Zauważmy, że już sam naturalny rozwój człowieka poczynając od dzieciństwa poprzez młodość, wiek dojrzały i starość przechodzi przez szereg kryzysów, które przynoszą inne spojrzenie na świat i życie. Jednak obecnie wychowuje się młodzież do dynamicznego wzrostu i realizacji swoich pragnień związanych z ambicjami i ideałami. Jednym słowem młody człowiek jest zachęcany do budowania własnej wizji siebie samego i w ten sposób kreuje siebie samego. Jest to demiurgiczny ideał życia człowieka, który wywodzi się z oświecenia, a dzisiaj dochodzi do szczytu, łamiąc wszelkie zasady zdrowego rozsądku, podważając najbardziej podstawowe zasady myślenia. W tych pomysłach realizuje się gorzka refleksja na temat filozofii, że trudno wymyślić co takiego, choćby najbardziej głupiego, czego ktoś już wcześniej by nie uważał za prawdę. To, co się dzisiaj dzieje, pokazuje, jak nasz umysł potrafi robić z nas kompletnych durniów.

Wydaje się, że taki demiurgiczny ideał dominuje dzisiaj w kulturze Zachodu. Życie udane lub nie, według tego ideału, polega na realizacji tych pragnień sterowanych ideami i wyobrażeniami. Jeżeli jednak tak by się stało, jak sobie wyobrażamy siebie i naszą przyszłość, to okazałoby się, że jesteśmy w piekle. To nie są jedynie teoretyczne stwierdzenia, ale mają swoje konkretne realizacje w rzeczywistości. Takim projektem był np. komunizm. Efektem było zawsze piekło i to we wszystkich krajach, gdzie starano się komunizm zaprowadzić. Podobnie można by wskazać takie przykłady w życiu osobistym konkretnych osób. Wydaje się, że w literaturze pięknej można znaleźć wiele takich przykładów.

 

Bo co może powiedzieć o sobie, jeżeli nie wie, dlaczego w ogóle istnieje, jaki jest sens tego istnienia, dlaczego jest taki a nie inny, co będzie przy jego śmierci i w ogóle o co chodzi w jego życiu? Jeżeli nie jest w stanie odpowiedzieć na te podstawowe pytania, to cóż może powiedzieć o sobie i o sensie własnych wyobrażeńodnoszących się do jego przyszłości, tym bardziej, że ta przyszłość ostatecznie kończy się śmiercią!? Przy czym jak widać z doświadczenia, ideały i związane z nimi wyobrażenia się zmieniają wraz z wiekiem i doświadczeniem człowieka. Zatem jaki jest sens owych pragnień sterowanych ideałami i wyobrażeniami?

Niemniej model wychowawczy oparty na ideale demiurgicznym nadal dominuje i „dobrze się ma”, co nie znaczy, że dobrze służy człowiekowi w jego rozwoju. Wręcz przeciwnie przygotowuje on wcześniej czy później kryzys i im bardziej jest wpojony człowiekowi, tym przełamanie tego kryzysu staje się trudniejsze. Warto sobie w tym momencie uświadomić, że największą przeszkodą w życiu duchowym są nasze wyobrażenia i sterowane przez nie oczekiwania, pragnienia, marzenia itd. Tę prawdę odkryli we własnym życiu mnisi z IV i V w. Jest to prawda zawsze aktualna. Jeżeli ktoś ją ignoruje, przygotowuje sobie klęskę w życiu duchowym.

Ten nowożytny, oświeceniowy ideał jednocześnie odrzuca prawdę o człowieku i jego istocie. Ideał jest bowiem własną produkcją, a nie wynika z obiektywnego spojrzenia, bierze się z pragnienia, które rodzi się na pewnym etapie życia, a nie z trzeźwej refleksji poznawczej opartej na obserwacji i doświadczeniu siebie i własnego życia. Jeżeli bowiem patrzymy od strony naszego doświadczenia i podstawowej prawdy, jaką jesteśmy w stanie zobaczyć, to musimy stwierdzić, że nie wiemy, kim naprawdę jesteśmy, ale jednocześnie dostrzegamy, że naszym życiem rządzą jakieś określone, bardzo ścisłe prawa, które powodują, że w zależności od podejmowanych postaw stajemy się szczęśliwi lub nie, wzrasta w nas radość życialub przygnębienie i niechęć do samego życia. W tym drugim przypadku łatwo przerzucamy winę na innych lub na okoliczności zewnętrzne, które powodują w nas takie skutki. Jednak nawet niezbyt głęboka refleksja ukazuje, że stan naszego ducha zależy zasadniczo od naszych wyborów, postawy, jaką przyjmujemy wobec różnych sytuacji.

