Tymczasem krótka procedura sprawdzająca, wdrożona przez premiera Tuska  wobec swojego bliskiego współpracownika, pozwala stwierdzić, że minister jest czysty jak łza Chlebowskiego. Procedura ta składa się z dwóch elementów. Po pierwsze, premier uznał, że Sławomir Nowak okaże się niewinny jeśli wytoczy proces piszącej o nim gazecie. Nowak wytoczył, więc pół dowodu niewinności  mamy. Warto dodać, że wedle tej - jakże logicznej konstrukcji - półniewinni byli rozmaici gangsterzy skarżący media za to, że pisały o nich, iż są gangsterami.

Ale jest i druga część dowodu. Nowaka sprawdzi CBA. A CBA podlega premierowi, więc jakość kontroli pewna. Co więcej, nie da się gruncie rzeczy udowodnić, czy ktoś coś wypożyczył, czy dostał jako łapówkę, więc z góry można założyć, że Nowak niewinny. A że czegoś tam nie wpisał do rejestru korzyści? Oj nie bądźmy takimi szczególarzami.  Pozytywny dla Nowaka wynik kontroli CBA posłuży zapewne mecenasowi Giertychowi jako argument przeciwko „Wprost” na sali sądowej. I koło się zamyka. Demokracja i majestat władzy uratowany. Nie ma wyroku skazującego, nie ma odpowiedzialności politycznej. U premiera Tuska reguły są jasne.

A jest czego bronić. Także wczoraj wypłynęły wyniki kontroli NIK o rzekomym marnotrawstwie innego z ministrów, a raczej innej z ministr. Chodziło o niesportowe imprezy na Stadionie Narodowym, do których podatnicy ciut dokładali. Swoją drogą, ciekawy przyczynek do rozważań o publicznym wydawaniu pieniędzy - dołożyć do koncertu Madonny to nie każdy potrafi. 

Na szczęście, i to kolejna dobra wieść, jak wytłumaczył poseł Biernat z PO, cóż to za  afera, kiedy chodzi o 6 milionów złotych, a nie przynajmniej o 60 milionów lub 600 milionów? Faktycznie, cóż to dla Platformy? Jak widać, jak się chce ukraść albo rozpieprzyć, wystarczy podzielić na mniejsze części. Być może w ten sposób parcelowana jest pokaźna część budżetu. Ale grunt, że nie marnuje się jej w jednym kawałku. Tu problem stanowią jak widać, nie tylko media, ale i NIK. Szczęśliwie za niedługi czas upływa tam kadencja prezesa, wstawi się na to miejsce jakiegoś odpowiedzialniejszego człowieka i będzie raportował wyłącznie na temat kłamstw Macierewicza, ewentualnie na temat nepotyzmu PSL podczas przesileń w koalicji.

Kolejne dobre wieści popłynęły wczoraj  z sadownictwa. Sędzia Milewski, który został zaszczuty przez media pół roku temu, wraca do pracy. Dla przypomnienia, to ten prezes sądu, który chciał lekko pójść na rękę rządzącym w ustalaniu szczegółów posiedzeń. Sędzia już wraca i będzie sądził między innymi w sprawach karnych. Być może nawet dziennikarzy z artykułu 212? Dura lex sed lex - jak mawiali Wandalowie po spaleniu Rzymu.

Same triumfy. W tym czasie zaś, kiedy ogłaszano informację o gigantycznym pozwie Nowiaka, informację, która sama w sobie będzie miała zastraszający skutek dla polskich wydawców, w najmądrzejszej i najmodniejszej z telewizji prawiło z mądrymi minami kilku panów. Martwili się o stan państwa, zadyszkę rządzących i niebezpieczeństwo tego, że do władzy może dojść opozycja, co wyglądało na oczywiste, niezaprzeczalne i niedyskutowane niebezpieczeństwo. Aksjomaty duża część z nas ma już twarde jak szpaler zomowców. A jak kto się wyłamie to znajdzie się na niego laga mecenasa Giertycha. Żyć nie umierać.       

Wiktor Świetlik

www.sdp.pl