Eryk Łażewski, Fronda.pl: Ostatnio w polskiej polityce znowu pojawił się pewien antyklerykalizm. Wydaje się, ze w III RP zapoczątkowali go Janusz Palikot i Donald Tusk, mówiący, że nie będzie klęczał przed księdzem. Następnie podjęli tą sprawę polityczni następcy Palikota i Tuska: Rafał Trzaskowski i Robert Biedroń. Ostatnio zaś, pojawiła nowa „gwiazda antyklerykalizmu”: Leszek Jażdżewski, który wygłosił  swoją szeroko komentowana przemowę przed wystąpieniem Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim. Czy to przewijanie się wątku antyklerykalizmu wskazuje na to, że jest on jakoś opłacalny politycznie i w związku z tym popularny w Polsce? 

Profesor Jan Żaryn, historyk, senator PiS: Wydaje mi się, że sprawa jest bardziej złożona, niż tylko oparta na przekonaniu o opłacalności. Choć oczywiście, ten wątek trzeba brać pod uwagę, bo oczywiście – biorąc historycznie rzecz całą – możemy powiedzieć, że w okresie międzywojennym istniał zauważalny wiejski antyklerykalizm, który dotyczył raczej poziomu relacji wieś – parafia, czy też relacji związanych z kondycją materialną bardzo spauperyzowanej Polski. I na tym tle żerował kiedyś ruch ludowy, lewicowy. Natomiast wydaje mi się, że tak dużo przeobrażeń społecznych już nastąpiło, że ktokolwiek próbowałby  (na przykład PSL) odwoływać się do tego dziedzictwa antyklerykalizmu ludowego, to raczej napotka na bardzo daleko idące przeszkody i niezrozumienie.

Kwestia najważniejsza chyba, to zbiorowa pamięć Polaków o Kościele katolickim i męczeństwie jego córek oraz synów, w tym kapłanów i sióstr zakonnych, od św. Maksymiliana po bł. Ks. Jerzego, O prowadzeniu Narodu do niepodległości. I ten dorobek katolicyzmu polskiego i Kościoła jako wspólnoty, jest na tyle silny iż trudno go ignorować. Dorobek – podkreślam – związany z realizacją naszych niepodległościowych aspiracji, jest dziś powszechnie uznawany. I niewątpliwie dominuje nad jakimikolwiek negatywnymi emocjami, które by ktoś chciał wydobyć: czy z tego antyklerykalizmu materialnego, czy związanego z tak zwaną „pedofilią w Kościele”. Pedofilii poza Kościołem jest zdecydowanie więcej, a jej źródeł należy szukać w ideologii i praktyce życia pokolenia ’68. Czy to się zatem opłaca? Powtarzam: nie opłaca się politycznie, wydaje mi się… Natomiast, moim zdaniem, problem nie jest w opłacalności, tylko w ideologicznym zacietrzewieniu, albo też projekcie „nakazowo-rozdzielczym” skierowanym do Polski wraz z szelestem pieniędzy. Doktryna marksistowska też wydawało się, że się nie opłaca w tym sensie, że niewielu było w Rosji bolszewików, a później bolszewicka rewolta stała się faktem. Po 1944 r. w Polsce nie było zbyt wielu komunistów, a jednak ilu z Polaków – szczególnie inteligencji – zdecydowało się na to by ich marksizm ukąsił. I wydaje się, że w tym przypadku, „toutes proportions gardees” oczywiście, bo nikt nie podejrzewa dzisiejszych ideologów o skłonność do mordowania przeciwników ideowych, odbywa się podobny proces. Co to znaczy? Dzisiaj ideologia postmarksistowska wiąże się z chęcią przeobrażenia życia publicznego, przeobrażenia świata. I to nie tylko i wyłącznie w formie narzucania prawa stanowionego (co jest oczywiście bardzo widocznym elementem tej walki o przestrzeń publiczną), ale także poprzez podważanie wiarygodności instytucji, które przeszkadzają tej nowej, neomarksistowskiej rewolucji. A tutaj w Europie mamy Kościół hierarchiczny, rzymskokatolicki. I będziemy świadkami takich ideologicznie podyktowanych aktów nienawiści wobec Kościoła. I trzeba się z tym liczyć. A za każdym razem będzie temu towarzyszyła taka atmosfera testu. To znaczy, na ile kolejny atak na Kościół będzie przez Polaków kontrowany, a na ile wygra zbiorowa bierność, nie dawanie świadectwa, nie identyfikowanie własnej wrażliwości z przekazem bluźnierczym. Testowaniu podlegać będzie także beneficjent źródeł finansowania tej nagonki; na ile jest pokorny i zdolny do naplucia na własny kręgosłup moralny. Nie zazdroszczę tym, którzy postanowili z własnego wyboru przechodzić dziś podobny etap swojej walki przeciwko sobie, jak część inteligencji polskiej okresu stalinowskiego. Ten swoisty tekst zachowań będzie stronie atakującej dawać argumenty na rzecz przyspieszenia, bądź też spowolnienia swej propagandy…A cel tej operacji? Młode pokolenie Polaków, by straciło więź z polskością rozumianą i przeżywaną w kontekście historii i tradycji.

