Synod przywołał nauczanie poprzednich papieży, choć niektórzy uczestnicy twierdzili, że słowa Jana Pawła II są nieaktualne – o synodzie i kryzysie rodziny mówi portalowi Fronda.pl abp Henryk Hoser.



Jakub Jałowiczor: Przez cały czas trwania synodu w mediach mówiono o komunii dla rozwodników żyjących w nowych związkach, choć nie był to najważniejszy wątek obrad. Co naprawdę było najważniejsze na synodzie?

Abp Henryk Hoser: Konieczność duszpasterstwa rodzin. Uważam, że to jest najważniejsze przesłanie synodu: rodzina powinna być zupełnie w centrum ewangelizacyjnego i duszpasterskiego zainteresowania Kościoła. Tego dotychczas nie było. Jest to bardzo silne wskazanie, ukazujące konieczność towarzyszenia rodzinie we wszystkich stadiach jej istnienia.

Jak takie duszpasterstwo miałoby wyglądać? Czy synod to określił?

Nie, synod nie wchodzi w szczegóły tego typu. Przypomniał jednak, to jest bardzo ważne, etapy przygotowania do małżeństwa i towarzyszenia małżeństwu po zawarciu związku, tak jak je zdefiniował Jan Paweł II. Uważam, że dużym osiągnięciem synodu było przywołanie nauczania poprzednich papieży. To bardzo istotne przypomnienie, dlatego że mamy gotowe wzorce i gotowe propozycje, a nie korzystaliśmy z nich. Ojciec Święty Franciszek zwracał uwagę na to, że mamy się zająć ludźmi z problemami, a nie tylko tymi pobożnymi, ortodoksyjnymi, którzy modlą się z nami. Co więcej, mamy działać tak, żeby ci pobożni, którzy są w owczarni razem z kapłanami i biskupami stali się ewangelizatorami współczesnego świata. Taka jest ich rola. Oni nie mogą się kontentować dobrym samopoczuciem. Mają iść i poszukiwać aktywnie tych, którzy są zagubieni, którzy są oddaleni, którzy potrzebują, choć nawet nie są tego świadomi, wsparcia, bliskości, pomocy, zrozumienia, wysłuchania itd.

A czy w tej chwili czegoś takiego w Kościele nie ma? We wrześniu tego roku na spotkaniu wspólnot neokatechumenalnych w Filadelfii (przy okazji Światowego Spotkania Rodzin) tysiąc małżeństw zgłosiło gotowość pojechania na misję gdziekolwiek na świecie.

Tak, w odniesieniu do Drogi Neokatechumenalnej. Na synodzie zauważono, że to właśnie nowe wspólnoty zajmują się rodziną. Wszystkie po kolei, można je wyliczyć. Tak jest i w Polsce. Właśnie Neokatechumenat, Chemin Neuf, Focolari, Kościół Domowy (nasz ruch rodzimy), Światło-Życie- oni się zajmują rodziną, Spotkania Małżeńskie i inne. W parafiach różnie bywa.

Mówił ksiądz arcybiskup, że podczas obrad niektórzy chcieli, żeby pominąć nauczanie trzech ostatnich papieży. Na czym to polegało?

Byli tacy, którzy mówili, że nauczanie Jana Pawła II już jest przebrzmiałe, bo synod o rodzinie miał miejsce w 1980 r., a świat się zmienił, więc to, co papież powiedział nie pasuje już do rzeczywistości. To byli ludzie, którzy po prostu tego nauczania nie znali i nigdy się nim bliżej nie zajmowali. Tak samo odrzucenie encykliki „Humanae vitae” po Soborze Watykańskim II jest trwałe i do dzisiaj są tacy, którzy tego nie akceptują tego, co powiedział bł. Paweł VI. Tymczasem ludzie świadomi mówią dzisiaj, że to była encyklika profetyczna. Ja też w tym duchu wystąpiłem na synodzie. Paweł VI przewidywał, co się stanie z rodziną i małżeństwem wskutek rozdzielenia wielu znaczeń życia małżeńskiego. To się sprawdziło z nawiązką. Ponad miarę. Zbieramy już cierpkie owoce. Bł. Paweł VI okazał się prorokiem nieszczęścia, ale myśmy do tego nieszczęścia się przyczynili przez brak wierności nauczaniu kościelnemu. Cały kryzys posoborowy polegał na kontestowaniu Magisterium kościelnego. Mówiłem o tym w sali obrad.

