Benedykt XVI swoim przemówieniem w Ratyzbonie nie tylko proroczo wskazał na najważniejsze problemy teologiczne i filozoficzne, z jakimi przyjdzie się zmagać (na razie niestety niewiele wskazuje, by rzeczywiście to zmaganie już się rozpoczęło) chrześcijańskim teologom religii, którzy zajmować się będą islamem, ale również przypomniał wielką tradycję bizantyjskich polemik z muzułmanami[1]. Chrześcijanie Wschodu, o czym często się zapomina, są przecież pierwszymi, którzy zetknęli się z nową religią, to oni zapoczątkowali tradycję wielkich apologetycznych polemik z wyznawcami proroka i oni wreszcie przez wieki wspólnego życia na tych samych terenach, jak nikt inny poznali blaski i cienie islamu. I to nie w wersji przedstawianej przez tele- czy coraz częściej e-mułłów, którzy dla Europejczyków przedstawiają obraz islamu – religii pokoju i miłosierdzia, ale w całkowicie praktycznym, życiowym jej wyrazie, w codziennym życiu jej wyznawców, i tych, którym przyszło im podlegać. Cesarz Manuel II Paleolog, zacytowany w słynnym już przemówieniu papieża Benedykta XVI nie był ani pierwszym, ani tym bardziej ostatnim prawosławnym myślicielem, który zajmował się islamem i analizował jego znaczenie, i którego myśl może i może stać się natchnieniem dla współczesnych polemik czy analiz religii proroka Mahometa.

Ten tekst ma stanowić przypomnienie i analizę poglądów na temat islamu wyrażanych przez św. Grzegorza Palamasa jednego z największych teologów prawosławnych i jednocześnie ojca całej szkoły mistyczno-ascetycznej wewnątrz bizantyjskiej tradycji prawosławnej. Ten mnich, teolog, asceta i wreszcie arcybiskup o islamie pisał niewiele, jednak tych kilkanaście stron, które po sobie pozostawił jest, po pierwsze efektem bezpośredniego zetknięcia się z wyznawcami islamu, które nastąpiło po tym, jak statek, którym przemieszczał się hierarcha został uprowadzony przez muzułmanów, po drugie zaś zawiera intuicje, które mogą stanowić istotne uzupełnienie współczesnej debaty nt. Mahometa i jego religii. Na ten pierwszy element zwraca zresztą uwagę sam Palamas, gdy podkreśla, że jego opinie na temat islamu wyrastają z życiowego doświadczenia, a przez to mają większą wartość[2].

Polemiki antyislamskie w tradycji bizantyjskiej 

Prawosławni nie byli oczywiście pierwszymi chrześcijanami, którzy zetknęli się z muzułmanami. Tę, wątpliwą, przyjemność mieli nestorianie i monofizyci z Kościołów orientalnych. To z nimi polemizował Mahomet, oni byli pierwszymi ofiarami jego i jego uczniów ekspansji, ale też oni stawali się często urzędnikami czy dyplomatami, a także uczonymi na dworach islamskich władców. Z bizantyjskim prawosławiem islam zetknął się po raz pierwszy na polu bitwy w VII wieku, i od tego momentu obie religie oddziaływały na siebie nieustannie. „Po podbiciu Palestyny, Syrii i Egiptu przez Arabów Cesarstwo Bizantyjskie znalazło się w sytuacji nieustannej konfrontacji militarnej i ideologicznej z islamem. Zarówno chrześcijaństwo, jak i islam głosiły, że są religiami uniwersalnymi, na czele których stali – odpowiednio – cesarz bizantyjski i kalif arabski. Ale w towarzyszącej tej konfrontacji wojnie ideologicznej islam głosił nieustannie, że jest najnowszym, a więc najwyższym i najczystszym objawem Boga Abrahama i ciągle kierował pod adresem chrześcijańskiej nauki o Trójcy Świętej i praktyki posługiwania się ikonami oskarżenia o wielobóstwo i bałwochwalstwo”[3] – wskazuje o. John Meyendorff w fundamentalnej „Teologii bizantyjskiej”. Odpowiedzią prawosławnych na te zarzuty były zaś nie tylko próby oczyszczenia chrześcijaństwa z tego, co wywoływało owe zarzuty (czyli wzmocnienie tendencji ikonoklastycznych), ale także ostre polemiki, w których ogromna część teologów i myślicieli wschodnich cytowała lub przynajmniej przyjmowała myśl św. Jana z Damaszku, który uważał Mahometa za „herolda Antychrysta”. „Późniejsza literatura bizantyjska dotycząca islamu rzadko tylko wznosiła się ponad ten poziom”[4] – uzupełniał Meyendorff.

