Damian Świerczewski, Fronda.pl: Najpierw był tzw. „czarny protest”, teraz mamy do czynienia ze Strajkiem Kobiet. Sądzi Pan, że to zawłaszczenia Dnia Kobiet przez agresywne feministki?

Łukasz Warzecha: Nigdy nie darzyłem specjalną atencją tego święta ze względu na to, że zostało bardzo skażone w czasach PRLu, które wciąż pamiętam. Od tego czasu mam wręcz awersję do 8 marca. Niemniej jednak nie nazwałbym tego strajku zawłaszczeniem Dnia Kobiet. Mieszkając w Warszawie często ulegamy złudzeniu, że to, co jest dziwaczną i oderwaną od rzeczywistości zabawą garstki ludzi, ma jakiekolwiek znaczenie dla reszty Polski. Otóż nie. To, że pewne słabe intelektualnie panie wyjdą na ulice, pokrzyczą i pokażą kilka pociesznych haseł niczego nie zmieni. Niektóre z tych haseł są oczywiście także wulgarne, jednak wiele z nich jest po prostu zabawnych. Nie ma to jednak wpływu na to, jak myślą ludzie – tak w Warszawie, jak i w całej Polsce. Powiedziałbym więcej – cieszę się, że panie, które ogłosiły strajk kobiet, robią tak absurdalne rzeczy. Im bardziej ten protest będzie „egzotyczny”, z tym mniejszym oddźwiękiem spotka się wśród zwykłych Polek – i bardzo dobrze!

Jednak Forum Kobiet Polskich bardzo ostro protestuje przeciw temu strajkowi i przestrzega kobiety przed braniem w nim udziału. Podkreśla, że to manipulowanie kobietami.

Sądzę, że dzieje się tak dlatego, że Forum doskonale rozumie to, o czym właśnie powiedziałem. Rozsądna lewica, która również chce realizować swoje postulaty zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że głośna i coraz liczniej reprezentowana lewica szaleńcza powoduje, że ludzie odwracają się od lewicy w ogóle, nie tylko od tej skrajnej. Gdy spojrzeć na dzisiejszy oszalały protest, to przy nim postulaty (skądinąd też absurdalne) takie, jak choćby parytety na listach wyborczych wydają się wręcz szczytem umiarkowania. Panie, które chciałyby o to walczyć widzą, że kobiety takie jak Kazimiera Szczuka czy Joanna Scheuring-Wielgus wręcz sabotują ich cele.

Czy tego typu strajk to przede wszystkim protest środowisk lewackich, które chcą rzeczywiście przeforsować swoje idee, czy też jednak w ogromnej mierze dość kiepsko zawoalowana akcja polityczna, znów mająca na celu uderzyć w PiS?

To jest zupełnie oczywiste i nie sposób tego rozłączyć. Wojna polityczna dotknęła niestety wszystkie dziedziny. Oczywiście ta konkretna nie została nią dotknięta dopiero teraz . To zupełnie naturalne, że w tym sporze po jednej stronie mamy lewicę, a po drugiej partie społecznie konserwatywne. Nie uważam PiSu za prawicę, jednak z całą pewnością jest to partia społecznie konserwatywna. Z tego punktu widzenia oczywistym jest, że stoi po innej stronie niż feministki i oszalała lewica. Nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy strajk wpisuje się w w ogólny konflikt polityczny. Warto zwrócić jednak uwagę na to, kto szczególnie bierze w nim udział. Na przykład wspomniana wcześniej pani Scheuring-Wielgus jest dosyć mocno aktywna i ugruntowuje przekonanie, że Nowoczesna nie jest, jak kiedyś chciał pozycjonować ją Ryszard Petru, partią rozsądnych ludzi, którzy chcą dobrze dla biznesu. Jest partią szaleńców. Ten strajk również jest groteskowym szaleństwem. Po raz kolejny opozycja totalna włączając się w ten najbardziej radykalny nurt społecznego konfliktu dokonuje, jak to się ładnie mówi, „samozaorania”.

Sądzi Pan, że opozycja w końcu to zauważy i zrezygnuje z tej formy manifestowania swoich przekonań, czy raczej musimy przyzwyczaić się do regularnych protestów i „czarnych marszów”?

Po pierwsze, nie utożsamiałbym jednorazowego „czarnego protestu” z dzisiejszym strajkiem kobiet. Wtedy, podobnie jak w przypadku pierwszego protestu Komitetu Obrony Demokracji, wzięły w nim udział osoby spoza ścisłego grona tej szaleńczej, lewackiej opozycji. Osobiście traktuję to jako wydarzenie jednorazowe, nie sądzę, żeby się powtórzył. Chyba że pojawi się ku temu powód. Wracając jednak do dzisiejszego strajku kobiet, typowo lewackiej imprezy, to faktycznie, te powtarzają się cyklicznie. Można przypuszczać, że jeszcze nie raz ujrzymy podobny protest choćby dlatego, że ta grupa ludzi jest zbyt słaba intelektualnie, aby znaleźć inny sposób na zaistnienie w przestrzeni publicznej. Ich postulaty ze swojej natury są radykalne, dlatego też potrafią je ogłaszać tylko w taki sam, radykalny sposób. To jedyny język, w jakim potrafią mówić do ludzi. Z punktu widzenia konserwatystów jest to jednak zjawisko pozytywne.

To znaczy?

Zacząłbym się martwić, gdyby ci ludzie przemówili językiem rozsądku. Gdyby przemycili swoje postulaty tak, żeby wyglądały na rozsądny kompromis czy zaspokojenie aspiracji części społeczeństwa. W obecnej, groteskowej formie, która jest absolutnie odstręczająca dla 99% Polaków, są niegroźni. Radykalna lewica, która zdobyła przyczółki na zachodzie Europy – w Niemczech, Skandynawii czy Hiszpanii, kompletnie nie zdobyła bazy w Polsce. Polacy w swojej masie są dosyć rozsądni. Z tego też powodu panie, które dziś organizują strajk kobiet, a jutro „Marsz Macic” czy inne zabawne ekscesy, zasługują jedynie na śmiech i popukanie się w czoło. Polacy w większości doskonale to wiedzą. W obecnej formie te skrajnie lewicowe ruchy nie są groźne. Jako konserwatysta jestem za tym, aby tych ludzi przedstawiać tak, jak na to zasługują, czyli pokazywać tę groteskę, którą nam serwują. Za najgorszą metodę dyskusji z nimi uważam wchodzenie w poważny, alarmistyczny ton - mówienie „Skandal!”, „Kolejne przekraczanie granic!”. Odnosząc się do tego środowiska w ten sposób pokazujemy, że mamy do czynienia z czymś poważnym, a tak nie jest. Zasługuje to jedynie na kpinę i właśnie kpiną należy z nimi walczyć.

Bardzo dziękuję za rozmowę.