Dzierżyński. Miłość i rewolucja” Sylwii Frołow to dzieło, najdelikatniej rzecz ujmując, zaskakujące. Autorka postanowiła bowiem wydać dziełko, które jest – zachowując wszelkie proporcje – apologią Feliksa Dzierżyńskiego, próbą pokazania ludzkiego, sympatycznego oblicza tego masowego zabójcy i niszczyciela Polski, sługi komunistycznych oprawców. A katolickie wydawnictwo wydało je we własnej serii i nie opatrzyło choćby próbą polemiki z tak ciepłym spojrzeniem. Nie, oczywiście Frołow nie kwestionuje zbrodni komunizmu, ani udziału w nich Dzierżyńskiego, nie jest w najmniejszym stopniu komunistką, ale wyraźnie lubi swojego bohatera i fascynują ją jego wiara, a sam zbrodniarz staje się pod jej piórem miłym facetem, który w gruncie rzeczy nie wiedział, co się dzieje i zakładał ideową formację rewolucjonistów (czyli CzeKa), która wprawdzie lekko wymknęła mu się spod kontroli, ale przecież nie możemy go za to winić.

I Frołow specjalnie go za to nie wini. A żeby usprawiedliwić terror Dzierżyńskiego i CzeKa pod jego dowództwem porównuje skalę zbrodni ze zbrodniami stalinowskimi i wychodzi jej, że Dzierżyński to pikuś w porównaniu z Berią czy Jeżowem i przekonuje, że biali też byli niedobrzy, a nawet Polacy (co jest już efektem rosyjskiej polityki historycznej) też mordowali Rosjan i stosowali terrror. „Liczby ofiar białych są podobne, jeśli nie większe niż ofiar bolszewików” - oznajmia Frołow, a zdanie później uzupełnia, że wyliczeń brak, bo nikt ich nie prowadził. O stosowanie terroru podobnego do czekistowskiego Frołow oskarża także Polskę. A dowodem ma być głód i zimno w obozach dla sowieckich jeńców.

Sam Dzierżyński jest w tej książce „dobrym katem”, człowiekiem, który żyje jak zakonnik, wyrzeka się wszystkiego z głębokiej miłości do komunizmu, a do tego jest łagodny jak baranek i licznym osobom ratuje życie, a także wzywa do liberalizmu i oznajmia, że lepiej uniewinnić winnego, niż skazać niewinnego... Piękne opisy, a nawet dokumenty sygnowane przez Dzierżyńskiego nie powinny jednak przesłaniać faktu, że służył on demonicznemu systemowi, który masowo mordował. I próba budowania idealistycznego wizerunku masowego mordercy (jeśli jak twierdzi Frołow nie byłby on nawet zdolny do zrozumienia swojej winy, bo wierzył, że przemoc i terror są konieczne, to tym gorzej dla niego) jest zwyczajnie nie na miejscu. A już uznanie go za „bohatera tragedii greckiej” i użalanie się nad nim, że „umarł w poczuciu goryczy wobec tych, z którymi ramię w ramię budował wyśniony raj na ziemi”, bo „raj okazał się piekłem, a towarzysze cynicznymi politykierami” jest obrazą ofiar komunizmu. A także rodzin tych, którzy zginęli broniąc Polski przez marszem sowietów.

Tomasz P. Terlikowski

S. Frołow, Dzierżyński. Miłość i rewolucja, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s.352.