Kalendarz Kościoła niezwykle mocno uświadamia nam dzisiaj, że nie ma chrześcijaństwa bez męczeństwa, że każda świętość wyrasta i zakorzeniona jest w męczeństwie (w końcu każda świętość jest przecież męczeństwem, co najwyżej rozłożonym na raty i dokonującym się w codzienności), i każda do niego prowadzi. Wcielenie Chrystusa, szalona miłość Boga do człowieka jest tak wielkim zgorszeniem dla świata, że świadkowie tej prawdy zawsze będą prześladowani. W Nigerii, Korei Północnej, czasem w Chinach – męczeństwo to oznacza niekiedy śmierć, czasem okrutną.

 

W Europie nie jesteśmy konfrontowani z takim wyzwaniem. Ale i my bywamy konfrontowani z koniecznością jasnego głoszenia Chrystusa, gdy się z nas śmieje, określa fanatykami, oszołomami, świrami, gdy oskarża się Kościół o wszelkie możliwe zbrodnie. Ta sytuacja stawia przed nami wyzwanie jasnego wyznania Chrystusa, i głoszenia, że On jest Jedynym Panem, że On stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. My, dzięki Bogu, nie jesteśmy stawiani wobec prawdziwego męczeństwa, musimy tylko znosić śmiech, drwiny czy szyderstwa. Ale z tego, czy mieliśmy odwagę przyznać się do Boga, czy wstydliwie ukrywaliśmy nasze chrześcijaństwo będziemy rozliczani. Chrześcijaństwo nie jest bowiem tylko familijnym świętowaniem, ubieraniem choinki, ale przede wszystkim jest świadectwem, obowiązkiem przyznania się do Chrystusa przed ludźmi...

 

Tomasz P. Terlikowski