Jan Damasceński, choć uznawany był przez wieki za pierwszego i najpoważniejszego krytyka islamu, wcale nim jednak nie był. Jego znajomość Koranu (jeśli w ogóle uznać autentyczność czy jego autorstwo cytowanych czterech dziełek) była pobieżna (a nie wykluczone, że cytaty ze świętej księgi muzułmanów dopisano do jego tekstów później), a argumentacja często emocjonalna i pełna epitetów, a nie zakorzeniona w realnej znajomości islamu. O wiele istotniejsze dla bizantyjsko-islamskich polemik były dzieła Teodora Abu Kurra  (750 – c. 823) – arabskojęzycznego biskupa i Nikity Bizantyjskiego (842-912), który jako pierwszy przetłumaczył spore fragmenty Koranu na język grecki. Obaj autorzy, w odróżnieniu od Jana Damasceńskiego poznali islam i polemizowali z jego autentycznym przesłaniem, a nie z mitami na jego temat. Nie oznacza to oczywiście, że choćby Teodor Abu Kurra jest do islamu czy Mahometa nastawiony pozytywnie. Co to, to nie. Tak, jak św. Jan z Damaszku uznaje go on za „łże-proroka-arianina”, który znajduje się we władzy złych duchów, ale w odróżnieniu od niego, gdy przechodzi do polemiki z tezami muzułmanów dotyczącymi chrześcijan przedstawia już bardzo rzeczową argumentację, którą jego przeciwnicy są w stanie jeśli nie zaakceptować, to przynajmniej zrozumieć. „Arabowie odrzucają wiarę w Trojstość Boga, ponieważ niesie ona ze sobą podział w Bogu. Ale istnieje jeden Koran, choć mamy do czynienia z wieloma jego kopiami, i tak samo Bóg jest jeden w trzech osobach”[5] – relacjonuje sposób polemiki Abu Kurry ojciec Meyendorff. Arabskojęzyczny biskup nie polemizował jednak wyłącznie z tezami dogmatycznymi, ale także moralnymi, dotyczącymi praktykowanej przez muzułmanów poligamii. W tej kwestii Teodor Abu Kurra odsyła do opowieści o Adamie i Ewie i właśnie ich monogamiczny związek stawia za wzór. Na argument zaś muzułmanów, którzy wskazują, że wielożeństwo pozwala szybciej rozwijać się wspólnocie odpowiada, że skoro Bogu w raju nie zależało na szybkim przyroście ludzi, to i my możemy spokojnie przestać traktować tempo przyrostu populacji za argument za poligamią.

Największy jednak wpływ na bizantyjskie myślenie o islamie miało monumentalne dzieło „Obalenie Koranu” Nikity Bizantyjskiego[6], które powstało na zlecenie cesarza w 856 roku. Miało być ono odpowiedzią na krytykę chrześcijaństwa zawartą w napisanym do Michała III islamskim posłaniu. Tekst ten poza jasnym i przejrzystym wyłożeniem podstaw teologii chrześcijańskiej zawiera bardzo szczegółową analizę Koranu, wraz z tłumaczeniem bardzo wielu jego fragmentów. Samo tłumaczenie nie jest najwyższych lotów i prawdopodobnie nie było dziełem Nikity (na co wskazuje dość słaba znajomość Greki), ale jednego lub kilku arabskich translatorów. Niezależnie jednak od tego, to właśnie w oparciu o to niedoskonałe tłumaczenie, a także liczne rozmowy z byłymi muzułmanami polemista przeprowadził bardzo głęboką krytykę islamu i jego świętej księgi. Nie ma wątpliwości, że najchętniej sięgał po te elementy Koranu, które budziły kontrowersje, ale potrafił też przyznać, że znajdują się w nim liczne elementy pozytywne, które jednak – co bardzo mocno podkreślał – zostały do niego włączone, by ukryć prawdziwy cel Mahometa[7]. W kolejnych wiekach znajomość zarówno samego Koranu, jak i historii islamu pogłębiała się. XIII-wieczny polemista Bartłomiej z Edessy zna już historię pierwszych pomocników Mahometa, a cesarz  Jan VI w swoich polemikach cytuje już obszerne fragmenty wielu dzieł islamskich[8]. Polemiki bizantyjskie, co jednak też warto przypomnieć, koncentrowały się jednak przede wszystkim na odpowiedzi na islamskie zarzuty wobec chrześcijaństwa. Już Mahomet zarzucał części chrześcijan, że wyznają oni trzech bogów (co w istocie oznacza naruszenie podstawowego dogmatu islamu o jedyności i absolutnej niepodzielności Allaha), że czczą obrazy, co oznacza bałwochwalstwo, czy że widzą w człowieku (ważny, bo Jezus jest szanowany jako prorok także w islamie) Boga.

