Mark Wahlberg zagrał w swoim życiu wiele ciekawych ról, choć w moim przekonaniu nie należy do wybitych aktorów filmowych. Ma jednak na koncie naprawdę dobre role w „Fighterze”, „Boogie Nights”, „Złocie pustyni” czy „ Infiltracji” Martina Scorsese, za którą dostał zresztą nominację do Oscara. Z drugiej strony były „raper” i członek „New Kids On The Block” położył kompletnie takie filmy jak „Zdarzenie”, reżysera dwóch wybitnych obrazów i kilku gniotów M. Night Shyamalana czy „Planeta Małp” Tima Burtona. Wahlberg nie jest aktorem, który zmienia na potrzeby roli swój wygląd fizyczny, jak kiedyś Robert De Niro czy dziś Christian Bale. Można go śmiało zaliczyć do przeciętnych, ale solidnych aktorów pracujących w Hollywood. Jednak jedno różni go od jego lewicowych kolegów z „Fabryki Snów”. W pewnym momencie stanął po stronie Jezusa i jako jeden z niewielu celebrytów zaświadcza o tym publicznie.

 

Bijący Murzynów biały „raper”

Mark Wahlberg wychował się w wielodzietnej katolickiej rodzinie. Jest jednym z ośmiorga dzieci kierowcy szwedzkiego pochodzenia i pielęgniarki, mającej korzenie irlandzkie. W 1982 roku, kiedy miał jedenaście lat, jego rodzice się rozwiedli. Wkrótce porzucił szkołę średnią i w wieku 14 lat zaczął na siebie zarabiać kradnąc i handlując narkotykami. Przyszły filmowy gliniarz z obrazu „Królowie Nocy” był w młodości zatrzymywany ponad 25 razy przez policję. W wieku 13 lat miał już za sobą uzależnienie od kokainy. Niedawno w programie „60 minut” Wahlberg opowiadał, że większość jego kolegów z dzieciństwa skończyło w więzieniu albo na cmentarzu. Również on trafił na 45 dni do celi za pobicie innego mężczyzny. „Chciałem tam trafić. Mówiłem sobie, że będę jak inni koledzy. Jak już trafiłem do celi zadałem sobie pytanie: To jest to? Tak wygląda to bycie jak kumple? Wtedy zdałem sobie sprawę, że chcę czegoś innego od życia” - opowiadał po latach. Z więzienia wyciągnął go brat Donnie (dziś również aktor) i namówił, by dołączył do zespołu „New Kids On The Block”. Wahlberg wytrzymał jednak w tym niezwykle popularnym na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku zespole zaledwie pół roku, po czym przybrał pseudonim Marky Mark i za własne pieniądze nagrał solową płytę, która szybko stała się platyną. Nagle chuligan z ulicy stał się bożyszczem nastolatek i modelem firmy produkującej męską bieliznę.  Trudno oczywiście traktować jego rap poważnie. „Raper” Marky Mark może być co najwyżej postawiony na jednej półce z przebierańcem Vannila Ice. I nie do końca jest to jego wina. W końcu żaden biały MC, poza Eminemem, nie dorównał czarnym wykonawcom tej muzyki. Jednak nie tylko dlatego Marky Mark szybko stał się wrogiem środowisk murzyńskich. Gdy był na szczycie list przebojów przypomniano mu, że będąc nastolatkiem został aresztowany za rzucanie kamieniami w Murzynów i pobił dwóch Wietnamczyków, za co trafił zresztą do więzienia. Wahlberg został więc oskarżony o rasizm, co dla białego chłopaka wykonującego czarną muzykę jest tym samym, czym dla lewicowego polityka oskarżenie o homofobię. W 1993 roku kariera Marky Marka stanęła pod znakiem zapytania. Nie było to spowodowane oczywiście konfliktem z czarnymi raperami, choć wielka popularność geniuszy tej muzyki -2Paca, Dre Dre czy Notoriousa B.I.G musiała przytłoczyć nieudolnie rymującego kolesia w majtkach Calvina Kline’a. Wtedy właśnie Walhberg zaczął myśleć o zmianie profesji. Jego droga na szczyt Hollywood była równie spektakularna jak kariera muzyczna.

 

