Czy zwolennicy aborcji mogą liczyć na zbawienie? To pytanie pojawia się u wielu w kontekście śmierci Marii Czubaszek. O Bożym Miłosierdziu i o tym, że nie nam sądzić drugiego człowieka mówi ksiądz Tomasz Kancelarczyk.
Nie jest tajemnicą, że Maria Czubaszek nie była osobą będącą blisko Kościoła. Kiedy odchodzą tacy ludzie w naturalny sposób zastanawiamy się – jaki czeka ich los po śmierci?
Nie możemy wyrokować na temat tego, czy Maria Czubaszek dostąpi zbawienia, czy też nie. Byłoby to ogromnym przejawem ludzkiej pychy. Nie znamy serca człowieka i nie nam wyrokować o tym, co Pan Bóg z nami zrobi po śmierci. Dowiedziałem się o śmierci pani Czubaszek wczoraj, jadąc samochodem. Oczywiście znałem jej wszystkie wypowiedzi na temat wiary, Kościoła oraz co do samego tematu śmierci. Jako osoba wierząca sam zadałem sobie pytanie – co teraz z nią się stanie? Mimo tego, że moje odczucia wobec niej za życia były adekwatne do prezentowanej przez nią postawy w temacie aborcji, w pierwszej chwili po wiadomości o jej śmierci pomyślałem o modlitwie w jej intencji. O tym trzeba pamiętać w takich chwilach – o miłosierdziu Pana Boga. Nie jesteśmy władni, by mówić o zbawieniu, czy też nie.
Powinniśmy się modlić za niewierzących, którzy odeszli i nie spieszyć się z osądem. A jak zachęcać ludzi, którzy są daleko od wiary, by do niej wrócili, póki jest na to czas? Czemu tak często ludzie nie chcą nawet spróbować wrócić do Kościoła?
Nasze odniesienie do Boga jest piękną sferą naszego życia i kiedy sam zachęcam kogoś do pogłębienia życia duchowego, to nie z jakiegoś obowiązku, czy dlatego że nie będzie zbawiony, albo pójdzie do piekła. Mówię o tym, że być kochanym przez Boga i być z nim, jest rzeczą piękną. Wiele osób niestety nie doświadcza w swoim życiu miłości Boga. Być może często dlatego, że takie osoby w swoim życiu nie doświadczyły również miłości drugiego człowieka i później wszystko przez to się komplikuje.
Po śmierci osoby niewierzącej pozostaje zaś tylko modlitwa…
Nic innego tu nie można powiedzieć oprócz odwołania się do Bożego Miłosierdzia. Zawsze o tym myślę, kiedy odprawiam mszę świętą, wypowiadając słowa modlitwy za wszystkich wiernych zmarłych. W naszych modlitwach powinniśmy jednak pamiętać również o tych, którzy mówili o sobie, że byli niewierzącymi. Nie nam bowiem mierzyć wiary innych ludzi i ich odniesienia do Pana Boga.
Im dalej człowiek jest od Boga tym chyba trudniej do niego powrócić?
Wiadomo, że grzech oddziela nas od Boga. Im większy jest ten grzech, tym większe jest to oddzielenie. Sam jako ksiądz odczuwam to fizycznie poprzez brak niektórych osób w kościele. Kiedy ktoś wchodzi w grzech, przestaje przychodzić do kościoła, bo grzech mu zwyczajnie nie pozwala. Nie można bowiem z jednej strony trwać w grzechu, a z drugiej strony korzystać z łaski. Sytuacja ta dotyczy również w sposób szczególny osób, które dopuściły się grzechu aborcji.
Jak można pomagać tym, którzy dopuścili się tego grzechu, a chcą się nawrócić? Musi to być dla nich szczególnie trudne.
Z grzechu aborcji może rozgrzeszyć tylko specjalnie wyznaczony do tego ksiądz. Za wyjątkiem tego roku, gdy w Roku Miłosierdzia może to uczynić każdy kapłan. Sam jako ksiądz doświadczam tego, jak trudna to sytuacja, dla osób, które się z tego grzechu spowiadają. Osoby takie często nie spowiadały się od lat, gdyż wiadomo, najczęściej grzech aborcji został dokonany wiele lat temu. Widać jak przez lata osobom tym doskwierało to, że pozostawały poza wspólnotą Kościoła, fizycznie można odczuć jak wielkim bólem jest niekorzystanie z Łaski.
A jeśli mowa o tych, którzy nie zdążyli powrócić, czy jest dla nich nadzieja, jeśli choć w ostatnich chwilach wyrazili takie pragnienie?
Nie wiemy, jakie będzie nasze serce w godzinie naszej śmierci. Wszyscy pamiętamy ewangeliczną historię dobrego łotra, który w ostatnich chwilach swego życia prosił Chrystusa, aby ten pozwolił mu zasiąść z nim w Niebie. Nie nam sądzić drugiego człowieka, ale jedno wiemy na pewno – trwanie w grzechu oddziela od Pana Boga. Przypominam sobie pewną rozmowę z jedną osobą deklarującą się jako niewierzącą, trwającą w nałogu alkoholizmu, zawsze będącą daleko od wiary, chorą i mającą w perspektywie bliską śmierć. Pewnego razu ta osoba poprosiła mnie, abym po jej śmierci odprawił mszę świętą w jej intencji. To było dla mnie jako dla wierzącego niesamowite doświadczenie. Nie nam krytykować drugiego człowieka, bo go po prostu nie znamy.
Więc tym co powinniśmy ofiarować Marii Czubaszek jest przede wszystkim nasza modlitwa?
Oczywiście czym innym jest mówienie o postawach, czy nazywanie grzechu po imieniu. W przypadku pani Marii Czubaszek znamy jej poglądy, również na temat aborcji, wielokrotnie mówiła na ten temat w bardzo lekki sposób. Jednak niezależnie od tego powinniśmy polecać jej osobę Bożemu Miłosierdziu, pamiętając o słowach Chrystusa, który mówił, by kochać bliźniego swego, jak siebie samego. Ta miłość nie jest łatwa, zwłaszcza w stosunku do osób, które są trudne, inne, nie są naszymi przyjaciółmi. Ale łatwa miłość, to żadna miłość. Dlatego w duchu miłości do bliźniego polecajmy Marię Czubaszek Panu Bogu, aby przyjął ją do siebie.
Bardzo dziękuję za rozmowę
Rozmawiał MW