[koniec_strony]

Apologia wiary Palamasa 

Dwa główne teksty św. Grzegorza Palamasa, czyli „List do mojego Kościoła” i „Rozmowa z Hionami”[9], także zawierają analogiczne polemiki. Arcybiskup przekonuje więc do dogmatu o Trójcy Świętej, do wiary w Bosko-ludzką naturę Chrystusa czy do innych podstawowych prawd wiary chrześcijańskich. Argumentacja wychodzi zawsze od prawd uznawanych przez muzułmanów (lub za takie uważanych przez św. Grzegorza Palamasa), a później jest próbą racjonalnego, logicznego uzasadnienia, że z przyjętych założeń wprost wynika prawda chrześcijaństwa. Jeden z najwybitniejszych ojców Kościoła Wschodniego jasno wskazuje także, dlaczego chrześcijanie nie mogą uznać Mahometa za proroka prawdziwego Boga, i z czego wynika to, że inaczej niż muzułmanie oddający szacunek Jezusowi (a jednocześnie fałszujący jego historię), chrześcijanin nie może religijnie docenić Mahometa. „Kto nie kocha słowa nauczyciela, ten nie kocha samego nauczyciela, oto dlaczego my nie kochamy Mahometa. Pan nasz i Bóg Jezus Chrystus powiedział nam, że On przyjdzie sądzić cały świat. On także powiedział nam, by nie przyjmować nikogo, dopóki On sam do nas nie powróci. On powiedział także tym, którzy uwierzyli w Niego: «Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli» (J 5,43). Oto dlaczego uczeń (tak!) Chrystusa napisał nam: «Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty!» (Ga 1,8)”[10] – wskazuje w rozmowie z muzułmanami arcybiskup.

Św. Grzegorz Palamas przypomina także podstawowe zasady hermeneutyki chrześcijańskiej, wedle której Jezus Chrystus jest zapowiedziany na różne sposoby przez proroków i cały Stary Testament. Nie da się tego natomiast powiedzieć o Mahomecie, który – wedle muzułmanów – pozostaje „pieczęcią proroków”, ostatnim z zapowiedzianych, a mimo to nie ma o nim choćby wzmianki w tekstach świętych Żydów i chrześcijan. „U nas i u was jest zwyczaj, utwierdzony przez długi czas i prawo, by nie przyjmować i nie uznawać za prawdę niczego bez wystarczającego świadectwa. (…) W odniesieniu do Chrystusa mamy niezliczone wielkie i niezwykłe działania i świadectwa Mojżesza i innych proroków. Od początku czasów On jeden uznawany jest, także przez was, za Słowo Boga; On jeden od początku wieków narodzony jest z Dziewicy; On jeden od początku czasów został wzięty do Nieba i pozostał nieśmiertelny; On jeden, od początku czasu, jak wierzymy zstąpi z nieba i będzie sądził żywych i umarłych, którzy zmartwychwstaną. Mówię o nim tylko to, co i wy, Turcy, uznajecie. Oto dlaczego wierzymy w Chrystusa i w Jego Ewangelię. Co zaś się tyczy Mahometa, to świadectw o nim nie znajdujemy u proroków, nie ma też nic niezwykłego i wartego wspomnienia w jego działaniach, co mogłoby wyzwolić wiarę w niego. Dlatego nie wierzymy w niego i w jego księdze”[11] – zauważa Palamas.