Gwiazda filmowa i producent

Wahlberg zaczynał swoją przygodę z X Muzą jak większość gwiazd jego pokroju - od telewizji. Po dobrym występie w programie HBO „The Ben Stiller Show” i kilku programach rozrywkowych Wahlberg zagrał w telewizyjnym thrillerze„Zastępstwo”. Reżyser filmu przyznawał, że miał pewne obawy związane z powierzeniem mu roli, jednak szybko się przekonał o talencie muzyka. Po sukcesie filmu szybko posypały się inne propozycje. Wahlberg zadebiutował na dużym ekranie rolą buntowniczego szeregowego Tommy'ego Lee Haywooda w komediodramacie Penny Marshall „Inteligent w armii”. Następnym jego filmem  był mroczny dramat „Przetrwać w Nowym Jorku”. To wtedy pierwszy raz pojawił się u boku takich gwiazd jak Danny de Vito, Leonardo Di Caprio czy późniejsza zdobywczyni Oscara Reese Witherspoon. Jednak w tych filmach Wahlberg traktowany był wciąż jako idol nastolatek, który bawi się w aktorstwo. Przełomem w jego filmowej karierze stał się debiut u Paula Thomasa Andersona, późniejszego reżysera takich perełek jak „Magnolia” czy „Aż poleje się krew”. Film „Boogie Nights” opowiadał o przemyśle porno w latach 70-tych. Rola gwiazdy filmów porno Dirka Digglera udowodniła krytykom, że Wahlberg nie jest jedynie obrazkiem z baneru reklamującego bieliznę dla metro seksualnych facecików. Jednak mimo tego, że film został obsypany nagrodami (w tym Złotym Globem dla Burta Reynoldsa), Wahlberg jako jedyny z ekipy aktorskiej nie dostał żadnego prestiżowego wyróżnienia. Dopiero rola w oryginalnym i błyskotliwym „Złocie Pustyni”, którą zagrał u boku George’a Clooneya i kolegi ze sceny hip-hopowej, legendy z N.W.A, Ice Cube’a, przyniosła mu nagrodę „Blockbuster Entertainment”. Jednak prawdziwie przełomowym momentem w przygodzie Wahlberga z kinem okazała się kreacja w „Infiltracji” mistrza Scorsese, która przyniosła aktorowi nominację do Złotego Globa i Oscara. Od tego czasu Wahlberg z mniejszym bądź większym powodzeniem pojawia się na kinowym ekranie. Bardzo ciekawie rozwija się również jego kariera producencka. Za serial „Ekipa” otrzymał prestiżową nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmowej (BAFTA). Wielki sukces odniósł również jeden z najlepszych seriali w historii kinematografii „Zakazane Imperium”, którego Wahlberg jest producentem wykonawczym. Jednak były chuligan nie stałby się obiecującym producentem i nie zgrałby u Scorsese, gdyby nie jego brat i ktoś jeszcze.

 

Duchowy ratunek z brudnej dziury

„Pierwszy raz spotkałem Marka około drugiej rano, jak sprzedawał marihuanę na rogu ulicy. Miał około 15 lat. Często widywałem go później, jak przejeżdżał różnymi samochodami obok kościoła. Zawsze trąbił i machał rękoma. Wszystkie samochody były oczywiście kradzione” - mówił w jednym z wywiadów o. James Flavin, który wyciągnął rękę do Wahlberga, gdy ten siedział za kratkami. Duchowny starał się odciągnąć Wahlberga od narkotyków i półświatka, angażując go do katolickiego zespołu koszykarskiego. Jednak nie uchroniło to późniejszego celebrytę od trafienia za kratki. „To było brudne, pełne szczurów, miejsce. Mark był śmiertelnie przerażony, jednak nie mógł nikomu pokazać, że się bał. Trafił do więzienia dla dorosłych. Bardzo się o niego modliłem, ale poradził sobie jak prawdziwy twardziel” - mówi duchowny. Wahlberg doświadczył w więzieniu wstrząsu i jego życie zupełnie się przewartościowało. W jednym z wywiadów opowiadał, jak jego koledzy byli zabijani na ulicach, sami mordowali swoich bliskich i masowo trafiali na całe życie do więzienia. „To nie było dla mnie. Wierzę, że Bóg wiedział, iż jestem w stanie czynić dobro i pokazywać ludziom, że jest coś lepszego niż bycie najtwardszym dzieciakiem w okolicy, który bez mrugnięcia okiem pociąga za spust, by obrobić warzywniak” - mówił niedawno aktor. Po wyjściu z więzienia Wahlberg wpadł jednak w wir showbiznesu i wziął na plecy cały ciężar z nim związany. Przez lata było więc głośno o jego romansach. Łączono go z Reese Witherspoon, Madonną, Winoną Ryder i wieloma modelkami, w tym z gwiazdą filmów porno Savannah, która zresztą popełniła w 1993 roku samobójstwo. Jednak przyjaźń z księdzem Flavinem trwała przez cały okres moralnych wzlotów i upadków gwiazdora. Jeden z konserwatywnych publicystów amerykańskich streścił głęboką przyjaźń Wahlberga z Flavinem słowami Chestertona: „Każdy człowiek, który wszedł do burdelu, tak naprawdę szukał Boga”. Wahlberg przyznaje, że ksiądz Flavin jest do dziś jego mentorem, przyjacielem, bratem i jego największym bohaterem.

