Przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schäuble nie chce dyskutować o reparacjach dla Polski. Twierdzi, że "nic dobrego z tego nie wyniknie", a skoro Grecy mówią o 300 mld euro, to jak wiele trzeba byłoby zapłacić Polsce? I o to właśnie chodzi: nie o twarde argumenty, ale po prostu o strach przed poniesieniem kosztów własnych win!

 

"Nie powinniśmy na nowo otwierać tej dyskusji. Te kwestie zostały zamknięte na konferencji londyńskiej w 1948 r., a także traktatem 2 + 4 z 1990 r. i traktatem polsko-niemieckim z 1991 r. W czasach, gdy Niemcy były podzielone, mieliśmy dyskusję o uznaniu granicy z Polską. W 1990 r. ten problem się pojawił na nowo. Kanclerz Kohl uważał, że prawne uznanie granicy na Odrze i Nysie możliwe będzie dopiero po zjednoczeniu. I tak też uczyniliśmy, zawierając polsko-niemiecką umowę graniczną w 1990 r. Nie należy teraz tego wszystkiego na nowo otwierać. Wie pan, kiedy byłem ministrem finansów, zapłaciłem ostatnią ratę reparacji za I wojnę światową. To było blisko sto lat po tym konflikcie. Od II wojny światowej minęło już 75 lat, to też bardzo długi czas" - powiedział dosłownie Schäuble w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

Zapytywany, czy kwestia reparacji "postawiłaby pod znakiem zapytania" pojednanie polsko-niemieckie, odparł:

"Nie, ale zrodziłoby oczekiwania, które nigdy nie mogłyby zostać spełnione. W trakcie dyskusji w greckim parlamencie pojawił się postulat wypłaty przez Niemcy 300 mld euro. Jeśli Grecja miałaby tyle otrzymać, to jak wysoka byłaby suma dla Polski? To jest tylko wiatr w żagle dla populistów, dla demagogów! Dla pokojowej przyszłości nic dobrego z tego nie wyniknie" - stwierdził.

bsw/rzeczpospolita.pl