Kolejna skandaliczna decyzja Jugendamtu. Niemiecki urząd przed czterema laty odebrał dziecko pani Beacie, a co więcej – nadal mu niemieckie obywatelstwo. Kobieta mieszkająca na stale w Hamburgu dowiedziała się o tym fakcie przez przypadek.

Zarówno ona, jak i ojciec dziecka, mają jedynie polskie paszporty. Również dla swoich dzieci nie zabiegali o obywatelstwo niemieckie. Jak podkreśla Wojciech Pomorski z Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech:

„Z czymś takim spotkałem się pierwszy raz w życiu”.

Sprawę opisuje portal TVP.Info. Mały Alan został odebrany mamie w nocy, gdy miał niewiele ponad pól roku. Kobieta tak opisuje horror nocy sprzed 4 lat:

„Alanek zaczął płakać, Aleś (starszy brat) wziął go na rączki, ja wstałam, żeby otworzyć drzwi. Gdy otworzyłam, byłam bardzo wystraszona, widząc pchające się na siłę do mojego mieszkania dwie kobiety z Jugendamtu i dwóch policjantów. Gdy już wtargnęli do mieszkania, wchodzili, gdzie chcieli, sprawdzali pokoje moich dzieci, w łazience otwierali pralkę, w kuchni otwierali lodówkę, wszystkie szafki w kuchni otwierali, kuchenkę mikrofalową, balkony sprawdzali. Byłam w szoku, co się dzieje, czułam się, jakbym kogoś zamordowała… Czuli się, jakby byli u siebie (...), jakby mnie w ogóle nie było. Po obszukaniu wszystkiego oświadczyli, że zabierają mojego 7-miesięcznego synka, bez żadnego orzeczenia. Nie wiedziałam, co się dzieje, serce mi pękało, łzy spływały po twarzy… Myślałam, że to jakiś koszmar, zły sen, nie rozumiałam nic, co się w tym momencie działo...”.

Następnego dnia pani Beata dowiedziała się od Jugendamtu, że jej synek nie wróci do domu, dodano też, że najpewniej kobieta straci również starsze dziecko, zaś mały Alan najpewniej trafi do adopcji lub rodziny zastępczej. Jaki był powód całej sytuacji? Wystarczył donos jednej z kobiet mieszkających w tym samym bloku, która opisała Polkę jako alkoholiczkę.

„Dla pani Beaty było to szczególnie zaskakujące, bo, jak tłumaczy, oczerniała ją kobieta, której dzieci codziennie przychodziły do jej domu, nawet nocowały i skarżyły się właśnie na swoją mamę, mówiąc, że ta ciągle potrzebuje spokoju”

- pisze portal.

Potem Polka dowiedziała się, że dziecko może odzyskać – jeśli pójdzie na terapię. Zgodziła się na to, aby móc znów być ze swoimi dziećmi. Jak opisuje pani Beata:

„Powiedzieli, że mam sama najpierw iść, a Alanek dojdzie. Poszłam na terapię i ukończyłam ją, lecz mój synek nigdy nie doszedł do mnie na terapię… Oszukali mnie i okłamali”.

Chłopiec przebywał w domu dziecka, jego mama mogła go odwiedzać 3 razy w tygodniu przez 2 godziny. Po jej wizycie chłopiec płakał i nie chciał wracać na ręce pracownic domu dziecka. Potem trafił do rodziny zastępczej. Wtedy jego mama nie mogła go widzieć przez miesiąc, aby ten przyzwyczaił się do nowego otoczenia.

Następnie sprawą zajął się sąd. Biegły miał zmuszać kobietę do przyznania się, że jest alkoholiczką, jest nieobliczalna i ma problemy psychiczne. Mimo wyrażenia chęci poddania się badaniom, ten stwierdził, że ich nie potrzebuje, bo bez tego wie, że ta ma problem z alkoholem.

Sąd pozbawił panią Beatę praw rodzicielskich. Widzenia z dzieckiem mogła odbywać tylko rozmawiając z nim po niemiecku. Kobieta nie rezygnowała jednak i złożyła pozew o odzyskanie praw rodzicielskich. Znów wmawiano jej alkoholizm i chorobę psychiczną. Przekonywano ją, że jej synkowi lepiej jest u rodziny zastępczej. W raporcie biegłej pojawiło się nawet stwierdzenie, że kobieta „zagraża życiu Alanka”.

Pani Beacie nie przywrócono praw obywatelskich, został w rodzinie zastępczej, jego mama nadal o niego walczy i prosi o pomoc Polskie Stowarzyszenie Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

Co jeszcze bardziej szokujące – kobieta przypadkiem dowiedziała się, że jej synkowi nadano obywatelstwo niemieckie. Jugendamt nie umiał tego wytłumaczyć.

„Powiedziałam im, że mój syn jest Polakiem i zostanie nim zawsze. Oni ukradli mojemu dziecku tożsamość”

- mówi mama chłopca.

dam/TVP.Info,Fronda.pl