To jest w tym sensie widoczne także, że przyglądamy się również w Polsce, tym wszystkim osobom które finansują taką rewolucję kulturową. Postać pana Sorosa, która jawi się jako jedna z bardziej widocznych, nie jest jedyną z takich bardziej instytucjonalnych, które są zainteresowane, np. poprzez siłę mediów, ale również poprzez prawo stanowione, wprowadzić relatywizm, zamęt, a potem nieobyczajność jako normę. Funkcjonowanie rodziny jako ojca i matki oraz ich dzieci, bądź wielopokoleniowej rodziny, jest dziś jeszcze traktowane w Polsce jako pozytywna wartość – godna podtrzymywania przez państwo. Ale jak długo? To są wszystko wartości i zjawiska tożsame z naturą człowieka i wypracowaną dzięki niej kulturą człowieka - nie tylko pobożnego, a jednocześnie ta baza jest w tej chwili bardzo postponowana od jakiegoś czasu przez siewców ideologii skierowanej przeciwko naturze człowieka i przeciwko wypracowanej przez wiele pokoleń kulturze człowieka.

A chciałbym się zapytać, czy w Polsce można zauważyć różne odmiany tej rewolucji, czy antyklerykalizmu, prezentowane przez wspomnianych wcześniej polityków. Czy więc inny byłby antyklerykalizm Tuska, inny Jażdżewskiego, a inny Biedronia?

 Jeśli mam być szczery, to różnice (jeżeli są to jakieś uboczne), są w sferze walki o potencjalny elektorat tych partii i związane z rywalizacją wewnętrzną. Dzisiaj Koalicja Europejska jest w obawie, że utraci znaczenie wśród elektoratu. I stąd - z powodów pragmatycznych – jest zdolna do wchodzenia na teren tych antywartości: po to, by „Wiosna” pana Biedronia nie stała się konkurencją. Nie tyle w sferze głębokiej różnicy ideowej, co raczej chodzi o potencjalny elektorat. Jedna strona i druga –wydaje mi się – podjęły decyzję strategiczną wygrania rządów dusz w młodym pokoleniu, i realizują ekspansywny program wielkiej fali antykulturowej, która niesie się przez Europę, teraz Środkowo – Wschodnią. To pokolenie dotknięte rewolucją 1968 roku, dziś odchodzące powoli, mając w swojej ręce znaczące środki władzy, mając środki finansowe, chce jakby ostatnim rzutem na taśmę doprowadzić do tego, żeby młodsi podjęli te same cele.

Pojawia się zatem pytanie na ile w warunkach, tak głęboko tkwiącego w Polskim Narodzie, przywiązania do naszych bohaterów, wiec także w rodzinach, konkretnych osobach, które deklarują się jako zwolennicy „Wiosny” czy Koalicji Europejskiej, rzeczywiście ta nowa fala rewolucyjna jest autentycznym przeżyciem, a na ile jest w gruncie rzeczy jeszcze projektem sztucznym, który ludzie ci sami sobie  muszą jeszcze mocno narzucić – bez obecności stalinowskiego bata. Znowu, powołując się na pewien fenomen z czasów komunizmu, pamiętam takie materiały Urzędu Bezpieczeństwa, z których wynikało, że bardzo znany uczony, profesor Bogdan Suchodolski, którego młodzi marksiści w latach stalinowskich oskarżali o „faszyzm”, zdawał się pokornie pytać swych ciemiężycieli, by nauczyli go bycia marksistą. Ta dobrowolna dziś niewola, to jedno z zagrożeń, któremu ulega dzisiaj część polskiej inteligencji firmującej antykościelne i antykatolickie wyzwiska. Warto być wolnym, a nie niewolnikiem cudzych poglądów! To niegodne człowieka.

 Prawdopodobnie wspomniani wyzej inteligenci muszą zaprzeczyć korzeniom swojego personalnego, kulturowego dziedzictwa. Mam nadzieję, ze np. działacze PSL- u mają taki dylemat w związku ze swoimi koalicjantami. Bo to są przecież katolicy! W Polsce ponad dziewięćdziesiąt procent mieszkańców deklaruje się nadal jako katolicy, choć chodzących regularnie do świątyń z roku na rok jest coraz mniej – średnio ok. 40%; nadal na Podkarpaciu najwięcej, a na Pomorzu Zachodnim, najmniej (oczywiście nie przez przypadek). I tu jest pytanie, czy ten antyklerykalizm jest u nas czymś normalnym. A może jest czymś w jakiejś mierze pozytywnym, skoro znajduje pewien oddźwięk? Oczyszczającym? Zobaczymy! Powtarzam, ten antyklerykalizm historyczny; ten, który musi być jeszcze w pokładach pamięci II Rzeczypospolitej, jest w pewnym sensie naturalny, odziedziczony. Natomiast on dzisiaj jest marginalny. Dzisiaj jest nieistotny. Dzisiaj istotniejszy jest (pod tym samym słowem kryjący się) sztuczny antyklerykalizm, wypracowany przez ideologów i nosicieli lewicowej propagandy. W związku z tym, mamy tu mniejsze umocowanie we wrażliwości autentycznej, społecznej, także u samych tych liderów, którzy stają się nosicielami kolejnej fali, tzw. postępu.

 

Rozumiem. Bardzo dziękuję Panu Profesorowi za wywiad dla Frondy.pl.