- „Większość tych ludzi nie ma zielonego pojęcia o co strajkuje, o co się buntuje. Oni nie są w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie na czym polega ta ustawa, czy obostrzenie aborcyjne, pomijając fakt, że tych nastolatek naprawdę to jeszcze nie dotyczy” – zauważa prof. Aleksander Nalaskowski na antenie Telewizji Republika.

Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który za niezgodne z polską konstytucją uznał przepisy pozwalające na przeprowadzenie aborcji w przypadku podejrzenia u dziecka choroby bądź poważnej wady, w Polsce rozpoczęły się agresywne manifestacje zwolenników aborcji, które przeradzają się w zamieszki. Organizator tych demonstracji, Ogólnopolski Strajk Kobiet, domaga się m.in. całkowicie legalnej aborcji na żądanie, dymisji rządu czy usunięcia ze szkół religii. W ramach protestów przekraczane są kolejne granice. Dewastuje się miejsca polskiej pamięci i katolickie świątynie, werbalnie, ale również fizycznie atakuje się ludzi o odmiennych przekonaniach. Aborcjoniści przerywają Msze św. i mówią o „wojnie”.

W programie Katarzyny Gójskiej „W punkt” protesty komentował prof. Aleksander Nalaskowski. Pedagog zauważył, że na ulicach obserwujemy barbarzyństwo, a ludzie nawet nie wiedzą, o co protestują. Ocenia, że to efekt beztroskiego podejścia do młodzieży, jakie charakteryzowało polski system przez ostatnie 30 lat:

- „Proszę zwrócić uwagę, że były takie akcje typu zarobkowe wyjazdy za granicę, gdzie młodzież jechała za granicę, by próbować żyć. W tym momencie kolejne rządy, poza obecnym w zasadzie nie robiły nic, by ta młodzież nie wyjeżdżała. To podejście do nich najbardziej charakteryzuje powiedzenie byłego prezydenta, który na pytanie co ma zrobić siostra mówi, niech weźmie kredyt i znajdzie pracę. Na Boga, tak wyglądał nasz stosunek do młodych ludzi, w tym czasie szkoła była regularnie brana w cudzysłów. W 91 roku robiłem takie badania, nazywało się to Szkoła 90, w których wychodziło wyraźnie, że młodzież nie uzyskuje od społeczeństwa dorosłych tego, co powinno być wynikiem pewnej równowagi zmian” – mówi wykładowca UMK.

Teraz natomiast mamy problem ze zwyczajnym „niedouczeniem” młodzieży, która często nie wie nic o podstawowych wydarzeniach historycznych i polskiej tradycji. Nikt ich też zwyczajnie nie nauczył, jaka w polskiej historii, w walce z okupantem i później w walce z komunizmem była rola Kościoła katolickiego.

Dodaje też, że w czasie odbywających się protestów nie ma spójnego przekazu w kwestii tego, o co ci ludzie walczą:

- „Jedynym postulatem, który się przebija tak naprawdę to aborcja traktowana jako środek antykoncepcyjny. Nie ma pewnych środków antykoncepcyjnych, a aborcja takim jest, bo jak się dziecko zamorduje, to wiadomo, że go nie ma” – mówi.

- „Większość tych ludzi nie ma zielonego pojęcia o co strajkuje, o co się buntuje. Oni nie są w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie na czym polega ta ustawa, czy obostrzenie aborcyjne, pomijając fakt, że tych nastolatek naprawdę to jeszcze nie dotyczy. One mają niewielkie, a najczęściej blade pojęcie o tym czym jest ciąża, czym jest odpowiedzialność, czym jest małżeństwo, czym jest macierzyństwo” – podkreśla.

kak/niezależna.pl