Poniżej publikujemy fragment rozmowy, jakąz b. liderem Ligi Polskich Rodzin przeprowadziły Agnieszka Niesłuchowska i Joanna Stanisławska:

 

 

O. Tadeusz Rydzyk to pana wróg numer jeden?

 

- Dlaczego miałby nim być? Moim największym wrogiem jest od dawna PiS i Jarosław Kaczyński. Nic się nie zmieniło.

 

 

 

A jednak wytoczył pan ciężkie działa przeciw redemptoryście. Straszy pan sądem, pisze listy do biskupów. Trudno to nazwać przyjaznym gestem.

 

- To nie jest kwestia wrogości, ale życzliwości. Życzliwie wskazywałem na to, że nie wolno głosić oszczerstw o innych ludziach, głosić kłamstw i zezwalać na publiczne lżenie. Nie jestem jednak w żadnym wypadku wrogiem o. Rydzyka.

 

 

 

Jeszcze nie tak dawno uczestniczył pan w jubileuszach Radia Maryja. Na zdjęciach z 14-lecia rozgłośni widać w jak zażyłych byliście relacjach. O. Rydzyk obejmował pana i klepał po ramieniu...

 

- Ojciec dyrektor wielu przytulał, ma taki styl. Nie wzdrygam się na wspomnienia o tamtych chwilach. To część mojej historii. Jako przywódcy LPR nie mogło mnie tam nie być.

 

 

 

W jednym z wywiadów stwierdził pan, że język LPR, partii której był pan twarzą, był zbyt radykalny. Wynikało to - jak pan stwierdził - ze zbyt dużego zabiegania o środowiska związane z Radiem Maryja. Dziś pan żałuje tamtych działań?

 

- Nie wszystko, co wtedy mówiliśmy, było dobre. Za wiele było emocji. I miało to swoje konsekwencje. Dziś można stwierdzić, że nie byliśmy aż tak radykalni, jak nas wówczas przedstawiano. Znacznie bardziej brutalny język stosuje dziś Janusz Palikot.

 

 

 

O. Rydzyk zarzucił panu, że nie próbował pan wyjaśnić z nim sprawy bezpośrednio.

 

- To nieprawda. Pierwszy list skierowałem bezpośrednio do niego. Żeby nie było, że nie doszedł, wysłałem go również do sześciu biskupów.

 

 

 

Nie było jednak rozmowy w cztery oczy.

- Nie miałem innego wyjścia. Nie mam z nim kontaktu od ośmiu lat. Poza tym, gdybym chciał to załatwiać przez kogoś, mogłoby biedaka spotkać to, co działo się w starożytności z posłańcami przynoszącymi złe wieści. Czekałem dziewięć dni na opublikowanie sprostowania, ale nie doczekałem się i dopiero wtedy upubliczniłem sprawę.

 

 


Sprawa odbiła się szerokim echem. Ojciec Rydzyk stwierdził, że uczestniczy pan w antykatolickim spisku. To poważne oskarżenie.

 

- Sugerował wręcz, że celem tego spisku jest zabicie go.

 

 

 

Przesadza pan. Takie słowa z ust dyrektora nie padły.

 

- Wprost nie, ale powiedział, że mój list ma przykryć kwestię związaną z wprowadzeniem eutanazji i związków partnerskich. To absurd. O. Rydzyk doskonale wie, że nigdy nie poparłem in vitro, związków partnerskich, nigdy nie byłem w tych kwestiach niejednoznaczny. Nie wiem jak to się ma do mojego listu.

 

 

 

Jak pan sobie to tłumaczy?

 

- To jakaś schizofrenia. Z jednej strony chcą wypełniać misję ewangelizacyjną, z drugiej - obrzucają ludzi błotem, rzucają kalumnie, wyzywają mnie od "mendy" i "sodomity". A czy geotermia, kopanie dziur w ziemi ma coś wspólnego ze zbawieniem ludzi? W Radiu Maryja bez przerwy powtarzają, że zaatakowałem o. Rydzyka ws. wielomilionowych przekrętów. A ja, broniąc się przed nieuczciwym zarzutem, przypomniałem tylko ten okres, w którym właśnie w sprawie obrony życia nie uzyskałem poparcia.

 

Cała rozmowa na portalu Wirtualna Polska

 

AM