Kiedy odkrył w sobie Ojciec charyzmat uzdrawiania?

 

To było po modlitwie wylania Ducha Świętego w maju 1996 r. Wtedy zrodziło się w moim sercu pragnienie sprawowania Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie. Postanowiłem więc natychmiast pójść za tym głosem serca. Po otrzymaniu zgody przełożonego, rozpocząłem wraz z grupą odnowy Effatha odprawianie takich Mszy. Był to październik 1996 roku.

 

Przyznaję, że na początku mojej posługi bałem się z odwagą prowadzić modlitwę ze względu na ogromną presję i ataki ze strony współbraci, którzy bądź to zarzucali mi uprawianie guseł bądź tę modlitwę w różny sposób ośmieszali. Ten lęk nie pozwalał mi całkowicie ufać Panu i ze swobodą modlić się o uzdrowienie. Mogę dziś powiedzieć, że uleganie mu było chyba największym moim błędem. Ale mimo, że żarty z mojej posługi nie ustały, teraz w moim sercu jest już odwaga. Liczy się tylko to, czego doświadczają uzdrawiani ludzie.

 

Nie spodziewał się chyba Ojciec, że Jezus obdarzy go takim charyzmatem?

 

To prawda, nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że będę pełnił taką posługę, że będę świadkiem tego jak Pan Jezus rzeczywiście i natychmiast uzdrawia. Myślałem, że uzdrowienia dokonują się tylko w cudownych miejscach, w sanktuariach czy też przez modlitwę świętych. Tymczasem podczas modlitwy wstawienniczej czy głoszonego słowa widzę dziś jak Pan Jezus dokonuje znaków. Miedzy innymi uzdrowień. I to jest niesamowity moment. Niesamowity, bo świadczący o tym jak bardzo Bogu zależy na nas, skoro niezwłocznie odpowiada na naszą modlitwę.

 

Ale jak Go poprosić, by nam odpowiedział? W książkach Ojciec często wspomina o modlitwie do ran Pana Jezusa…

 

Nie odprawiam jakichś specjalnych modlitw o uzdrowienie. Posługuję się raczej słowami Pana Jezusa, który powiedział: „Proście, a będzie wam dane… Albowiem każdy, kto prosi otrzymuje (Mt 7,7-8)”. Proszę zatem o uzdrowienie i je otrzymuję. Często używam też słów z Pisma św. np. tych wypowiedzianych przez trędowatego: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić (Mk 1,40)”; albo słów Bartymeusza: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! (Mk 10,47)”. Posługuję się również modlitwą spontaniczną, podczas której proszę o uzdrowienie przez Najświętsze Rany Jezusa, gdyż: „W Jego Ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53,5)” i przez Najświętszą Krew Pana Jezusa, gdyż: „Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni (1P 2,24)”. Często też pomagam w czasie adoracji uświadomić sobie obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, wskutek czego wierni doświadczają tej obecności właśnie przez uzdrowienie.

 

A modlitwa w językach? Bezpośrednio po niej otrzymuje Ojciec wiele słów poznania i obrazów od Pana Jezusa…

 

Tak, często modlę się w językach, czyli tzw. glossolalią. Wówczas sercem nadaję intencję np. o uzdrowienie z choroby lub uwolnienie od niej albo po prostu – wielbiącą. Ten sposób bardzo mi pomaga. W języku ojczystym często brakuje mi słów, a w modlitwie w językach czuję komfort, bo słowa płyną z serca, bez wysiłku i zaangażowania rozumu, po prostu same. Mój umysł wówczas odpoczywa. Dlatego, kiedy kończę modlić się językami, zanim umysł zacznie "pracować", pojawiają się impulsy lub słowa poznania mówiące o uzdrowieniach. Czasem jest to np. jakiś obraz, wrażenie, poruszenie.

 

No właśnie, jak te obrazy dobrze zinterpretować? Łatwo się pomylić?

 

Jak wszędzie tak i w tej posłudze pomyłki się zdarzają. Zresztą pomyłki są niejako wpisane w naszą ludzką naturę, dzięki nim uczymy się. Dziecko uczące się chodzić często upada, ale właśnie te upadki pozwalają mu nauczyć się poruszania. Tak samo i w modlitwie o uzdrowienie.

 

Kiedy np. ktoś przed Mszą św. przyjdzie do zakrystii i poprosi mnie o modlitwę za osobę chorą na raka lub mającą mieć operację, wówczas, w czasie kiedy padają słowa poznania, umysł może podsunąć mi tę intencję, a ja zinterpretuję ją jako słowa poznania, mówiąc, że w tym momencie Jezus dotyka, uzdrawia tę osobę. A tak nie zawsze jest. Czasami, gdy widzę chorą osobę i chciałbym, aby ona została uzdrowiona, może wydawać mi się, że Pan ją uzdrawia. To się zdarza.