Co sprawiło, że ta encyklika została odrzucona? Źle jej nauczano? Nie przyjęli jej wierni?

Jedno i drugie, ale odpowiedzialnością obciążam głównie biskupów i księży, którzy odrzucili nauczanie Kościoła. Dlaczego odrzucili? Dlatego, że za dużo naobiecywali przedtem. Wszystkie media przesądziły już wcześniej, że Kościół dopuści antykoncepcję, która jest bardzo brutalnym wejściem w intymność małżeńską. Stało się podobnie jak z synodem, który sprowadzono do komunii dla rozwiedzionych żyjących w powtórnych związkach. Encyklika jest antropologiczna, wielowątkowa. Mówi, że ciało ludzkie z jego procesami fizjologicznymi to część osoby ludzkiej i dlatego nie wolno ich naruszać. O tym zapomniano. „Humanae vitae” rozpatrywano jedynie w kontekście: pigułka antykoncepcyjna - tak lub nie. Taka deformacja często się powtarza, a przecież to była wielka encyklika, w której powstaniu znaczący udział miał Karol Wojtyła. On przecież przesyłał dokumenty i materiały Pawłowi VI do redakcji tej encykliki.

Nauczanie Karola Wojtyły na temat rodziny... Chciałem powiedzieć, że jest znane, ale chyba nie do końca tak jest.

Nie jest znane. Mówię to z całą odpowiedzialnością. Ci, którzy powinni je znać nie zadają sobie trudu, żeby je poznać. Karol Wojtyła nie pisał łatwym językiem. Jan Paweł II w swoich katechezach środowych mówi bardzo trudnym językiem, ale to nie jest poza zasięgiem kapłanów, którzy przez 6 lat studiowali filozofię i teologię. I to do nich należy przełożenie tego nauczania na kategorie homiletyczne, katechetyczne w sposób zrozumiały dla ludzi. Nie zrobiliśmy tego. Dzisiaj też jest taka sytuacja, że nie wsłuchujemy się i nie wczytujemy w to, co w całości powiedział papież Franciszek, tylko słuchamy, co o tym mówią media. To jest słynne magisterium mediów. Media zaszkodziły Kościołowi w kryzysie posoborowym. To one ogłosiły, że Kościół już się zgodził na tabletkę antykoncepcyjna i rodziny nie będą cierpieć z powodu swojej płodności.

Nie przytrafi się im nieszczęście posiadania dzieci.

Straszne nieszczęście. Stąd wzięło się usprawiedliwienie nie tylko antykoncepcji, ale i aborcji. To uderzenie w samo centrum tajemnicy miłości małżeńskiej. Z drugiej strony, przemysł farmaceutyczny już był gotowy do produkcji. Obroty z tytułu produkcji środków antykoncepcyjnych są większe niż obroty przemysłu samochodowego.

To prawda, ale czy źródłem kryzysu rodziny nie jest po prostu ludzki egoizm?

Grzech! Mówmy wprost – grzech jest przyczyną ludzkich problemów. Odpowiedzialność osobista za każdy rozwód jest ewidentna. Oczywiście różnie się rozkłada. Bywa tak, że tylko jedna strona jest odpowiedzialna; bywa, że dwie strony. To jest kwestia forum internum, materii spowiedzi. Nie można mówić, że rozwód jest skutkiem wyłącznie czynników zewnętrznych.

Jak odpowiedź, którą na te zagrożenia daje synod będzie wcielana w życie w Kościele w Polsce?

Musimy się zmobilizować, przeczytać to, co synod powiedział, ale przede wszystkim, co powiedział papież w dokumencie posynodalnym, na który czekamy. Dokument końcowy synodu, ten, który był zredagowany w języku włoskim lada dzień ukaże się po polsku i jest dostępny wiernym. To dorobek synodu przekazany Ojcu Świętemu. Papież musi teraz zająć stanowisko wobec tego dorobku. Będzie wskazaniem dla Kościoła. Od naszego poczucia odpowiedzialności, solidarności z człowiekiem i łączności z Bogiem, będzie zależała aplikacja tych wskazań. Musimy wziąć pod uwagę sytuację współczesnego świata, który ewoluuje w kierunku neopoganizmu ateistycznego. Jest to nowe zjawisko w historii świata. Nie było wcześniej pogaństwa areligijnego. Każdy poganin w coś wierzył, istniały religie naturalne. A my zamiast wiary mamy wierzenia. Zamiast dogmatów mamy przesądy.

