Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: O co chodzi w całej blokadzie zorganizowanej przez polskich przewoźników? Czy rozporządzenie o nielimitowanym dostępie ukraińskich kierowców do rynku UE jest szkodliwe?

Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Pracodawców i Przedsiębiorców: Problem jest oczywiście złożony. Skupiłbym się jednak na dwóch głównych kwestiach. Pierwsza, to działanie strony ukraińskiej w zakresie słynnego już kolejkowania samochodów, które w opinii polskich przewoźników jest mocno nieuczciwe. Inaczej bowiem traktuje przewoźników polskich, a inaczej europejskich. Druga kwestia zaś to dopuszczenie bez ograniczeń do działania na terenie Europy frachtu ukraińskiego, który nie jest obłożony takimi restrykcjami jak dla przykładu polski. Jest to ewidentny przejaw nieuczciwej konkurencji. To - mówiąc wprost – wyprowadza polskich przewoźników z równowagi.

Dodam do tego jeszcze element trzeci, którym jest postawa strony ukraińskiej. Z tymi ludźmi rozmowa na jakikolwiek temat jest trudna, ponieważ ich jedynym argumentem jest to, że „prowadzą wojnę”. W moim przekonaniu wojna z frachtem ma niewiele wspólnego. Tak więc, bardzo ciężko jest z nimi w ogóle rozmawiać, ale ja bym w tym względzie nie dramatyzował, ponieważ jest to normalny konflikt handlowy i nie ma tu – w moim przekonaniu – żadnej polityki.

Czy to nie jest przypadkiem swoisty „koń trojański”, znanych z „sympatii” do jeszcze obecnego rządu władz Unii Europejskiej, Berlina i Moskwy? Pojawiły się przecież firmy przewozowe z kapitałem białoruskim i rosyjskim.

Moim zdaniem, nie. Podkreślę, że w mojej ocenie jest to normalny konflikt handlowy, jakich na świecie jest tysiące. W ramach Unii Europejskiej również, jak na przykład pomiędzy Francuzami i Niemcami. Jest to normalny element walki handlowej. Jedni i drudzy walczą o pieniądze, a więc i jedni i drudzy posługują się argumentami, które są dla nich wygodne.

Niektóre działania strony ukraińskiej idą jednak zdecydowanie zbyt daleko. Opowiadanie kłamstw przez mera Lwowa, Andrija Sadowego, że Polska blokuje pomoc humanitarną czy wojskową zdecydowanie do takich działań należy.

Chcę to wyraźnie podkreślić, że nie ma żadnej blokady humanitarnej i ci przewoźnicy, którzy protestują takich rzeczy nie robią. Ponadto, tym bardziej nie blokuje się dostaw broni. Takie wypowiedzi są po prostu bezczelne i zdecydowanie zbyt daleko idące. Są pewne granice, których przestrzegać należy.

Czyli do tej wojny handlowej wplatane są elementy polityczne i manipulacyjne…

Oczywiście nie wszyscy po stronie ukraińskiej wypowiadają się w ten sposób, ale na taki wybryk jednak pozwolił sobie mer Lwowa.

W przypadku wojny handlowej każdy jednak niestety używa takich argumentów, jakie są dla niego wygodne.

Tych problemów jest oczywiście więcej, ale te nakreślone, są w mojej ocenie główne. Do tego dochodzą oczywiście jakieś absurdalne oczekiwania strony ukraińskiej, jak na przykład takie, że Polska w jakiś sposób rozgoni legalny protest. Nie jesteśmy Rosją.

Nowy rząd – jaki by on nie był - będzie miał nie lada problem z ugaszeniem tego kolejnego już pożaru w gospodarczych relacjach Polski i Ukrainy. Jak można rozwiązać ten problem?

Moim zdaniem powinno się ten problem rozwiązać poprzez negocjacje, ale przede wszystkim powinna się w to włączyć Unia Europejska, która zawsze w takich sytuacjach ja ta, gdzieś się chowa i unika włączenia się w rozwiązanie konfliktu. W moim przekonaniu rozwiązanie tego konfliktu będzie bardzo trudne, po pierwsze, bez przejrzystości systemu kolejkowania na granicy przez stronę ukraińską. Druga sprawa jest taka, że ukraińscy kierowcy zaczęli już wozić towary wewnątrz Unii Europejskiej i to jest kłopot. Nie chodzi o to, że oni wożą z Ukrainy do krajów unii, ale że – podkreślę to wyraźnie – zaczęli wozić towary wewnątrz wspólnoty. Jestem oczywiście za tym, żeby ich dopuścić, ale muszą podlegać takim samym prawom, jak na przykład kierowcy polscy czy czescy. Nasi czy czescy kierowcy nie mogą spać w ciężarówkach, ponieważ zabraniają tego przepisy unijne, co jest moim zdaniem – mówiąc bardzo dosadnie – kompletną głupotą, ale niestety tak jest. Ukraińcy natomiast mogą to robić bez ograniczeń, co diametralnie obniża koszty ich usług, a więc mamy do czynienia z nieuczciwą konkurencją.