 

Przykładny mąż i ojciec

„Dużo się modlę. Zostałem wychowany w atmosferze religijnej, ale trzymałem się z dala od kościoła. Wolałem się trzymać z «chłopakami z sąsiedztwa». Jednak gdy wpadłem w poważne tarapaty zwróciłem się w stronę Boga. W momencie, gdy zacząłem skupiać się na swojej wierze, naprawdę dobre rzeczy zaczęły się dziać w moim życiu. Jednak nawet jak wpadałem w doły to dzięki wierze w Jezusa łatwiej mi było z nich wyjść” – mówił Wahlberg w wywiadzie dla Reutersa po tym, jak odsłonił swoją gwiazdę w hollywoodzkiej „Alei Sław”. Dziś aktor działa w organizacjach promujących abstynencje narkotykową wśród młodzieży z gett. Podczas jednego ze spotkań opowiadał, że dzięki modlitwie znajduje odpowiedź na wszystkie nurtujące go trudne pytania. „Wielu ludzi wpada w problemy, idą do więzienia i odnajdują Boga. W momencie, gdy o Nim zapominają, są zgubieni. Jednak muszę przyznać, że dzięki wierze moje życie mogłoby się skończyć i dziś. Nie miałbym nic przeciwko. Ja odnalazłem już szczęście” - mówił gwiazdor „Boogie Nights”.

Wahlberg założył również „Mark Wahlberg Youth Foundation”, która pomaga trudnej młodzieży. Aktor przyznaje, że jego nawrócenie przychodziło powoli i dojrzewał do wiary, związku małżeńskiego i roli ojca. Coraz częściej zaczął mówić w swoich wywiadach o Bogu i Jezusie, co spowodowało, że w światku filmowym zaczęły krążyć legendy o jego zaangażowaniu w życie duchowe. Kilka lat temu całe Hollywood żyło głośną plotką, mówiącą o tym, że wielki wpływ na Wahlberga i dobór przez niego ról filmowych ma wciąż ksiądz Flavin, który rzekomo spowodował, że Wahlberg odrzucił rolę kowboja homoseksualisty w „Tajemnicy Brokeback Mountain”. W kontrowersyjnym obrazie Anga Lee opowiadającym o gejowskim związku dwóch twardych kowbojów, którzy zamiast z czarnymi postaciami z koltami muszą zmierzyć się z homofobią społeczeństwa, Wahlberg miał zagrać duet z Joaquinem Phoenixem. Role w końcu przyjęli tragicznie zmarły dwa lata temu, znakomity aktor młodego pokolenia, Heath Leadger i Jake Gyllenhal. Wahlberg nie skomentował plotki. Może dlatego, że nie wstydzi się wpływu chrześcijan na swoją karierę? Jednak w jednym z wywiadów dał do zrozumienia, że scenariusz był dla niego „zbyt dosłowny” i go przeraził. Po tej wypowiedzi nie omieszkały skrytykować go niektóre środowiska gejowskie.

Wahlberg jest jednym z kilku amerykańskich celebrytów, którzy jawnie stanęli po stronie Jezusa. I wydaje się być w swojej wierze uczciwy. Z pewnością nie stara się w spektakularny sposób głosić prawdy o Zbawicielu, jak robił to Mel Gibson. Nie próbuje łączyć ewangelicznych prawd z lewackimi przesądami, jak to od lat czyni Martin Sheen. Nie występuje również w religijnych filmach jak Stephen Baldwin. Trudno znaleźć jednoznaczne wypowiedzi aktora na tematy polityczne czy związane z obyczajowością. Można robić mu z tego powodu zarzut, bowiem każdy chrześcijanin ma obowiązek ewangelizowania bliźnich. Jednak na każdym kroku Wahlberg podkreśla, że najważniejsza dziś jest dla niego rodzina. W 2009 roku Wahlberg wziął ślub z modelką Rheą Durham, z którą jest związany od 2001 roku. Mają czwórkę dzieci i - jak podkreśla gwiazdor - chciałby mieć ich więcej. „Moja rodzina podróżuje ze mną, jak pracuję. Jeżeli jest to niemożliwe to spędzam z dzieciakami każdą wolną chwilę” - mówi. W wywiadzie dla „Catholic Herald” Wahlberg stwierdził natomiast, że pierwszą rzeczą, którą robi po przebudzeniu, to zmówienie modlitwy.

„Bycie katolikiem jest najważniejszą rzeczą w moim życiu. Pierwszą rzeczą, jaką robię po wyjściu z domu, jest zatrzymanie się w kościele” - dodał uzależniony od kokainy w wieku 13 lat chuligan, który stał się raperem, modelem reklamującym majtki i w końcu aktorem nominowanym do Oscara. I może właśnie to świadectwo jest ważniejsze niż głoszenie haseł pro-life i walka z Barackiem Obamą, czym zajmują się już inne, choć jeszcze bardzo nieliczne, gwiazdy. W Hollywood, które słynie z promocji rozwiązłego trybu życia, co niewątpliwie wpływa na postępowanie młodych ludzi zapatrzonych we współczesne złote cielce, każdy głos chwalący wartości rodzinne jest na wagę złota. Wahlberg przeszedł długą drogę, na której zawsze obecny był Jezus. Jest więc szansa, że doprowadzi On gwiazdę „Infiltracji” do dawania świadectwa prawdzie na każdym kroku jego kariery.

 

Łukasz Adamski

/