Czasami krytyka środowisk katolickich jest potrzebna i uzasadniona. Widząc idący orszak ateistów domagających się desekralizacji państwa, krzyczących o wyrzuceniu Chrystusa ze sfery publicznej ogarnia nas lęk i wściekłość. Dajemy jej upust w postaci emocjonalnie obraźliwych dla człowieka epitetów (częsty objaw niektórych publicystów). Inni natomiast chowają się za wysublimowaną retoryką inteligentnych analiz z których nie wynika nic praktycznego oprócz pokazania światu, że włada się niezłym warsztatem intelektualnym. Mała część społeczeństwa uważa jednak, że jedyną przeciwwagą dla tego typu działań społecznych jest formacja duchowa, powrót do źródeł, czyli ewangelizacja.


Wywiad z Arcybiskupem Fernándezem jest o tyle aktualny, że dowiadujemy się o aktualnym problemie kulturowym jaki dotyka kraje zachodnich demokracji, w tym Polski, oraz pokazuje jedyną drogę do przebudzenia, czyli do prawdziwej wolności chrześcijańskiej. Pojawia się w tej rozmowie bardzo ciekawe spostrzeżenie, mianowicie, że „gdy Kościół potrzebuje wsparcia władzy politycznej, żeby głosić prawdę Chrystusa, jest to zawsze oznaką jego słabości”. Teza bardzo jasna i jakże aktualna w naszej dzisiejszej rzeczywistości. Każdy z nas odczuwa pewną intensyfikację antyreligijnej mniejszości: wyrzucanie Krzyża ze sfery publicznej, domaganie się aborcji, zrównania związków jednopłciowych z małżeństwem kobiety i mężczyzny, itd. Na to wszystko wielu chrześcijańskich publicystów i autorytetów ma jedną odpowiedź: Państwo powinno bardziej chronić religię przed nihilistami i antyklerykałami. Żądanie takiej pomocy od państwa jest oznaką słabości a nie czymś przynoszącym jakiekolwiek korzyści. „My, jako Kościół musimy odzyskać ten sposób przeżywania świata, jaki mieli pierwsi chrześcijanie, dla których spotkanie z Chrystusem w kościele podczas komunii miało znaczenie i związek ze wszystkimi aspektami ich życia. Owi chrześcijanie nigdy nie mieli zamiaru atakować imperium. Także Jezus nie miał takiego zamiaru. Jezus wiedział, że Herod był zabójcą, ale nigdy nie podnosił publicznie takiego zarzutu przeciw Herodowi” – mówi Arcybiskup Granady. Te ostatnie zdania jasno określają naszą prawidłową postawę wobec zła. Kto z nas tak naprawdę wierzy tak jak pierwsi chrześcijanie? Czy faktycznie nie jest tak, że chcemy ochronki w postaci przepisów, regulacji by żyć w nieświadomości i błogości, bez żadnych wyborów i świadczenia swoim życiem, że tylko Jezus Chrystus jest Panem?


To naprawdę bardzo wygodne domagać się przywilejów. A tu trzeba bardziej świadczyć i ewangelizować, jak robi to np. Droga Neokatechumenalna. Na koniec chciałbym zacytować dłuższy fragment wywiadu:” Alasdair MacIntyre twierdzi, że żyjemy dziś w barbarzyńskim świecie i że jedyną nadzieją na przetrwanie zarówno racjonalności, jak i moralnego życia, jest istnienie wspólnot, których cel życia będzie wystarczająco prawdziwy i odpowiadać będzie na najgłębsze tęsknoty człowieka. To pozwoli, by przetrwały te dwie rzeczywistości: racjonalność oraz moralne życie (…)

Rozmawiając z młodzieżą, czasami używam następującego porównania: Otóż nasz świat jest jak pociąg, którego lokomotywa to kultura nihilistyczna. Ten pociąg pędzi prosto w przepaść, pędzi ku samozniszczeniu. Nie da się już go zatrzymać. Te procesy poszły już za daleko. Dobrze jest więc, jeśli niektóre osoby wysiądą z pociągu przed przepaścią, rozpalą ogniska, zaczną śpiewać i tańczyć wokół ognia. Może ktoś z pociągu zobaczy ich i też zechce wysiąść przed zagładą. Musimy więc śpiewać i tańczyć. Pociągu nie uratujemy, ale przynajmniej ocalimy niektórych, a wokół ognisk zbudujemy nową społeczność”.


Ciekawa i obiecująca perspektywa przed nami, pod warunkiem, że odejdziemy od tej emocjonalnej maniery „Polski cierpiącej” i staniemy się jak pierwsi chrześcijanie: naprawdę wierzący, że Chrystus jest centrum kosmosu i historii.


Sebastian Moryń