Zobaczywszy w 1862 r. na Wystawie Światowej w Londynie budynek ze szkła i stali, do którego pragnął się wedrzeć wielotysięczny tłum, Fiodor Dostojewski zrozumiał, na czym polega najważniejsza obietnica zachodniej nowoczesności. To wprowadzenie całej populacji do tego, co nazwał „Kryształowym Pałacem”, do monumentalnej cieplarni, strefy wiecznego komfortu, gdzie odwieczny problem niedoboru będzie raz na zawsze rozwiązany.

Pałac, czyli globalizacja

Proroczą metaforę Dostojewskiego bodaj najbardziej wpływowy współcześnie intelektualista niemiecki Peter Sloterdijk rozbudował do rozmiarów filozoficznej teorii globalizacji. W jego ujęciu Kryształowy Pałac jest po II wojnie światowej, a zwłaszcza po powstaniu Unii Europejskiej, już realizowanym projektem. „Owa gigantyczna cieplarnia odprężenia poświęcona jest pogodnemu, acz gorączkowemu kultowi Baala, który XX wiek zaproponował nazwać konsumpcjonizmem. […] Nową naukę o rzeczach ostatecznych formułuje się tu jako dogmatykę używania”.

Kryształowy Pałac jest dla współczesnego człowieka wielką „przestrzenią rozpieszczenia”, gdzie likwidacji kluczowych dotychczas problemów niedostatku towarzyszy przemiana mentalna w kierunku myślenia w kategoriach wolności konsumenckiej. Jest to wolność skrajnie banalna, bo „po przełomie słabe powody, takie jak czysty kaprys i osobisty gust, musiały przejąć rolę mocnych powodów, w które wcześniej wcielał się władczy niedostatek”. Rozpięte między chroniczną nudą i rozrywką z jednej strony a sztucznie wytwarzanym stresem i konkurencją z drugiej cieplarniane życie podlega zasadzie rozpieszczenia na pięciu poziomach.

Piętro pierwsze to bezprecedensowy dostęp do pieniądza, powiązany z przymusem kupowania. Mieszkaniec Kryształowego Pałacu staje przed „obfitością opcji, która bezwzględnie przelicytowuje ewentualny wkład własnego wysiłku – w skrócie: kupować i pieprzyć się – dopóki spełnia on warunki pobytu w przestrzeni dobrobytu, czyli dysponowania siłą nabywczą”. Charakterystycznym zjawiskiem społecznym z tym związanym jest pojawienie się klasy bogaczy z przypadku, spekulantów giełdowych, menedżerów czy szczęśliwych spadkobierców. Ich gwałtownemu uwłaszczeniu nie towarzyszy ani szczególny wysiłek, ani wartościowa praca.

Na drugim poziomie rozpieszczenia następuje stabilizacja dobrobytu poprzez wykluczenie gospodarczych stanów wyjątkowych. Legitymizacją współczesnego państwa nie jest już, jak mówił Thomas Hobbes, uwolnienie jednostki od perspektywy gwałtownej śmierci, lecz emancypacja od biedy poprzez kombinację rynku i redystrybucji.

[koniec_strony]

Na trzecim piętrze „wyśrubowane oczekiwania co do bezpieczeństwa są uogólniane i rozszerzane na zakłócenia i ryzyka związane z życiem prywatnym, takie jak wypadki, choroby, udział w kataklizmach itp.”. Wszechobecność i przymusowość ubezpieczeń zdejmuje z jednostki odpowiedzialność za własny los. Składka zdrowotna, rentowa czy komunikacyjna to nic innego jak przerzucenie osobistej przezorności na prywatne lub państwowe instytucje.

Czwarty poziom rozpieszczenia związany jest z nowymi mediami, zdającymi się znosić potrzebę wytrwałej edukacji na rzecz łatwego dostępu do wiedzy i zrównania ważności wszelkich treści. Najbardziej banalna ekspresja postmodernistycznej świadomości znaczy tu tyle samo, ile ambitny traktat filozoficzny. Towarzyszy temu daleko idące zastąpienie dyskursu słowa przez dyskurs obrazu, nieuchronnie wiodące do zaniku abstrakcyjnego i logicznego myślenia.

Na piątym poziomie rozpieszczenia następuje oderwanie zasługi od sławy i prestiżu. Klasa medialnych celebrytów, „znanych z tego, że są znani”, jest tu symboliczna. Ten wymiar rozpieszczenia oznacza usunięcie merytokracji, w której sława i podziw publiczności były nagrodą za zasługi. Prominencja staje się ogólnie dostępną wartością samą w sobie, a konstrukcja medialnego systemu sprawia, że zamiast wytrwałej pracy pro publico bono wystarczy pojawić się w studiu.