Muzułmanie, powołując się na autorytet swojej religii, odpowiadają na te argumenty stwierdzając, że w pierwotnej treści objawienia przekazywanego przez Boga ludziom były inne fragmenty, ale chrześcijanie (i Żydzi takoż) je zafałszowali lub wyrzucili. Argumentacja taka, przywoływana w obu pismach św. Grzegorza Palamasa, wyrasta rzeczywiście z teologii islamskiej, która uznaje, że Bóg prawdziwie objawiał się prorokom (w tym Issie, czyli Jezusowie), ale ich uczniowie lub następcy zafałszowali ten przekaz i sprawili, że Bóg został zmuszony do ostatecznego objawienia za pośrednictwem Mahometa. Odpowiedź świętego jest przypomnieniem tekstów Pisma Świętego, które przypominają, jaka kara wieczna czeka kogoś, kto zafałszowałby choćby jedno słowo pochodzące od Boga. „W naszej Ewangelii absolutnie nic, nigdy i przez nikogo z chrześcijan nie zostało zmienione czy wykreślone. Takie działania pociąga za sobą przecież ciężkie i okrutne przekleństwa, i ten, kto odważyłby się zniszczyć cokolwiek w Ewangelii sam oddzieliłby się od Chrystusa (Ap 22, 19). A zatem, jak jakikolwiek chrześcijanin mógłby to zrobić? Czy mógłby sam być chrześcijaninem i pozostawać we wspólnocie z chrześcijanami, ktoś, kto zniszczyłby to, co zostało napisane przez Boga czy wypowiedziane przez Chrystusa?”[12] – zauważa hezychasta. Drugim argumentem przeciwko jakimkolwiek zmianom jest istnienie – od pierwszych wieków chrześcijaństwa – różnych tłumaczeń Pisma Świętego, które nie różnią się treścią i sensem. „… świadczą o tym także liczne języki, na które Ewangelia Chrystusa była od samego początku przekładana, bowiem od samego początku nie była ona spisana w jednym tylko języku. Gdyby cokolwiek w niej było zmienione, to jakby mogło to zostać niezauważone? Jak do tej pory różne narody mogłyby zachować taki sam sens Ewangelii?”[13] – wskazuje hezychasta.

Nie brak również fragmentów, które współbrzmią z tezami postawionymi przez cytowanego przez papieża Benedykta XVI cesarza Manuela II Paleologa. „Pokaż mi, co przyniósł Mahomet, co byłoby nowe, a odkryjesz tylko rzeczy złe i nieludzkie, takie jak jego nakaz zaprowadzania mieczem wiary, którą głosił” – powiedział cesarz i dodał, co mówi już papież Benedykt, że „rozpowszechnianie wiary przemocą jest czymś nierozumnym”, bowiem „przemoc jest niezgodna z naturą Boga i naturą duszy”. „Bóg nie cieszy się z krwi, a nierozumne postępowanie (συν λόγω) jest sprzeczne z Bożą naturą. Wiara rodzi się z duszy, nie z ciała. Ktokolwiek miałby doprowadzić drugiego do wiary, potrzebuje zdolności dobrego przemawiania i właściwego rozumowania, bez przemocy i gróźb... Aby przekonać rozumną duszę, nie potrzeba silnego ramienia ani żadnej broni, ani żadnych innych sposobów grożenia danej osobie śmiercią...”[14] – stwierdza cesarz. U św. Grzegorza Palamasa znaleźć możemy bardzo podobną myśl, tyle że wypowiedzianą w polemice z tezą, że dowodem na prawdziwość islamu ma być fakt, że jego wyznawcy podbili i podporządkowali sobie tak potężną część świata. „Niechby Mahomet, wyruszywszy ze Wschodu przeszedł jako zwycięzca aż do Zachodu, ale zwyciężał on wojną, mieczem, grabieżą, zniewoleniem, mordowaniem ludzi. Nic z tego nie może pochodzić od Boga, który jest dobry. Jest bardziej prawdopodobne, że jest to spowodowane wolą człowieka i diabła, który od początku był zabójcą (J 8,44). A że, poza Aleksandrem nikt wyruszający z Zachodu nie podbił całego Wschodu? Jednak wielu, w różnych okresach, podejmując wojenne działania, nierzadko władali całą ekumeną. Nikomu jednak z nich żaden naród nie powierzał swojej duszy, tak jak wy Mahometowi. Zresztą on posługując się i siłą i pochlebstwem, nie przeciągnął na swoją stronę nawet jednej części ekumeny. A nauczanie Chrystusa, choć odbierało niemal wszystkie ułatwienia życia, pochwyciło wszystkie regiony ekumeny i panuje pośród tych, którzy z nim wojują, bez żadnej przemocy, triumfując nad przemocą, które wciąż mu jest przeciwstawiane”[15] – napisał św. Grzegorz Palamas.