 

A co jeśli ktoś był 10 razy na Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie i go nie otrzymał? Powinien chodzić na nie dalej, czy zrezygnować, uznając to za Wolę Bożą?

 

To trudne pytanie. Zacznę może od takiego porównania. Wyobraźmy sobie, że choroba to taka bryła lodu znajdująca się w chłodnym lub mroźnym pomieszczeniu. Gdy zaczynamy na nią chuchać, ta bryła zaczyna topnieć. Dzieje się tak, choć jeszcze tego nie widać. Nasze usta są małe i ilość ciepła wychodząca od nas jest niewielka. Ale gdyby były one jak ogromna rura, bylibyśmy w stanie wychuchać przez nią dużo ciepła i widzielibyśmy jak lód topnieje.

 

Jeżeli modlimy się o uzdrowienie sami lub we wspólnocie, to wówczas "chuchamy" i pod wpływem modlitwy, naszej wspólnej modlitwy lub osoby, która modli się indywidualnie, choroba, tak jak ta bryła lodu, rozpuszcza się. W zależności od wielkości bryły, potrzeba więcej lub mniej czasu, aby całkowicie stopniała. Wiele świadectw mówi o cieple poprzedzającym uzdrowienie. Bywa, że jeden zostanie uzdrowiony od razu, a inny po kilku lub kilkunastu uczestnictwach we Mszy św. Ale za każdym razem, na każdej Mszy św., jesteśmy dotykani i uzdrawiani. Mając tego świadomość łatwej będzie nam tych uzdrowień doświadczyć na co dzień.

 

Jak ma się to do słów św. Jana od Krzyża, który powiedział, że im więcej od Pana Boga oczekujemy, tym więcej otrzymamy?

 

Cóż, często nasza niewiara albo fałszywa pokora sprawiają, że ograniczamy Boga, który jest przecież wszechmocny i nieograniczony niczym z wyjątkiem ludzkiej wolnej woli. Jezus powiedział, że wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy. Wszystko! Możemy zatem otrzymać wszystko, co jest nam potrzebne do obfitego życia. Ale nie otrzymujemy, bo nie prosimy. A nie prosimy, bo nie wierzymy, że możemy otrzymać.

 

Czy również tyczy się to osób dręczonych i zniewolonych? Czy zawsze jest im potrzebna modlitwa o uwolnienie? A może czasem wystarczy, by poprosiła Ducha św. o wypełnienie jej serca? Ojciec Święty Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski nie odprawiał egzorcyzmu, tylko wołał do Ducha Świętego, by zstąpił i odnowił oblicze tej ziemi…

 

Tak, ale Duch Święty nie robi niczego na siłę. Jeżeli otwieramy się na Ducha Świętego, jeżeli z Nim współpracujemy – wówczas zmieniamy się. W przeciwnym wypadku on, szanując naszą wolność, nie uczyni nic. Tak samo jest, gdy prosimy, aby Duch Święty zstąpił na osobę zniewoloną, a ona tego pragnie i jest do tego odpowiednio przygotowana. Uwolnienie dokonuje się pod warunkiem, że osoba uwalniana podejmie współpracę z Duchem Świętym, aby to uwolnienie mogło rzeczywiście zaistnieć. Poza tym uwolnienie to proces. Człowiek dotknięty przez Ducha Świętego dopiero zaczyna uczyć się wolności. Dlatego potrzebujemy modlitwy. Dzięki niej człowiek doświadcza rzeczywistej ulgi. A po modlitwie o uwolnienie jest również modlitwa, aby Duch Święty wypełnił uwolnione miejsca i osobę, by dalej ją prowadzić. I to działa. Człowiek staje się coraz bardziej wolny. Chociaż dziś, kiedy coraz więcej ludzi cierpi przez dręczenia, ataki złego ducha, egzorcyzmy mogą być czasem dla takiej osoby jedynym ratunkiem.

 

I tu chyba przydaje się pomoc świętego Michała…

 

Tak, przydaje się za każdym razem, kiedy modlę się o uzdrowienie i uwolnienie. Proszę wówczas św. Michała o wstawiennictwo, o ochronę, o pomoc w walce ze złym duchem czy też o ochronę, aby szatan nie kradł z serc słuchaczy głoszonego słowa. Św. Michał jest naprawdę bardzo pomocny, modlitwę do niego odmawiam na zakończenie każdej Mszy Świętej.

