Marcin Gralak, górnik, który protestował przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej, udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej Codziennie”. Mężczyzna został trafiony przez policję w głowę gumowym pociskiem. Dostał w okolice skroni; ma pękniętą czaszkę i obrzęk mózgu. Lekarze mówili, że gdyby dostał prosto w głowę, zmarłby.

Górnik po otrzymaniu strzału w głowę złamał też nogę. Przeszedł operację, w nodze ma pręt o długości 32 cm. „Trudno powiedzieć, co będzie dalej” – mówi w rozmowie z „GPC”.

Dlaczego mężczyzna został trafiony pociskiem?

„Zauważyłem w serwisie internetowym, że dzieją się niepokojące rzeczy pod siedzibą Jastrzębskiej SpółkiWęglowej i chciałem wesprzeć protestujących kolegów” – opowiada.

„Na miejscu byłem chwilę po 19-stej. Na miejscu byłem 10 minut. W pewnym momencie zauważyłem, że policja zaczyna szturmować. Nie wiedziałem, z której strony idą. Wyszedłem przed szpaler ludzi, żeby się zorientować w sytuacji. Wtedy dostałem w głowę. Dalej nie pamiętam, co się działo” – mówi dalej Marcin Gralak.

Górnik dodaje, że o mało co nie został zabity. Tymczasem na miejscu protestów były też małe dzieci. „Policja prosiła się o tragedię. Nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego oni strzelali z tak bliska w głowy” – mówi Gralak.

bjad/gpc