Papież emeryt Benedykt XVI rzadko zabiera publicznie głos. Zrobił to jednak kilka dni temu, publikując na łamach „Herder Korrespondenz” krótką odpowiedź na krytyczny wobec jego poprzedniego tekstu artykuł. Jaki tekst Józef Ratzinger uznał za godny polemiki?

 

W kwietniu papież-emeryt Benedykt XVI ogłosił w bawarskiej gazecie „Klerusblatt” tekst na temat kryzysu nadużyć seksualnych. Uznał, że nadużycia popełniane przez duchownych to w dużej mierze efekt zaniku wiary w Boga. Bardzo wiele miejsca Józef Ratzinger poświęcił także upadkowi obyczajów po 1968 roku, kiedy to wybuchła tak zwana rewolucja seksualna.

Niezliczone były polemiki z tezami Benedykta XVI. Jedną z nich zamieściła w lipcowej edycji „Herder Korrespondenz” niemiecka historyk, Birgit Aschmann. To właśnie na jej artykuł postanowił odpowiedzieć Józef Ratzinger. Tekst Aschmann już tylko z tego powodu jest wart uwagi; za bliższym mu się przyjrzeniem przejawia wszelako także fakt, że materiał ten jest niezwykle symptomatyczny dla niemieckiego progresywnego spojrzenia na kryzys nadużyć. Kluczowa teza Aschmann brzmi bowiem: seksualne ekscesy kapłanów są spowodowane także encykliką „Humanae vitae” św. Pawła VI oraz obowiązkiem celibatu.

Być może właściwy, długotrwały problem Kościoła nie leżał wcale w zbyt liberalnym podejściu do seksualności, ale, wprost przeciwnie, w ekstremalnie wrogich wobec świata wypowiedziach nauczycielskich, w restrykcyjnej postawie, która natychmiast w konieczny sposób prowokowała do niespójności i sprzeczności.

Według Aschmann błędy ostatnich dziesięcioleci można wyjaśnić właśnie powstaniem w Kościele czegoś, co nazywa kulturą podwójnej moralności, a co miałoby być wynikiem zakazania przez św. Pawła VI stosowania antykoncepcji.

Rozumowanie Niemki jest następujące. Kościół ogłosił zakaz antykoncepcji. Ludzie uznali go za absurdalny i go nie przyjęli. Stosowali antykoncepcję nadal, ale mając przy tym wyrzuty sumienia. Przestawali ufać w nauczanie moralne Kościoła. Część księży nie mogła się pogodzić z tym zakazem, nawet na spowiedzi trudno było im mówić o tym małżonkom, bo wewnętrznie go odrzucali. W efekcie zaczął dramatycznie podupadać autorytet nauczycielski Kościoła. Kościół przestał się jawić jako wiarygodne źródło wiedzy o prawach moralnych w obszarze seksualności. To doprowadziło do podważania innych aspektów jego nauczania, nie tylko na temat antykoncepcji. Księża, którzy zmagali się z celibatem, otrzymali kolejną trudność, bo stracili z oczu kompas. To wreszcie mogło sprawić, że tym łatwiej popadali w grzeszne czyny wobec mężczyzn, kobiet, nawet dzieci.

Aschmann przekonuje, że w roku 1968 bardzo wielu katolików odbierało konieczność spowiadania się ze stosowania antykoncepcji w małżeństwie jako bezprawną i upokarzająca ingerencję w ich życie intymne. Narastał bunt i sprzeciw. Według niemieckiej historyk św. Paweł VI podjął fatalną decyzję zakazując antykoncepcji, bo w ogóle nie uwzględnił sensus fidei wiernych. Niemieccy biskupi byli świadomi powstałego gigantycznego napięcia. Sami byli zdecydowanie przeciwni zakazowi antykoncepcji. Dlatego wkrótce po ogłoszeniu „Humanae vitae” wydali „Deklarację z Königstein”, w której pouczyli wiernych, by, jeżeli nie chcą zgodzić się na papieską argumentację, stosowali antykoncepcję, zachowując zasadniczą otwartość na życie. To koncepcja, w myśl której nie każdy akt małżeński musi być otwarty na życie, ale zasadniczo małżonkowie mają być na nie otwarci. Dopuszczono zatem stosowanie antykoncepcji, jeżeli małżonkowie mają już kilka dzieci lub jeżeli zachodzą w ich rozumieniu naprawdę ważne przyczyny, które uniemożliwiają im posiadanie kolejnych.

"Moralność seksualna Kościoła katolickiego domagała się rezygnacji i wstrzemięźliwości także w małżeństwie: jako moralnie bez skazy uchodził tylko taki stosunek płciowy, który pozbawiony był sztucznej antykoncepcji. Stąd wśród małżonków seks z użyciem prezerwatywy lub pigułki antykoncepcyjnej pozostawał nadal ciężkim grzechem" - pisze krytycznie Aschmann.

Według Aschmann wielu katolików czuło się prześladowanych przez Kościół tym, że musieli podczas spowiedzi tłumaczyć się, dlaczego zaraz po ślubie nie mają dzieci albo że mają dzieci niewiele. W jej ocenie małżonkowie szukali takich spowiedników, którzy zapewniali ich, że zbawienie ich dusz nie jest zagrożone z powodu stosowania przez nich antykoncepcji. Z drugiej strony było to otwarcie sprzeczne z encykliką św. Pawła VI i stąd, twierdzi ASchmann, wielu "duszpasterzy i teologów w Niemczech" doszło do wniosku, że religia jest nie do połączenia z miłością małżeńską.

"To, że prawo, któremu nikt nie jest posłuszny, oddziałowuje na autorytet prawodawcy, było wiadome już w 1968 roku" - twierdzi.

"Za jak obowiązującą uważali księża moralność seksualną, która tak bardzo oddala się od warunków życiowych i potrzeb ludzi, że niemal nikt nie trzyma się już wskazówek urzędu nauczycielskiego?" - pyta Aschmann.

Według historyk zawsze byli księża i zakonnicy, którzy nie dorastali do ideału życia w celibatu. Jej zdaniem jednak to, jak radzili sobie z trudnościami, było warunkowane także okolicznościami historycznymi. W sytuacji erozji autorytetu Kościoła w moralności, twierdzi Aschmann, zaczęli mieć poważne kłopoty.

Stąd, dowodzi Aschmann, można upatrywać odpowiedzialności za kryzys nadużyć seksualnych w Kościele właśnie w nauczaniu Kościoła katolickiego. Niewypowiedziana konkluzja jest zatem taka: skoro „Humane vitae”, jak wiadomo, opracował w przemożnej mierze Karol Wojtyła, późniejszy papież, winę za kryzys ponosi właśnie Polak...

Benedykt XVI w swojej krótkiej odpowiedzi Aschmann napisał tymczasem jasno: centralnym problemem kryzysu nadużyć jest po prostu brak wiary wśród wielu kapłanów i świeckich oraz głęboki zanik autentycznego życia modlitewnego i osobistej więzi z Jezusem Chrystusem. 

hk/herder korrespondenz