W piątek późnym wieczorem doszło w Turcji do próby wojskowego przewrotu. Na ulicach Ankary i Stambułu pojawiły się pojazdy wojskowe, zamknięto lotniska. W nocnych starciach w stolicy Turcji zginęło 90 osób - podała państwowa agencja Anadolu. W nocy do kraju powrócił z wakacji prezydent Recep Erdogan, który zapewnił, że kontroluje sytuację w kraju.

Tureckie władze ogłosiły, że zamach stanu został powstrzymany. Ujawniono, że chwilę po tym jak prezydent Recep Erdogan opuścił hotel, w którym przebywał na urlopie, budynek został zaatakowany przez lotnictwo buntowników.

Zdaniem włoskich mediów o niepowodzeniu puczu zadecydowało potępienie rebeliantów przez międzynarodowych przywódców - od kanclerz Angeli Merkel po Sojusz Atlantycki. Eksperci zwracają uwagę, że przewrót wojskowy to inicjatywa anachroniczna, nie licząca się ze zmianami, jakie zaszły ostatnio w Turcji. 70 proc. sił zbrojnych w tym kraju to dwudziestoletni poborowi. To dzisiejsza młodzież, która nie otworzyłaby ognia do tłumu. 

Jeden z ekspertów wskazuje, że przejęcie władzy przez tureckich generałów oznaczałoby powrót państwa świeckiego, a w konsekwencji zerwanie więzów z Państwem Islamskim i ponowne zbliżenie z Syrią.

Agencja Anadolu podała, że liczba rannych wzrosła do 1154.

– Tego typu wydarzenia zdarzają się w Turcji mniej więcej co 10 lat – stwierdził w radiowej Jedynce szef MSWiA Mariusz Błaszczak Minister zwrócił uwagę, że mimo podobnych przypadków w przeszłości, tym razem sytuacja międzynarodowa jest dla Turcji trudniejsza z powodu wojny na Bliskim Wschodzie i ataków terrorystycznych w zachodniej Europie, tymczasem Ankara – jak podkreślił – jest ważnym państwem stabilizującym sytuację na Bliskim Wschodzie.

Liczba zatrzymanych wojskowych podejrzanych o udział w puczu wzrosła do 1563 – podały władze.

za: TVP INFO