Gdy spoglądam na poprzedni rok, nie mam wątpliwości, że jeśli coś po nim rzeczywiście zostanie w historii, to nie stadiony, z którymi nie bardzo wiadomo, co zrobić, a których utrzymanie kosztuje miliony, ani nawet nigdy nie zbudowane autostrady czy lotniska, które otwierano tak szybko, że teraz trzeba je zamykać. Spadkiem po 2012 roku nie będzie także krótkotrwały entuzjazm związany z Euro 2012 (tym, co pozostanie po tej imprezie będzie bez wątpienia spopularyzowany hymn medialnych wyznawców Tuska, śpiewany za każdym razem, gdy premier coś spartoli, „Polacy nic się nie stało”). Tym jednak, co zostanie będzie – sprowokowane przez kolejne działania władzy -m przebudzenie obywatelskie Polaków, których dowodem są wielkie marsze w obronie Telewizji Trwam.

 

I żeby to zobaczyć wcale nie trzeba być bezkrytycznym wielbicielem ani ojca Tadeusza Rydzyka, ani Jarosława Kaczyńskiego. Widoczne to powinno być także dla twardych lewicowców, którzy tak bardzo zachwycali się przebudzeniem społecznym związanym z protestami przeciwko ACTA. One przyciągnęły kilkaset (w porywach do kilku tysięcy) osób, i miały być dowodem na przebudzenie społeczeństwa obywatelskiego, któremu o coś chodzi. Jeśli zaś tak było, to o wiele większym przebudzeniem były przyciągające po kilkadziesiąt, a niekiedy nawet ponad sto tysięcy osób marsze w obronie (a nie przeciwko) Telewizji Trwam, a także katolickiej tradycji i prawa chrześcijan do otwartego praktykowania swojej wiary.

 

Te marsze, spotkania, ogromna akcja wysyłania maili pokazuje, że milcząca dotąd większość zaczyna mocno zabierać głos, bronić swoich racji. I to nie tylko w sprawie mediów (choć ten rok to także czas ogromnego rozwoju internetowych mediów o konserwatywnym nastawieniu), ale również obrony życia, sprzeciwu wobec in vitro (w Szczecinie obrońcy życie zdobyli o wiele więcej poparcia niż wspierani przez maintreamowe media zwolennicy zapłodnienia pozaustrojowego). Na razie nie to „ujawnienie się” nie przyniosło rezultatów, ale już widać w oczach lewicowo-liberalnego mainststreamu rosnący strach, i próbę obrzydzenia, a przynajmniej osłabienia, także prawnego, rodzącej się społecznej siły.

 

Strach przed nową, społeczną siłą widać także w działaniach szkodzących pluralizmowi i niezależności medialnej w Polsce. Faktyczna likwidacja „Uważam Rze” czy odmowa przyznania Telewizji Trwam miejsca na multipleksie, są tylko pochodną tego, że władza coraz lepiej dostrzega społeczną zmianę. Medialne zafałszowania związane z Marszem Niepodległości są także skutkiem uświadomienia sobie, że liberalne media wcale nie trzymają już rządu dusz całej młodzieży (choć niewątpliwie sporej jej części tak) czy starszych.

 

Wszystkie te zmiany społeczne powinny się utrzymywać także w nowym 2013 roku. Nie jest też wykluczone, że część z tych zjawisk nabierze nawet rozpędu, co spowodowane być może pogarszającą się, co widać już gołym okiem w wielu miejscach Polski, sytuacją gospodarczą. Kryzys wyprowadzać będzie kolejne osoby na ulice i burzyć mit „zielonej wyspy”. On też może przyczynić się do głębokiej zmiany politycznej (choć trzeba uczciwie powiedzieć wcale nie ma pewności, że w kierunku, o jaki by konserwatystom chodziło) i społecznej.

 

Niestety na ten kryzys, podobnie jak na kryzys Unii Europejskiej Polska – i to już jest ewidentne zaniedbanie władzy – jest zupełnie nieprzygotowana. Nie ma programu głębokich cięć, rozruszania gospodarki, ani nawet próby zatrzymania młodych w Polsce. Brak pomysłu na nową politykę wewnątrz Unii Europejskiej czy na budowanie koalicji geopolitycznych, tak koniecznych w sytuacji, gdy Rosja i Niemcy ponownie dzielą między sobie Europę. Nie ma też sugestii, jak rozwiązać pogłębiający się w wielu regionach Polski proces depopulacji i wymierania całych społeczeństw... To, jeśli rok 2014 ma być lepszy, musi się, i to w nadchodzącym roku zmienić. Z tą ekipą jest to jednak niemożliwe.

 

Tomasz P. Terlikowski