Skoro jednak młodzi ludzie nie tylko ze względu na oświeceniowy ideał, ale z naturalnego dla młodości idealizmu i poczucia siły i własnych możliwości wchodzą w swoją pracę z jakimś ideałem lub pragnieniami, muszą się wcześniej czy później zderzyć z rzeczywistością, która jest inna, niż im się zdaje. Okazuje się, że ideałów nie da się zrealizować w postaci, jaką noszą w wyobraźni, że ich możliwości i zdolności są ograniczone, że przegrywają z rzeczywistością i innymi. Takie doświadczenia prowadzą do smutnych refleksji, które mogą prowadzić do załamania się, rezygnacji i poczucia klęski. Jednak w istocie są one szansą na inne spojrzenie, inne rozumienie i otwarcie się na prawdę. Kryzys wyobrażeń i ideałów staje się szansą na spotkanie się z rzeczywistością i z żywym Bogiem. I to od strony duchowej jest najważniejsze, nie to, co osiągniemy w wymiarze zewnętrznym, ale otwarcie na prawdę, którą niesie w sobie życie. W sytuacji kryzysu najbardziej widzimy, jak prawdziwe są słowa Pana Jezusa mówiące o tym, że poznanie prawdywyzwala (zob. J 8,32). Natomiast nie prowadzi do wyzwolenia żadna tolerancja, komfort psychiczny, czy jakiekolwiek układy polityczne i międzyludzkie, które nie wyrastają z uznania prawdy.

Nasze refleksje odnoszące się do kryzysu młodego idealisty, na nieco inny sposób, ale jednak podobnie odnoszą się także do ludzi, którzy są cyniczni w swych dążeniach. Dla nich nie ma pozytywnych ideałów, ale istotne jest to, co sami zdobędą dla siebie, dla własnej satysfakcji: kariera, pieniądze, sława, znaczenie, władza…, czyli to, co św. Jan w swoim liście mówi, że panuje na świecie: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2,16). Ostatecznie jednak okaże się, że to wszystko nie wystarczy, że to w końcu prowadzi do poczucia pustki i marności, o czym pisze Kohelet, mędrzec Starego Testamentu. Warto w tym momencie przytoczyć dłuższy nieco fragment jego księgi, w którym Kohelet mówi o wszystkich postawach w życiu, także o szukaniu swego w przyjemnościach i o tym, do czego to prowadzi:

 

12 Ja, Kohelet, byłem królem nad Izraelem w Jeruzalem. 13 I skierowałem umysł swój ku temu, by zastanawiać się i badać, ile mądrości jest we wszystkim, co dzieje się pod niebem. To przykre zajęcie dał Bóg synom ludzkim, by się nim trudzili.14 Widziałem wszelkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem. 15 To, co krzywe, nie da się wyprostować, a czego nie ma, tego nie można liczyć. 16 Tak powiedziałem sobie w sercu: «Oto nagromadziłem i przysporzyłem mądrości więcej niż wszyscy, co władali przede mną na Jeruzalem», a serce me doświadczyło wiele mądrości i wiedzy. 17 I postanowiłem sobie poznać mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę. Poznałem, że również i to jest pogonią za wiatrem, 18 bo w wielkiej mądrości – wiele utrapienia, a kto przysparza wiedzy – przysparza i cierpień. 2 1 Powiedziałem sobie: «Nuże! Doświadczę radości i zażyję szczęścia!» Lecz i to jest marność. 2 O śmiechu powiedziałem: «Szaleństwo!», a o radości: «Cóż to ona daje?» 3 Postanowiłem w sercu swoim krzepić ciało moje winem − choć rozum miał zostać moim mądrym przewodnikiem − i oddać się głupocie, aż zobaczę, co dla ludzi jest szczęściem, które gotują sobie pod niebem, dopóki trwają dni ich życia. 4Dokonałem wielkich dzieł: zbudowałem sobie domy, zasadziłem sobie winnice, 5założyłem ogrody i parki i nasadziłem w nich wszelkich drzew owocowych. 6Urządziłem sobie zbiorniki na wodę, by nią nawadniać gaj bogaty w drzewa. 7Nabyłem niewolników i niewolnice i miałem niewolników urodzonych w domu. Posiadałem też wielkie stada bydła i owiec, większe niż wszyscy, co byli przede mną w Jeruzalem. 8 Nagromadziłem też sobie srebra i złota, i skarby królów i krain. Nabyłem śpiewaków i śpiewaczki oraz rozkosze synów ludzkich: kobiet wiele. 9 I stałem się większym i możniejszym niż wszyscy, co byli przede mną w Jeruzalem; w dodatku mądrość moja mi została. 10 Niczego też, czego oczy moje pragnęły, nie odmówiłem im. Nie wzbraniałem sercu memu żadnej radości − bo serce moje miało radość z wszelkiego mego trudu; a to mi było zapłatą za wszelki mój trud. 11 I przyjrzałem się wszystkim dziełom, jakich dokonały moje ręce, i trudowi, jaki sobie przy tym zadałem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem! Z niczego nie ma pożytku pod słońcem (Koh 1,12−2,11).

