Wszędzie, gdziekolwiek się nie rozejrzeć, widać i słychać początek gorącego lata. Na plażach, w Sejmie, mediach, pod Sejmem, Kancelarią Prezydenta. Najlepiej mają plażowicze. Gorące lato. Ciepły piasek pod stopami i łagodne fale wpływają na każdego kojąco. Pełny relaks. Trzeba tylko uważać na reporterów Newsweeka, bo znowu napiszą „tłuszcza i dzicz nad Bałtykiem za te nędzne 500 plus”.

Burzliwie i nerwowo spędzają ten czas parlamentarzyści. Pretensje i oskarżenia latają w powietrzu. Hasła w rodzaju „Tyrania” , „Dyktatura” , „Zamordowanie polskiej demokracji”, kierowane pod adresem rządzącego obozu, stały się już codziennym banałem. Wznoszone są przed śniadaniem, po obiedzie i w czasie kolacji. Nikt nie oszczędza przeciwnikom ostrych słów. Napięcia polityczne i upały wpływają na zachowania. Pojawiają się już pierwsze oznaki starć fizycznych. Opozycja sięga do sabotażu, narzędzia używanego jedynie w czasach wojny – gaszenia świateł w czasie obrad, wyrywanie prowadzącemu obrady z jego rąk mikrofonu. To dopiero początki. Ale pierwszy krok w tym kierunku został już zrobiony. A to wróży niebezpieczeństwo. Ogromny opór opozycji, która od wielu miesięcy nawołuje do awantur na ulicach, wyciągnęła z domów pod Sejm i Pałac Prezydencki, jakąś część społeczeństwa. Zrozumiałe, że frustracja i protesty elit zwiększają się ogromnie pod wpływem świadomości, że nie zdołają powstrzymać fundamentalnej reformy, jaką jest przebudowa polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Ta frustracja znajduje sobie dodatkowo obiekt agresji w dziennikarzach. Widok agresywnych elit niczym epidemia zaraża ludzi protestujących na ulicach. Zaczynają jednak parlamentarzyści. Wykrzykiwanymi do dziennikarzy pełnymi gniewu pretensjami. Oglądają to zwykli ludzie i naśladują polityków oraz zblazowanych celebrytów. Odwracają się od dziennikarzy, obdarzają ich niewybrednymi epitetami, z których „sprzedawczyk”, „manipulator” i „kłamca” należą do najłagodniejszych. Coraz częściej jesteśmy świadkami uniemożliwiania pracy dziennikarzom, przekrzykiwania i zasłaniania dziennikarzy telewizyjnych tak, aby nie mogli prowadzić płynnej i spokojnej relacji, wreszcie popychania i szarpania.

Jest oczywiste, że obowiązkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich było skierowanie do opinii publicznej apelu o zaprzestanie nagannych praktyk, których celem jest przeszkadzanie w pracy dziennikarzom. Taki apel stanowi jednak tylko jeden z koniecznych kroków, aby przywrócić normalny stan, jaki winni mieć w swojej pracy ludzie mediów. Wszystkich mediów. Publicznych i komercyjnych. O stosowanie cywilizowanych form, zawierających elementy życzliwości, w traktowaniu dziennikarzy jako ludzi, wypełniających swoje powinności społeczne, winni przypominać nieustannie politycy właśnie. Ale też dziennikarze muszą kierować się zawsze, bez względu na swe sympatie polityczne, zasadami obiektywizmu i rzetelności. Wtedy w sposób naturalny wytrącą z rąk najbardziej zacietrzewionych polityków oraz ludzi angażujących się w polityczne akcje, niechęć do siebie i agresję.

Jerzy Jachowicz/sdp.pl