 

Sam Pan Jezus nie wystarczy?

 

Pewnie, że wystarczy. Nawet imię św. Michała oznacza przecież, że przede wszystkim to Bóg jest i to On jest początkiem wszystkiego, co istnieje i tylko On jest tym, który ustanawia wszelkie prawa. Ale sami wiemy, że w tym świecie ciężko jest nam żyć w pojedynkę. Ciężko też w pojedynkę jest się modlić i ufać Jezusowi. Dlatego tak jak we wspólnocie sióstr i braci łatwiej jest nam żyć, modlić się i radzić sobie z problemami, tak samo jest i z pomocą, jaka płynie z góry, od świętych. Pomoc aniołów, a zwłaszcza św. Michała, jest nieodzowna w tej wędrówce do ziemi obiecanej jaką jest niebo. Dzięki nim możemy uniknąć wielu błędów, a tym samym i niepotrzebnego cierpienia. Prawda o świętych obcowaniu pokazuje nam, że powinniśmy liczyć na siebie nawzajem. Wówczas jest łatwiej.

 

Ojciec też z tej pomocy korzysta?

 

Oczywiście. Kiedyś wychodząc ze sklepu na ułamek sekundy zatrzymałem się w drzwiach wejściowych. Nie wiem dlaczego. W tym samym momencie duża gliniana doniczka spadła z okna znajdującego się nad sklepem i roztrzaskała się tuż przede mną na chodniku. Gdybym się nie zatrzymał, a mówiąc dokładniej, gdyby mnie nie powstrzymał Anioł Stróż, ta doniczka rozbiłaby się na mojej głowie. Nie chce myśleć jakie byłyby tego skutki. Było to w Krakowie, na Placu Szczepańskim, kiedy byłem jeszcze klerykiem.

 

Innym razem miałem jechać do osoby opętanej, aby sie nad nią pomodlić. W pewnej chwili, gdy schodziłem ze schodów, ktoś popchnął mnie (tego nie czułem, ale gdy przyjechałem do osoby opętanej wszystko było dla mnie jasne) i po prostu spadłem. Nic sobie jednak nie złamałem, choć taki upadek powinien skończyć się złamaniem lub poważną kontuzją. Wierzę, że anioł czuwał wtedy nade mną.

 

Inny przykład. Prowadząc niegdyś samochód po nocnym czuwaniu, na ułamek sekundy usnąłem. Wówczas poczułem, że ktoś mnie budzi i pomaga w porę skręcić kierownicą, abym znowu znalazł się na swoim pasie. Okazało się, że jestem przed wysepką na środku drogi. Wiedziałem od razu, że pomógł mi mój Anioł Stróż.

 

Kiedyś też miałem bardzo pouczający sen. I chociaż to był sen, jestem przekonany, że pochodził od Boga. Otóż będąc kuszonym do uczynienia zła, czułem, że już nie dam rady się opierać i zaraz się poddam. Wówczas pojawił się obok mego łóżka anioł, a ja usłyszałem słowa: „Z nim dasz radę”. Rzeczywiście od tamtego czasu, z pomocą aniołów, mogę żyć bezpieczniej. Przyzywam wstawiennictwa Anioła Stróża i św. Michała codziennie i to działa, czuję ich obecność i pomoc. Czuję w sercu pokój; pewność, że jestem bezpieczny, zwłaszcza, gdy biorę udział w egzorcyzmach. Mogę na nich liczyć.

 

Życzę też wszystkim czytelnikom, aby uwierzyli, że aniołowie mogą im w bardzo wielu rzeczach pomóc. Bóg obdarzył ich potężną mocą, która mogą się posługiwać właśnie, aby przychodzić z pomocą każdemu z nas. Jeżeli w to uwierzymy, jeżeli będziemy mieć tego świadomość, to wówczas na każdym kroku będziemy mogli prosić ich o pomoc. A prosząc będziemy tej pomocy doświadczać. Niech zatem św. Michał Archanioł i Anioł Stróż nieustannie czuwają nad czytelnikami tego dwumiesięcznika, niech pomagają im w codziennym życiu, a Pan Jezus niech obficie błogosławi każdego dnia, uwalnia od zniewoleń, uzdrawia wszelkie rany serca, leczy każda chorobę i chroni przed wszelkim złem. Niech Pan Jezus we wszystkich czytelnikach i ich codziennym życiu będzie uwielbiony.

 

O. Józef Witko

 

Wywiad pojawił się w nowym numerze "Któż jak Bóg".