Heterodoksja i heteropraksja 

Najciekawsze w rozważaniach na temat islamu Grzegorza Palamasa jest jednak nawiązanie do Listu do Rzymian i Pawłowej analizy objawienia naturalnego. „Dlatego wydaje mi się, że z tymi ludźmi, chlubiącymi się swoim zepsuciem, zdarzy się to samo, co z Grekami wydanymi, według słów Apostoła, na pastwę na nic niezdatnego rozumu (Rz 1,28), bowiem poznawszy Boga «nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali» Rz 1, 21) jako Bogu. Ci ludzie bowiem także poznali Chrystusa – przyznają oni przecież, że jest on Słowem i Duchem Boga, a poza tym, że jest On narodzony z Dziewicy, działał i nauczał na obraz Boży, został wzięty do nieba, pozostaje nieśmiertelny i powinien przyjść, aby sądzić cały świat. Poznawszy w ten sposób Chrystusa, oni nie oddali mu czci jako Chrystusowi, to jest jako Bogoczłowiekowi i Słowu, ale prawdę zastąpili fałszem i uwierzyli w zwyczajnego, śmiertelnego człowieka, który został pochowany – chodzi o Mahometa – oddali mu cześć i naśladowali go. I to wszystko zamiast postępowania za Bogiem człowiekiem, nieśmiertelnym i wiecznym Słowem, Tym, który nawet jeśli doświadczył śmierci cielesnej, to tylko po to, by unicestwić śmierć i stać się Rodzącym wiecznego i czystego życia, która nigdy nie mogła by być ofiarowana jako rezultat cierpień, śmierci i narodzin zwyczajnego człowieka. Oto dlaczego wszyscy, którzy się narodzili i przeżyli nasze życie, umarli. Nad Chrystusem zaś, który Powstał z martwych, śmierć nie ma już władzy (Rz 6,9), a nawet więcej, przez Niego ogłoszone jest przyszłe, wieczne życie. A zatem jako że ludzie, o których mowa, choć poznali Chrystusa, to nie oddali czci i nie dziękowali Mu, to Bóg oddał ich na pastwę „niezdatnego rozumu”, a także wszelkiej nieprawości i nieczystości, tak że żyją oni haniebnie, w nieludzki sposób i w sposób wrogi Bogu, na podobieństwo Ezawa, który od dzieciństwa znienawidzony był przez Boga i pozbawiony został ojcowskiego błogosławieństwa: oni żyją za sprawą łuków, mieczy, w rozpuście, znajdując zadowolenie w zniewalaniu ludzi, mordując, grabiąc, oddając się bezeceństwom, rozpuście i grzechowi sodomskiemu. Oni nie tylko robią to wszystko, ale uważają również, że Bóg pochwala ich działania” – wskazał św. Grzegorz Palamas.

To nawiązanie do Listu do Rzymian św. Pawła nie oznacza oczywiście, że Palamas uznaje, że islam jest swojego rodzaju naturalnym poznaniem Boga. Zaprzecza temu wskazanie, że muzułmanie przyjmują część prawd objawionych (uznanie Jezusa za Słowo Boże czy Syna Dziewicy). Jedno nie ulega jednak wątpliwości islam jest postrzegany przez św. Grzegorza jako niewątpliwe odstępstwo od przyjętej prawdy, jej ograniczenie i związane z tym odstępstwo od zasad moralnych. Ciekawe jest przy tym, a zupełnie nieobecne we współczesnym dialogu międzyreligijnym, wskazanie, że błędne pojmowanie Boga, odstępstwo od Prawdy o Nim skutkuje także w przestrzeni moralnej odejściem od życia zgodne z Prawe Bożym. Islam jest więc nie tylko odrzuceniem i wypaczeniem chrześcijańskiej prawdy, ale także wypaczeniem moralności. Można oczywiście spierać się o to, czy zakreślony obraz muzułmanów jest prawdziwy, ale trudno nie dostrzec, że zasady moralne islamu zakorzenione są w jego rozumieniu Boga, i że irracjonalizm, a także zdarzający się immoralizm jest także z nimi związany. I w tym sensie nawiązanie do św. Pawła pozostaje głęboko prawdziwe i przypomina prawdę o tym, że ortodoksja rodzi ortopraksję.

