Przyjeżdżasz do pracy, przed Tobą cały dzień fizycznej męczarni. Szef może nie najlepszy, ale płaci godnie i na czas. Na utrzymaniu masz rodzinę: żonę, dzieci. I wszystko to w jeden dzień możesz stracić w imię "wyższej konieczności"! Myślisz, że to żart? Nie, witam w świecie ekoterrorystów z Puszczy Białowieskiej. Celebryci, filozofowie, freelancerzy, znawcy sztuki... gdybyśmy spojrzeli na to czym zajmują się "obrońcy puszczy" to mielibyśmy wrażenie, że zebrała się tam prawdziwa intelektualna śmietanka narodu. Ja jednak całą tą śmietankę nazwać mogę wyłącznie "warszawskimi paniskami".

Jestem z Podlasia i doskonale znam realia tych terenów. Białystok, Suwałki, Hajnówka, Siemiatycze w teorii to powiaty niezbyt dalekie od siebie, ale w praktyce często spotykają się tam zupełnie inne światy. Gdy myślimy Puszcza Białowieska to na myśl przychodzą nam domki letniskowe w Białowieży. Hotele, motele, niewielkie restauracyjki i masa terenów zielonych. Wiecie dlaczego tak o tym myślicie? Bo nie znacie realiów. Często brutalnych, często smutnych realiów życia mieszkańców Budy, Pogorzelec, Narewki. I już nie o samą wycinkę drzew tu chodzi. Mimo, że najbardziej stracili na nich lokalni mieszkańcy, którzy mieli pracować na tym sprzęcie. Tu chodzi o terroryzm, który "warszawskie paniska" stosują dla uśmiechu i poklasku innych "warszawskich panisk".

Otóż drogi panie "ze stolicy", który przed kamerami krzyczysz, że utwardzenie drogi prowadzącej przez las zagraża zwierzętom, jak szczęśliwy byś był gdyby twój szef nakazał Ci codziennie jeździć do pracy nie bezpośrednio, ale przez obwodnicę miasta dokładając 20-25 kilometrów? Jak bardzo byłbyś szczęśliwy, gdybyś zamiast 200 metrów do najbliższego sklepu spożywczego miał 10 kilometrów? To jest prawdziwa rzeczywistość, z którą mierzą się Ci ludzie. Twój protest drogi "obrońco puszczy" to zmuszenie 80 letniej, schorowanej staruszki do kilkugodzinnej wyprawy autobusem, żeby trafić na wizytę do lekarza. Twój protest to 6 letnia dziewczynka, która musi wstać o 5:30, żeby na 8:00 dojechać do szkoły. Twój protest to kilkudziesięciu bezrobotnych liczących na zasiłek, bo dojazd do pracy jest nieopłacalny.

Dzień w którym Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał ekoterrorystów za niewinnych, bo działali "w wyższej konieczności" uważam za symboliczny. Dający pożywkę temu, by postawa oklaskiwana na lewicowych salonach była normą. To dzień, w którym polski sędzia we współpracy z "warszawskim paniskiem" pośrednio zabija w lokalnych mieszkańcach wiarę w normalne życie.

Marcin Jan Orłowski