Oczywiście autorka (albo bohaterka, której przeżycia spisuje autorka) jest za aborcją. Ona jest z niej dumna, i zapewnia, że nie będzie już mówić szeptem. „Pierwsze, co postanowiłam po powrocie ze Słowacji, jest nauczyć się mówić o aborcji bez ściszania głosu: koleżance, szefowej, rodzinie. Każda dorosła Polka słyszała prawdopodobnie chociaż jedną historię o nielegalnej aborcji. Te opowieści łączą się w nieskończoną narrację snutą miliona ściszonych głosów. Gdyby połączyć szepty wszystkich kobiet opowiadających sobie nawzajem o aborcji, rozległby się wrzask” - podkreśla Syrwid w reportażu o aborcji na Słowacji. I choć można, by odpowiedzieć – co na swoim profilu Facebookowym zrobiłem – że „gdyby wszystkie dzieci, którym nie dano się urodzić zakrzyczały zdrowym głosem noworodka, to pękałyby nam bębenki, a świat byłby o wiele, wiele bogatszy i piękniejszy”, bowiem z każdym z tych dzieci został zamordowany cały świat, to o wiele istotniejsze w tym teście jest zupełnie, co innego. Otóż jego ton, stylistyka, obrazowanie, a nawet histeryczne przekonywanie, że aborcja jest cacy i każdy ma do niej prawo, a jedynym problemem jest jej zakaz w Polsce, to najlepszy dowód na to, że autorka ma tego świadomość. Zespół poaborcyjny zawsze dopada kobietę. Czasem w taki właśnie sposób.

 

<<< KONIECZNIE PRZECZYTAJ ENCYKLOPEDIĘ KOŃCA ŚWIATA I NOWE DOKUMENTY O OBJAWIENIACH FATIMSKICH !!! >>>


I nie jest to przesada. W tekście widać porażające obrzydzenie nie tylko dla mężczyzn, którzy doprowadzili kobiety do aborcji, ale także do nich samych. Opisy fizjologiczne, relacje ze stanu psychicznego ukazują, jak głęboki jest – nawet fizyczny odruch obrony życia w kobiecie. „Zostaję sama. Pokoik jest pusty, ściany gołe, czekam. Czuję, jak w brzuchu i gardle pęcznieje zlep uczuć z ostatnich kilkunastu dni. Najgłębiej, w kościach tkwi, tkwi strach, złość we krwi. Na skórze czuć samotność. Żeby ją oszukać, przytulam się do siebie: krzyżuje ręce pod ciężkimi piersiami, gładzę ramiona, zsuwam dłonie na talię” - opisuje stan, na krótko przed zabiciem dziecka kobieta. I aż się prosi, by powiedzieć, że nie musi obejmować samą siebie, że każda matka i każdy ojciec wie, że nikt nie przytuli tak jak nasze dziecko. I to niezależnie od tego, ile ma lat. I niemowle i dwu i nastolatek potrafi przytulić rodzica… Tylko trzeba dać mu się narodzić. Samotność też nie jest wówczas problemem.

Tak, wiem, że wściekłość, którą deklaruje autorka, skierowana jest przeciwko państwu, które rzekomo odbiera jej prawa. Wiem, że ona uważa, że stała się „własnością państwa”, i że jej ciąża stała się „karą ze seks”. Pamiętam także fragmenty, w których autorka deklaruje, że od kiedy zaczęła uprawiać seks rozmyślała o aborcji, że w domowym komputerze gromadziła sposoby na poronienie. Mam tego świadomość. Wiem też, że na usprawiedliwienie swojej decyzji autorka/bohaterka przytacza historie innych kobiet (swoją drogą straszne, bo jedna z nich opowiada, że zabiła swoje dziecko, żeby napisać habilitację), i że jej zdaniem lekarstwem na jej ból, strach, jest legalna aborcja (bo przecież głównym problemem jest jej nielegalność). Ale gdzieś w głębi jej tekstu dostrzegam wielkie wołanie o sens, o zrozumienie, o akceptację i wreszcie o przebaczenie. Wściekłość, żal to niestety smutne dowody na taki stan.

Ale jest lekarstwo na to trudne, dramatyczne doświadczenie. I to nawet jeśli dla dziecka jest już za późno, to jego matka może chociaż się z nim pożegnać, przeżyć żałobę, poszukać przebaczenia, pojednania. Z dzieckiem, ze sobą, ze światem i z Bogiem. Jezus przebacza! A dziecko żyje w Bogu.Nie ma innej drogi. Nie jest rozwiązaniem promowanie aborcji, namawianie innych kobiet, by zrobiły to samo. Nie jest rozwiązaniem chwalenie się aborcją czy szeptanie o niej. Jeśli coś można w tej sprawie zrobić szeptem, to jedynie wyspowiadać się i prosić o wybaczenie. Nie wiem, czy autorka/bohaterka jest w stanie to zrobić, ale trzeba się za nią modlić. O uzdrowienie, o przeżyty żal, o wybaczenie dla niej samej!

Tomasz P. Terlikowski