"Krym zamienił się w straszne miejsce – półwysep strachu – ustanowiony jest tam reżim totalitatarny, który przypomina sowiecki, i bynajmniej nie pierestrojki, ale te gorsze czasy. Są pewne różnice – za władzy sowieckiej, jaka by ona nie była, była pewna struktura, jakieś decorum, pozór praworządności. Oczywiście, ludzi, którym reżim nie odpowiadał, prześladowano, wysyłano do łagrów. Jednak przynajmniej w takich przypadkach były procedury. A na okupowanym Krymie – tej procedury nie przestrzega się. Ludzie po prostu znikają" - mówi Mustafa Dżemilew, lider Tatarów krymskich w rozmowie z "Polskim Radiem".

"Za czasów sowieckich – gdy przychodzono, by zrobić przeszukanie – a u mnie często za czasów sowieckiej władzy robiono rewizje – to przynajmniej pokazywano postanowienie prokuratora, sędziego, mówiono, że jest u mnie "antysowiecka literatura”, zagadywano: "oddajcie dobrowolnie, albo przeprowadzimy przeszukanie”. Co prawda, jeśli oddano im literaturę, i tak przeprowadzali przeszukanie, ale taki był porządek. Teraz po prostu wpadają do domu – wszystko przeryją  - mówią, że ktoś do nich zadzwonił i powiedział, że jest tutaj zakazana literatura, albo broń, albo jeszcze podlej – narkotyki. Przychodzą do ludzi, którzy w ogóle nie wiedzą, czym są narkotyki, jednak pod pozorem tego robią przeszukanie. I tyle" - opowiada Dżemilew.

Według lidera Tatarów spokoju nie mają nawet przedsiębiorcy. "To wszystko robi się, by wprowadzić klimat strachu, przestraszyć ludzi. Nikt nie jest bezpieczny, nikt nie ma gwarancji, że przetrwa. Nawet nie biznesmeni -  wydawałoby się, że nie mieszają się w politykę, zajmują swoim biznesem, ale to niewystarczające. By działać jako przedsiębiorca, musisz koniecznie co dzień demonstrować swoją lojalność wobec władz okupacyjnych. Dotyczy to nie tylko Tatarów Krymskich, ale również innych mieszkańców Krymu" - przekonuje.

"Większość ludzi, którzy zaginęli i prawdopodobnie już nieżywych – bo spośród tych, którzy zaginęli, nikogo nie znaleźliśmy żywego.  Odnaleźliśmy tylko strasznie torturowanych zabitych – to również w większości Tatarzy Krymscy.  Aresztowani, uwięzieni, których teraz wywożą do łagrów poza Krym, to również głównie Tatarzy Krymscy" - opowiada Dżemilew. 

"Do grudnia wedle różnych szacunków, bo dokładnych danych u nikogo nie ma, Krym opuściło 50 tysięcy osób, połowa to Tatarzy Krymscy, którzy stanowią 14 procent ludności półwyspu.

Mamy zatem do czynienia z tego rodzaju mroczną sytuacją. Nie ma tam praktycznie demokratycznych wolności. Za sowieckiej władzy nie można było nigdzie publikować swoich poglądów. Teraz można zamieszczać swoje opinie w Internecie, ale kara za to nadejdzie, tyle że później. FSB wyśledzi, co kto napisał, a potem przyjedzie i aresztuje" - mówi.

Więcej czytaj na łamach "Polskiego Radia"

ol/polskieradio.pl