Wraz ze wzniesieniem Kryształowego Pałacu republikańskie credo „wolność jest obywatelstwem” zastąpione zostało nowym: „wolność jest konsumpcją”. W myśli republikańskiej obietnica swobody obwarowana była wymogiem samodoskonalenia, wykształcenia, pracy z innymi, solidarności i zainteresowania polityką. A co najważniejsze: dźwigania ciężaru zinstytucjonalizowanej kontestacji i uczestnictwa. Współczesny homo oeconomicus (człowiek ekonomiczny) chętnie godzi się na zmniejszanie zakresu swojej wolności politycznej w zamian za obietnicę wiecznego komfortu. Można być jednocześnie obywatelem i konsumentem, jednak przedłożenie wolności konsumpcji nad wolność polityczną każe mówić o radykalnej degradacji tego pierwszego. Wyznawca „dogmatyki używania” zachowuje formalne i część faktycznych atrybutów dawnego obywatela. Jest kimś, kogo można nazwać postobywatelem.

Ale degradacja jest nie tylko polityczna – w Kryształowym Pałacu apogeum osiąga proces ogólnej demoralizacji. „Grzech pierworodny w klimacie uniwersalnej wygody jawi się jako trywialna wolność do zła”, które „dopiero w posthistorycznej nudzie […] może wykrystalizować się w swej kwintesencjonalnej formie. […] Zło ma jakość czystego kaprysu. Wyraża się jako bezpodstawna kompozycja, jako samowolne upodobanie do cierpienia i zadawania cierpienia, jako destrukcja wałęsająca się bez szczególnego powodu”.

[koniec_strony]

Zamek, peryferie i koniec demokracji

Konsumpcjonistyczne odurzenie współczesnego człowieka idzie w parze z wiarą w niezakłócone trwanie zachodnich republik w ich liberalno-demokratycznych odmianach. Tymczasem jest przejawem niczym niepopartego myślenia życzeniowego lub co najwyżej naiwnie dogmatycznego posthistoryzmu. Obserwowany w różnych zakątkach świata odwrót klasy średniej od demokratycznego liberalizmu i sukces dalekowschodniego autorytarnego kapitalizmu są logicznym i konsekwentnym odczytaniem symboliki Pałacu jako atrybutu władzy dalekiej od samoograniczenia. Powinny one być rozumiane jako konsekwencje triumfu konsumenta nad obywatelem.

Obecny kryzys gospodarczy sprawia, że spór polityczny skupia się wokół problemu ocalenia komfortu. W ramach kryzysu histeria ludzi cierpiących z powodu ograniczenia wachlarza konsumenckich opcji i dyscyplinujące ruchy establishmentu polityczno-finansowego są jednak dwiema stronami tego samego medalu. O ile ów kryzys się pogłębi, możemy się spodziewać znacznie szybszej erozji obywatelskiej wolności, zwłaszcza jeśli wierzyć proroctwom wtajemniczonych w plany europejskich elit, zapowiadających próbę wprowadzenia „bardziej autorytatywnego” porządku w UE. Warto mieć też w pamięci, przywoływane przez Sloterdijka, słowa Mussoliniego o faszyzmie jako horrorze prowadzącym do dobrobytu.

Jako centralna budowla zglobalizowanego świata ma Kryształowy Pałac wyraźną konotację neokolonialną. Hipnotyzuje zamieszkujące kraje peryferyjne rzesze ubogich wizją nieograniczonego „kupowania i pieprzenia się” w wielkiej cieplarni.

Jak mówi Andrzej Maśnica, „to właśnie przede wszystkim na peryferiach świata, a nie w suburbiach światowej metropolii, dominuje chęć ciągłego »dobiegania«, dochodzenia, »nadrabiania« dystansu. […]

Rzecz jednak w tym, że kraje peryferyjne, wbrew głównym założeniom teorii modernizacyjnej, nie są w stanie podążyć drogą wytyczoną przez kraje centrum na wcześniejszych etapach rozwoju. Taka droga dla krajów peryferyjnych (rozwijających się) w ramach systemu-świata tak naprawdę nie istnieje. Popadły one bowiem w strukturalnie nową, nieznaną kilkadziesiąt lat wcześniej, sytuację trwałej zależności od krajów centrum (rozwiniętych).