Z reguły ludzie nie mają świadomości, że to jest coś, co zajmuje miejsce religii.

Oczywiście, że zajmuje. Powodzenie wróżbitów jest niebywałe, to miliardowe obroty finansowe. Jeżeli konfesjonały są zamknięte, to ludzie idą do wróżek lub psychoterapeutów, którzy ich leczą z „kompleksu winy”.

Wróćmy do synodu. Z tego, co ksiądz arcybiskup mówi wynika, że postanowienia można by wcielać m.in. poprzez nowe formy duszpasterstwa dla narzeczonych i małżeństw.

To trzeba wszystko przemyśleć i jeszcze raz napisać dyrektorium duszpasterstwa rodzin. Takie dyrektorium powstało w 2003 r. i nie zostało w pełni zrealizowane. Trzeba teraz stworzyć nowe, istniejące w nowej sytuacji, mające większą moc obowiązywania i sprawdzalne, jeśli chodzi o wykonanie. To się samo nie zrobi.

Ksiądz arcybiskup zapowiadał też likwidację weekendowych kursów przedmałżeńskich.

Trzeba je zlikwidować, bo są absolutnie nieskuteczne. To tylko okazja, żeby otrzymać papier, nic więcej.

Zdarzają się też np. takie wypadki, że księża pomijają w ankiecie przedślubnej niewygodne pytania. Skoro para mieszka ze sobą przed ślubem, to o to nie pytamy, żeby nie robić kłopotu. Kiedy pojawiły się problemy z księżmi, w odpowiedzi zaostrzono kryteria dopuszczania do święceń. Czy w przypadku małżeństw możliwa jest taka selekcja?

Uważam, że trzeba dokładnie sprawdzić, czy spełniono wszystkie warunki potrzebne do zawarcia małżeństwa, żeby później nie formułować masowo orzeczeń o nieważności. Jest też taki problem, że wielu ludzi podchodzi do małżeństwa sakramentalnego nie mając wiary. A przecież sakramenty bez wiary nic nie znaczą. Są wtedy pustą ceremonią. Co znaczy eucharystia, jeśli nie wierzymy w rzeczywistą obecność Jezusa? Odrobina mąki, kawałek opłatka i nie zawsze najlepsze wino – i tyle.

Zastanawiam się, jak zareagują wierni, jeśli co trzecia para dająca na zapowiedzi usłyszy, że nie spełnia warunków.

Ja bym był bardzo wymagający, bo sakrament bez wiary nie prowadzi do niczego. To jest zasiewanie na miejscu skalistym, albo wśród krzewów, nic z tego nie wyrośnie. Potrzebna jest żyzna gleba. A jeśli wiary nie ma, to gleba nie jest żyzna.

W Polsce w lipcu przyszłego roku pojawi się jakieś 2 mln potencjalnych przyszłych małżonków. Czy Światowe Dni Młodzieży to dobra okazja, żeby głosić nauczanie dotyczące rodziny?

Jest okazja, ale to bardzo krótka uroczystość. Będą miały miejsce jakieś nawrócenia, ale to, co się liczy, to jest praca organiczna na co dzień, jakość życia w parafiach.

Jak je pobudzać? Poprzez ruchy, o których ksiądz arcybiskup mówił?

Wszystkie okazje są dobre, wszystko trzeba wykorzystywać. Moim zdaniem przygotowanie do bierzmowania jest za mało nakierowane na małżeństwo i rodzinę. Bardziej na dogmaty, podstawową wiarę. To często powtórka z katechizmu. Ale dobre jest to, że prosi się o pomoc np. młodzież, która jest zaangażowana w ruch Światło-Życie. Ludzie z tego ruchu spotykają się z młodymi ludźmi, mówią, jak żyją wiarą, co jest dla nich ważne. Chciałbym, żeby ten sakrament był dowartościowany. Teraz jest zupełnie pomijany w naszym życiu ten sakrament Ducha Świętego i progu dojrzałości chrześcijańskiej.



Abp Henryk Hoser jest metropolitą warszawsko-praskim. Brał udział w zakończonym właśnie synodzie dotyczącym rodziny. Uczestniczył w pracach grupy francuskojęzycznej.