 

Po doświadczeniu wszystkiego, co człowiek może osiągnąć na świecie, zarówno tego, co jest uważane za dobre, jak i tego, co jest uważane za coś złego, Kohelet dochodzi do jednego, niepodważalnego stwierdzenia: wszystko to marność i pogoń za wiatrem! Z niczego nie ma pożytku pod słońcem (Koh 2,11). Oczywiście można się bardzo długo zwodzić, gdyż jest mnóstwo możliwości i coraz to próbować czegoś nowego łudząc się nadzieją, że właśnie ta nowa możliwość okaże się drogą do pełni szczęścia?! Jednak ostatecznie wniosek Koheleta nas wcześniej czy później dopadnie. Wszelkie nasze działania i nadzieje stają się płonne i pozbawione sensu.

Tak czy inaczej będzie to chore, a nie zdrowe. Człowiek potrafi być tak dalece zdeterminowany w potwierdzaniu swoich racji, że dla niego 2+2 wcale nie musi być 4, ale tyle, ile mu akurat pasuje. Można zaprzeczać najbardziej oczywistym faktom, nadawać im przewrotną interpretację, twierdzić, że to jest spisek, coś ukartowanego i dlatego człowiek przegrywa… Takie zjawisko obserwuję niejednokrotnie i budzi to we mnie przerażenie. A kiedy i inni poważnie traktują te chore struktury, ręce zupełnie opadają. Okazuje się, że nasz umysł potrafi z nas zrobić całkowitych durniów. Dlatego kryzys, choć nie jest czymś przyjemnym, jest wielką szansą. Jest on bólem w naszym organizmie, który jest sygnałem, że trzeba coś zmienić. To samo odnosi się także do firmy i jej rozwoju. Tutaj także można wpaść w zamkniętą, sztywną strukturę działania, która prowadzi do degradacji albo pójść do przodu, wprowadzić zmiany organizacyjne, od strony celu, sposobu działania, atmosfery pośród załogi itd., i w ten sposób rozwinąć nowe możliwości i dynamikę. Proces, jak widzimy, jest zazwyczaj cykliczny i prowadzi do kolejnego kryzysu, który w perspektywie rozwoju prowadzi do zmian i wzrostu.

W naszych refleksjach koncentrujemy się jednak na samym liderze i duchowym wymiarze jego rozwoju związanego z doświadczeniem kryzysu. Dlatego interesuje nas w sposób szczególny kryzys duchowy, czyli kryzys dotyczący sensu. Opisany przez Koheleta kryzys, który wyraża doświadczenie marności, ma właśnie taki sens. W istocie polega on na tym, co pisze nieco wcześniej Kohelet:

9 To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem (Koh 1,9).

 

Jedynym ratunkiem wobec kryzysu jest „coś nowego”, istotnie nowego, a nie jedynie modyfikacja tego, co jest lub nowa atrakcja, która nie zmienia istoty samej sytuacji. Już w Starym Testamencie prorok Izajasz mówił w imieniu Boga:

 

Od tej chwili ogłaszam ci rzeczy nowe, tajemne i tobie nieznane. 7 Dopiero co zostały stworzone, a nie od dawna; i przed dniem dzisiejszym nie słyszałeś o nich, żebyś nie mówił: „Właśnie je znałem”. 8 Wcale nie słyszałeś ani nie widziałeś, ani twe ucho nie było przedtem otwarte, bo wiedziałem, jak bardzo jesteś wiarołomny i że od powicia zwą cię buntownikiem (Iz 48,6−8).