Kilka uwag na zakończenie

 Na zakończenie trudno nie zadać pytania, czy rozważania św. Grzegorza Palamasa mają jeszcze jakieś znaczenie dla współczesnego dialogu między chrześcijaństwem a islamem. Na poziomie głębokości analizy można stwierdzić, że oczywiście „nie”. Palamas słabo zna islam, nie chwyta niuansów znaczeniowych i często przypisuje wyznawcom tej religii opinie, których oni nie głoszą. Jeśli jednak spojrzeć na sprawę z innej perspektywy, to nie ulega wątpliwości, że nadal interesujące jest i skłaniające do głębszej refleksji, pytanie o to, na ile przejęcie przez Mahometa części chrześcijańskich prawd wiary (a to akurat jest bezsporne), i ich użycie do stworzenia systemu fałszywej religijności naturalnej otaczające kultem objawionego Boga zaskutkowało w budowaniu systemu moralnego islamu? Albo ujmując rzecz inaczej: czy koncepcja Boga islamu, odległego, niepodlegającego zasadom rozumu i w istocie immoralnego, skutkuje w moralności inspirowanej przez Koran? Oba sformułowania tych pytań są oczywiście głęboko politycznie niepoprawne, bo sugerują, że między teologią czy dogmatyką a moralnością istnieje realne sprzężenie. Wiele wskazuje jednak na to, że jeśli nie zajmiemy się tym problemem, i nie spróbujemy go zgłębić w duchu zaproponowanym przez św. Pawła i Palamasa, to nigdy nie zrozumiemy islamu, także w jego najbardziej fundamentalistycznych odłamach.



[1] Benedykt XVI, Przemówienie na Uniwersytecie w Ratyzbonie 12.09.2006, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/podroze/ben16-ratyzbona_12092006.html

[2] Ю. Максимов, СВЯТИТЕЛЬ ГРИГОРИЙ ПАЛАМА ОБ ИСЛАМЕ, http://www.pravoslavie.ru/put/1652.htm#3

[3] J. Meyendorff, Teologia bizantyjska, tłum. J. Prokopiuk, Warszawa 1984, s. 56.

[4] Tamże, s. 67.

[5] И.  Мейендорф, Византийские представления об исламе, http://lib.pravmir.ru/library/book/1165

[6] O życiu tego wybitnego bizantyjskiego polemisty (dyskutował on nie tylko z islamem, ale także z katolicką koncepcją filioque) wiadomo niewiele. Na pewno był on osobą świecką i urzędnikiem na dworze cesarskim. Analiza jego dzieł pozwala także wysunąć przypuszczenie, że był on nauczycielem dialektyki i filozofii w Szkole Konstantynopolitańskiej.

[7] G. Maximov, Vizantijcy i Koran, http://de.bogoslov.ru/text/406936.html

[8] И.  Мейендорф, dz.cyt.

[9] „Hionowie”, z którymi polemizować ma św. Grzegorz Palamas, co zauważa on sam, z całą pewnością nie są muzułmanami. To raczej grupa,  która przyjęła jako swoją pewną część judaizmu. Nie jest wykluczone, że jak wskazuje G. M. Prochorow może tu chodzić o karaimów.  Mimo to rozmowa z nimi i „Turkami” jest w istocie dysputą z islamem, a nie z judaizmem. G. M. Prochorov, Prienije Grigirija Palamy „z hiony i turki” i probliema „żidowskaja murstwujuszczich”, „Trudy Oddziela drievnierusskoj literatury”, t. XXVII, s. 329-369.

[10] Św. Grzegorz Palamas, Disput z hionami, s. 8.

[11] Grzegorz Palamas, Pismo k mojej Cervii, s. 13-14.

[12] Grzegorz Palamas, Pismo k mojej Cervii, s. 15.

[13] Tamże.

[14] Benedykt XVI, Przemówienie na Uniwersytecie w Ratyzbonie 12.09.2006, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/podroze/ben16-ratyzbona_12092006.html

[15] Grzegorz Palamas, Pismo k mojej Cervii, s. 16.