ktokolwiek byłby na jego miejscu, również byłby atakowany. Jednak mówienie, że szef resortu sprawiedliwości na mocy tej ustawy dostaje jakieś niespotykane w Unii Europejskiej uprawnienia, jest kompletną bzdurą, ponieważ wystarczy spojrzeć na to, jak wyglądają uprawnienia jego odpowiedników w innych krajach Wspólnoty. Jeżeli opozycja tak chętnie przywołuje Niemcy, niech dokładnie sprawdzi, w jaki sposób są w tym kraju obsadzani prezesi sądów i otrzyma odpowiedź. To, co proponuje minister Zbigniew Ziobro niewiele różni się od tego, z czym mamy do czynienia w innych krajach Unii Europejskiej.

 Autorytetami obecnej opozycji są m.in. Władysław Frasyniuk i Lech Wałęsa. Mówiąc o nich, przeciwnicy rządu PiS lubią podkreślać, że ci ludzie walczą dziś o demokrację tak samo, jak przed laty. Władysław Frasyniuk uczestniczył we wczorajszej demonstracji, Lech Wałęsa nie, jednak na Facebooku stwierdził, że aby uchronić Polskę od wojny domowej, trzeba „jak najszybciej aresztować ok. 15 osób z obecnej władzy”. Dlaczego ktoś, kto wciąż kojarzy się dużej części Polaków z „Solidarnością” dziś składa takie propozycje?

Według najnowszego sondażu Panelu Badawczego Ariadna, większość Polaków uważa, że Lech Wałęsa powinien zniknąć z życia publicznego. Były prezydent całkowicie już „odpłynął” i najlepiej będzie, jeżeli po prostu przestanie się odzywać. W ten sposób nie straci tego, z czym wielu ludzi w Polsce go kojarzy, czyli przeszłości „Solidarnościowej”. Najlepiej będzie, jeżeli po prostu zamilknie i myślę, że wyniki wspomnianego sondażu są dobrą odpowiedzią na to, co mówi i co zamierza zrobić.

Bardzo dziękuję za rozmowę.