[…] Całkiem na przekór teoriom i nadziejom konwergencjonistów (modernizatorów) różnice między państwami, w wysoce zglobalizowanym świecie, zyskują (a nie tracą) na znaczeniu. To zaś oznacza pogłębienie, a nie zanik różnicy potencjałów pomiędzy państwami centrum i peryferii”.

[koniec_strony]

W Polaków drodze do wielkiej cieplarni warto zwłaszcza przyjrzeć się przez chwilę specyficznym doświadczeniom realnego socjalizmu i postkomunizmu.

Marksizm-leninizm był równoległą do liberalizmu odmianą nowoczesności i jej obietnicy wiecznego dobrobytu. Komunistyczny koniec historii miał wyglądać analogicznie lub lepiej od kapitalistycznego: jak wielki rytuał zbiorowej konsumpcji („każdemu według potrzeb”). Rozbieżność rzeczywistości i ideału musiała budzić gniew zawiedzionych. Także w tym kluczu należy widzieć różne antykomunistyczne zrywy, łącznie z „Solidarnością”.

Nowej, kapitalistycznej drodze Polaków do wielkiej cieplarni (ściślej: do jej przedsionka) towarzyszyły przeciwstawne zjawiska. Z jednej strony, bóle porodowe w postaci gwałtownego rozwarstwienia dochodów, pauperyzacji sporej części ludności, z drugiej – konsumpcja jako strategia rozwojowa i jako kompensacja ułomności lokalnej wersji gospodarki rynkowej. Peryferiom postkomunistycznym globalne rynki od początku wyznaczyły rolę konsumentów, a nie producentów, te zaś bez większych oporów się na nią zgodziły. W tym sensie „apolityczność” polskiego liberalizmu obsługiwała ten proces; „nie politykujcie, lecz konsumujcie” – zdawały się mówić elity do zdezorientowanej populacji.

Ważną cezurą jest tu rok 2007, kiedy to wykrycie przez spin doktorów PO szerzącego się tzw. syndromu wczesnej zamożności pozwoliło tej formacji na zawarcie z wyborcą postpolitycznego kontraktu. Jak powiada Andre Glucksmann: „koniec ideologii, żegnajcie wzniosłe sprawy” – odtąd liczą się już tylko aktorzy „troszczący się o wzrost i rozwój”.

Poczucie aktualnego lub rychłego uczestnictwa w „hedonistycznym zamieszaniu” pod kryształową powłoką, w oczywisty sposób spotęgowane przez akces do europejskiego klubu bogaczy, usunęło w cień wszystkie najważniejsze do tej pory tematy. Jak się okazało w następnych latach, to, co przed rokiem 2007 wywołałoby niechybnie polityczne trzęsienie ziemi – skandaliczne zignorowanie tragedii narodowej czy seria wielkich afer korupcyjnych – po tej dacie wywołuje już nieledwie drgawki zajętej konsumpcją zbiorowości. Ostatnie lata potwierdziły natomiast wyraźnie, że główny pretendent do władzy zyskuje tylko wtedy, gdy wychodzi z roli „partii niedostatku i powagi” i wchodzi w retorykę „wzrostu i rozwoju”. Realny wybór polityczny jest więc w obecnych warunkach wyborem między jedną postpolityką a drugą.

Czy w Kryształowym Pałacu jest jeszcze miejsce na realną wolność? Wyznawcy kultu konsumpcji zwyczajnie nie cenią libertas wysoko, niewiele z niej rozumiejąc.

Obecny kryzys, stawiający pod znakiem zapytania przyszłość zachodniego – jeśli nie globalnego – systemu finansowego, skłania jednak coraz liczniejszą rzeszę bezkrytycznych dotychczas obserwatorów do wniosku, że konsumpcjonizm całkowicie oderwany od rygorów rozumu może być autodestrukcyjny. Zaczyna też docierać do ich świadomości, w dużej mierze pod wpływem wewnątrzunijnych przetasowań geopolitycznych, że nawet w Kryształowym Pałacu wciąż ma miejsce tradycyjna walka o prestiż i dominację

Być może więc przyszłość zaowocuje zwycięstwem modelu rozwoju uwzględniającego cnotę umiaru. Nie można jednak wykluczyć, że zanim to nastąpi na Zachodzie, czeka nas długi okres desperackich prób przywrócenia dobrobytu z despotycznym horrorem – nawiązując do dictum Mussoliniego – jako prowadzącym doń środkiem.

Bartłomiej Radziejewski

Tekst ukazał się w najnowszym Tygodniku "Nowa Konfederacja"