Kolejny, trzeci element, który w moim przekonaniu też jest bardzo ważny, to budowa dodatkowych przejść granicznych Polski z Ukrainą. To powinno zostać sfinansowane w znacznej części z pieniędzy unijnych. Powinny też odbywać się wspólne odprawy.

To już kolejne poważne tarcie gospodarcze po kwestii ukraińskiego zboża. Jak rzutuje to na obecność Ukrainy w UE i wówczas nielimitowany już dostęp do unijnych rynków? Czy Pana zdaniem w interesie polskiej gospodarki jest obecność Ukrainy w UE?

Taka obecność Ukrainy w Unii Europejskiej jest dla Polski zdecydowanie korzystna. Jeżeli będziemy potrafili to wykorzystać, to jest dla nas wielka szansa gospodarcza. Na razie wykorzystujemy to rewelacyjnie. Polska bowiem przejęła jedną trzecią eksportu z Unii Europejskiej na Ukrainę. My obecnie sprzedajemy tam więcej niż Niemcy czy Chińczycy. Trzydzieści procent tego eksportu obsługują więc polskie firmy. To już jest wielki sukces. W dalszej perspektywie moglibyśmy to oczywiście dyskontować.

Drugim elementem, który należałoby uwzględnić i w jakiś sposób w polskiej strategii gospodarczej , zapewne także ze wsparciem rządowym, jest wykorzystanie tanich ukraińskich płodów rolnych. Polskie firmy mogłoby je przetwarzać. Jesteśmy przecież potęgą przetwórczą i ten tani surowiec ukraiński byłby dla nas bardzo wartościowy. Nie ma więc wątpliwości, że jest to dla nas bardzo korzystne.

W moim przekonaniu wojny handlowe pomiędzy Polską a Ukrainą będą cykliczne.

Czy protest na granicy to nie jest broń obosieczna, która rani też mocno krajowy rynek przewozowy? Co mogą zrobić kierowcy, aby bardziej efektywnie walczyć o realizacje swoich postulatów?

Chciałbym tu zwrócić uwagę, że Ukraińcy nie wyciągnęli żadnej lekcji ze sprawy zbożowej. Przed wybuchem konfliktu próbowaliśmy - i ja też w tym uczestniczyłem – mediować w Kijowie. Rozmawialiśmy z tamtejszymi politykami i innymi osobami zaangażowanymi w tę sprawę po tamtej stronie, aby temu kryzysowi zapobiec. Ich podejście jednak było takie, że darzono nasz uśmieszkami, brakowało jakiejkolwiek chęci dyskusji i panowało tam jakieś kompletnie absurdalne przekonanie, że oni sobie to załatwili w Brukseli i - mówiąc pewnym slangiem – tu w Polsce „nikt im nie fiknie” i że oni w ogóle nie będą z nami rozmawiać. Wszelkie próby rozmów na temat tego zboża to były wyłącznie „śmichy chichy” oraz niepojęte wprost lekceważenie i niechęć do jakiejkolwiek rozmowy, ponieważ „oni w Brukseli załatwili i Bruksela Polskę i inne kraje spacyfikuje”. W przypadku tego protestu podejście strony ukraińskiej jest dokładnie takie samo. I to jest bardzo niepokojące, ponieważ to oznacza, że politycy ukraińscy niestety nie wyciągają wniosków. Zapewne więc będzie tak, że jeszcze będą musieli przeżyć ze dwie albo trzy wojny handlowe zanim się nauczą.

Pojawiają się głosy, że w różnych konfliktach pomiędzy Polską a Ukrainą maczają palce Berlin i oczywiście Moskwa.

Rosjanie z całą pewnością, ale – moim zdaniem – Niemcy w ograniczonym stopniu, ponieważ oni chcą taniego ukraińskiego zboża.

Myślę też, że to raczej ich wyobraźnia, niż realne obietnice ze strony unijnych urzędników.

Czy uważa Pan Prezes, że to bardziej taka „kozacka fantazja”?

Myślę, że dobrze to Pan redaktor określił.

A jak wygląda kontrola ukraińskich tirów przez polskie służby? Co chwila pojawiają się doniesienia o transporcie towarów luksusowych zamiast pomocy humanitarnej i wojskowej, o czym Pan już wspominał, że to jedynie wymysły.

Kontrole przebiegają normalnie, ale w moim przekonaniu odprawy powinny być wspólne i to by zdecydowanie usprawniło te procesy. Ponadto wybudowanie – o czym już mówiłem – za pieniądze unijne i amerykańskie, kilku przejść granicznych. Ukraińcy muszą jednak podlegać takim samym regulacjom, jak kierowcy w Unii Europejskiej. Nie może tak być, że na unijny rynek nagle wjeżdżają ukraińskie tiry, których te przepisy i regulacje nie obowiązują. Ci, którzy projektowali te rozwiązania, mogli zwyczajnie nie przewidzieć, że oni wejdą na rynek wspólnotowy.

Uprzejmie dziękuję Panu prezesowi za rozmowę.