- „W wymowie tego filmu pobrzmiewa pretensja, że Karol Wojtyła w latach 70. nie zastosował się do standardów z 2020 roku. Można i tak, ale poza wzmożeniem moralnym do niczego to nie prowadzi. Nawiasem mówiąc, gdybyśmy do reportażu, który spowodował burzę medialną, przyłożyli miarę z lat 90., na łamach Gazety Wyborczej powinniśmy zobaczyć krzyczące tytuły, że nie można nikogo oskarżać wyłącznie na podstawie akt SB”
- powiedział socjolog w wywiadzie dla „Gazety Pomorskiej”.
Ekspert ocenił, że emisja filmu nie będzie miała znaczącego wpływu na rzeczywistość.
- „Ci, którzy chcieli odpłynąć od Kościoła, nie potrzebowali raczej dodatkowych argumentów. Natomiast w przypadku osób, dla których osobistym wspomnieniem były pielgrzymki papieskie (a uczestniczyły w nich miliony ludzi), pozostaną ważnym wspomnieniem. Dopóki ci ludzie będą żyli, będą uśmiechać się do tego wspomnienia i do niego wracać”
- stwierdził.
Zwrócił przy tym uwagę, że jeśli reportaż wpisuje się w „intencjonalną operację atakowania polskiego Kościoła”, to ma na celu „delegitymizację Kościoła jako prawomocnego aktora w przestrzeni publicznej”.
- „Mówiąc dosłownie – chodzi o to, aby zapędzić katolików do sekty. W takiej sytuacji nie zaprasza się już księdza do studia, gdy mowa o historii starożytnej albo o metapolityce. To jest punktem dojścia procesu, z którym mamy obecnie do czynienia. Deklaracja: jestem osobą wierzącą, szanuję papieża albo chodzę do kościoła będzie automatycznie skazywała na wylądowanie na marginesie w debacie publicznej”
- wyjaśnił.
Zwrócił uwagę, że obecnie obserwujemy taki proces na Zachodzie i naturalnym jest, że zmierzymy się z nim również w Polsce.