 

Ostatecznie w Biblii jedyną prawdziwą nowością wobec horyzontalnego spojrzenia Koheleta jest autentyczne spotkanie z Bogiem, co w wymiarze chrześcijańskim wyraża się tajemnicą wcielenia Syna Bożego i jego dziełem odkupienia objawiającym się w pełnie poprzez zmartwychwstanie. Ono oznacza całkowicie nowe życie, inne niż dotychczas, oparte na całkowicie innych zasadach. A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo, lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka (Ap 21,27). Królestwo Boże jest królestwem miłości i pokoju. Nie ma w nim miejsca żadna złość i kłamstwo. Jest to królestwo sprawiedliwości, która nie polega na równości w tym, co każdy otrzymuje, ale na pełni życia według właściwej sobie miary i charakteru. Nie ma w nim sensu żadne porównywanie się. Każdy dostaje pełnię, ale właściwą swojej osobowości.

W wymiarze doczesnego życia także nowość pozostaje autentycznym wyjściem z sytuacji kryzysowej. Oczywiście w tym doczesnym wymiarze nowość nie będzie polegała na tak radykalnej zmianie, jednak w kryzysie zawsze będzie chodziło o nowość sposobu patrzenia i wartościowania. Patrząc starymi kategoriami, w kryzysie widzimy klęskę, co prowadzi do załamania się, do cofania się i degradacji. Jednak kiedy patrzymy nowymi kategoriami, otwiera się szansa na rozwój i postęp. Tak czy inaczej musi się dokonać zmiana widzenia sensu własnego życia i działania. Przypominam w tym momencie, że największą przeszkodą w naszym rozwoju, autentycznym życiu, są nasze pragnienia sterowane wyobrażeniami. Dopiero przełamanie ich, nowe spojrzenie wyzwala i ukazuje nową perspektywę rozwoju. W Nowym Testamencie taka zmiana nazywa się metanoją, czyli zmianą nous, umysłu, sposobu widzenia i wartościowania tego, co się widzi i robi. Mówiąc od innej strony, musimy się dać zaskoczyć, zadziwić, zawstydzić, a nawet zranić. To ostatnie jest bardzo ważne w miłości.

Jeżeli w miłości boimy się zranienia, uciekamy przed nim, to miłość obumrze. W miłości trudno się obronić przed zranieniem. Zbyt istotne są w niej relacje i zbyt głęboko sięgające. W takim przypadku czasem małe nieporozumienie powoduje cierpienie, nie mówiąc o zdradzie. A przecież wszyscy jesteśmy słabi, impulsywni, czasem zaślepieni emocjami itd. Kiedy zranienie powoduje zamknięcie się na przebaczenie, to wówczas naprawdę dochodzi do zdrady miłości. Zdrada w jakiejś euforii, amoku, nie jest pełną zdradą. Jest nią uparte odmawianie przebaczenia. Odmawiając przebaczenia, odmawia się miłości i to w sposób uparty, wyrachowany. To jest wprost jednoznaczna zdrada miłości. Jeżeli ktoś nie umie przyjąć cierpienia w miłości, nie potrafi przebaczyć ze względu na miłość, nie jest naprawdę zdolny do miłości prawdziwej. Oczywiście przebaczenie dotyczy kogoś, kto prawdziwie żałuje i pragnie przebaczenia, a nie kogoś, kto cynicznie oczekuje tolerancji dla swoich zdrad i manipuluje drugim, licząc na to, że jakoś tam będzie, że i tak otrzyma przebaczenie. W takiej postawie nie ma miłości z samej istoty.

 

Włodzimierz Zatorski OSB | Duchowość lidera

Źródło: www.ps-po.pl