Ale wbrew pozorom u podstaw aktu spalenia leżało kilka, bardzo zasadniczych i wcale nie związanych z inkwizytorskimi zapędami przyczyn, o których warto zupełnie jasno powiedzieć.

 

1. Tarot to nie zabawa i warto o tym przypominać

Pierwszym i zasadniczym powodem, dla których podjąłem taką a nie inną decyzję jest mocna świadomość, że tarot to nie jest niegroźna zabawa, ale inicjacja (o czym pisała także Maria Patynowska) w groźną duchowość. Karty rzeczywiście „mówią” o przyszłości, można z nimi „rozmawiać”, a to oznacza, że przemawia przez nie pewna duchowa siła. Siła, która nie służy dobru, ale złu. Siła, której jedynym celem jest odebranie nam wolności dzieci Bożych i wciągnięcie w przestrzeń demoniczną. Jedynym lekarstwem na taką siłę jest jej zdecydowane i jednoznaczne odrzucenie.

 

2. Tarota nie można wyrzucić, trzeba go zniszczy

Jeśli mamy świadomość złego, demonicznego działania tarota, to wiemy również, że nie wolno nam się go po prostu pozbyć, wyrzucić go na śmietnik czy oddać komuś innemu. Wyrzucenie go na śmietnik rodzi niebezpieczeństwo, że ktoś go znajdzie i zacznie używać, inicjując się tym samym, być może nieświadomie, w zło jakim jest sataniczna duchowość. Przekazanie komuś tych kart byłoby zaś w istocie aktem nienawiści do niego, porównywalną z przekazaniem mu w prezencie trucizny (tyle, że trucizny, która może go pozbawić życia wiecznego). I już tylko z tych dwóch powodów inna decyzja niż zniszczenie (a cóż lepiej niszczy i oczyszcza niż ogień?) była jedyną możliwą.

 

3. Miłość do człowieka i troska o niego

Trzecim powodem, dla którego zdecydowałem się na takie a nie inne działanie, jest miłość do człowieka. Jeśli mam świadomość, że coś może człowiekowi zaszkodzić, to najlepszą drogą jest nie tylko zniszczenie tego, co ma taką moc, ale też pokazanie tego. Wiedza o tym, czym jest tarot wcale nie jest powszechna, więc warto szukać sposobów, dzięki którym jasno i wyraźnie pokażemy jakie jest nasze podejście do pewnego rodzaju zła.

 

4. Obraz przemawia mocniej niż tysiące słów

Decyzja o nagraniu wydarzenia także związana była ze świadomością, że obraz oddziaływuje o wiele silniej niż tysiące słów.

 

5. Nic tak nie irytuje złego, jak jego wyśmianie

Zarzuca mi również, że nie byłem śmiertelnie poważny, gdy niszczyłem karty tarota, że działanie to było dokonywane z uśmiechem (pewnie, gdyby uśmiechu nie było, to pojawiłyby się uwagi na temat pełnych nienawiści oczach i ponuractwie). A ja odpowiadam, oczywiście, że z uśmiechem, bo nic tak nie irytuje złego niż chrześcijańska radość z niszczenia jego narzędzi. Jako chrześcijanie wiemy, że jesteśmy od niego silniejsi mocą Chrystusa i że możemy się tym radować.

 

6. Nawiązanie do średniowiecza

Takie, a nie inne działanie było też nawiązaniem do najpiękniejszego okresu w dziejach ludzkości, czyli średniowiecza. To wtedy ludzie mieli nie tylko świadomość realności świata duchowego, ale także potrzeby walki z nim. I my do tego, jakże prawdziwego, myślenia nawiązujemy, próbując stosować także średniowieczne, to znaczy obrazowe, techniki walki z nim.

 

7. Nie chcemy, by w ogniu płonęli ludzie, więc palimy karty

Powodem ostatnim jest to, że generalnie uważam, że palenie szkodzi palonym. A żeby ich od spalenia uwolnić, by oszczędzić im wiecznego piekielnego ognia, trzeba bronić ich przed narzędziami szatana, choćby karatami tarota. Ci zatem, którzy oskarżają mnie o chęć palenia kogokolwiek na stosie są w błędzie. Spalenie kart jest właśnie drogą do wolności od wiecznego wędzenia się w piekielnym ogniu.


Tomasz P. Terlikowski