W przedostanim numerze czasopisma „Rzeczy Wspólne” (wydawanego przez Fundacje Republikańską) okazał się niezwykle ciekawy artykuł Aleksander Foksa, w którym autor opisał jak, Rosja wykorzystuje Facebook w swojej imperialistycznej polityce.

 

Kwestia ta jest niezwykle istotna dla bezpieczeństwa narodowego, bo aż 20 milionów Polaków codziennie „korzysta z platform społecznościowych”, 61% ma konto na Facebooku, 59% korzysta z internetu na urządzeniach mobilnych. Internet i portale społecznościowe są więc kanałem wpływania na Polaków i ich wybory polityczne.

W skali globalnej „garstka inżynierów z branży technologicznej zarządza teatrem działań wojennych i politycznych”. Możliwości stworzone przez globalne korporacje doskonale wykorzystały rosyjskie firmy, które stworzyły liczne farmy trolli zajmujące się masową kampanią dezinformacyjną. Między innymi w celu polaryzacji amerykańskiego dyskursu politycznego, pracownicy rosyjskich farm trolli udawali obywateli USA, tworząc na Facebooku grupy i fan-page, pisali niezliczone artykuły i komentarze, siejące zamęt i wrogość wśród Amerykanów.

Rosyjskie fabryki trolli pracują jak normalne korporacje. Pensje szeregowych pracowników wynoszą ok. 7000 zł miesięcznie. Do obowiązków służbowych pracowników należy pisanie kontrowersyjnych komentarzy, tworzenie postów z fałszywymi informacjami, wcielanie się w różne osoby zamieszkujące USA. W 2015 roku „rosyjska armia trolli liczyła ponad 800 osób, które produkowały filmy propagandowe, ikono-grafiki, memy, fake'owe raporty, wiadomości, wywiady” itp. Równocześnie rosyjski wywiad wojskowy zhakował 500 osób i instytucji w USA, by upublicznić ich treści na WikiLeaks, i podgrzać dyskurs polityczny.

Rosjanie w swojej cyber agresji wykorzystują naturalne podziały, tak kreują swoje przekazy, by nie kojarzyły się one z Rosją i jej interesami. Przekazy uwiarygadniali fałszywi naukowcy i eksperci. Celem takich cyber działań jest „pobudzenie emocji przedstawicieli społeczeństwa, celowe wywoływani chaosu dezinformacjami, nieufność i polaryzacja”. Olbrzymia liczba przekazów w internecie sprawia, „że odróżnienie danych wiarygodnych od fałszywych jest praktycznie niemożliwe”.

Mechanizm internetowej dezinformacji polega najpierw na analizowaniu zachowań użytkowników, najpierw tworzy się profile psychologiczne użytkowników, by ocenić, do czego można ich skłonić. Wyszukuje się te kwestie, które są dla nich ważne. Na podstawie zdobytej wiedzy tworzy się komunikaty i kieruje się je do internautów. Każdy internauta dostaje komunikaty dostosowane do siebie, do swoich potrzeb, sprofilowany. Dzięki temu internetowa indoktrynacja jest o wiele skuteczniejsza niż indoktrynacja za pośrednictwem mediów tradycyjnych (prasy papierowej, radia i telewizji, które nie mają spersonalizowanego przekazu).

Według Aleksandra Foksa na generowaniu takich indoktrynujących komunikatów zarabia Facebook. Użytkownicy Facebooka w wyniku algorytmów używanych przez Facebook dostają informacje dostosowane do swoich preferencji, więc coraz bardziej zamykają się w swoich poglądach na świat.

Jak informuje Aleksander Foks „Facebook każdego dnia zbiera na nasz temat monstrualne ilości informacji. Również na temat naszych poglądów politycznych”, tego „jakie fanpage odwiedzamy, z kim korespondujemy, które partie polityczne bądź ruchy społeczne lajkujemy, o czym piszemy ze znajomymi na Messengerze, które zdjęcia przykuły naszą uwagę, czy jakieś zachowania (np. kliknięcia, polubienia) dominują podczas naszej komunikacji”, jakie portale odwiedzamy i jak tam się zachowujemy - „możliwe jest monitorowanie naszej aktywności poza samym Facebookiem” - ciasteczka informują portal o nas i Facebook o naszej obecności na innych portalach.

Taka inwigilacja polega na tym, że właściciel strony wgrywa na swojej stronie kod śledzący, który informuje Facebooka, że użytkownik Facebooka odwiedził stronę na Facebooku. Ma to na celu to, by Facebook wyświetlał użytkownikowi reklamy właściciela strony. Strona może też przekazać Facebookowi adresy ze swojego newslettera, by tak zidentyfikować użytkownika.

Facebook analizuje też naszych fanów, by reklamować im osoby podobne do nas. Warto wiedzieć też, że Facebook promuje te wpisy, które są popularne, trzeba więc uczynić jakiś wpis popularnym (co robią trolle) by Facebook uznał go za wart promowania. Komentując artykuł, można stwierdzić, że polscy patrioci, gdyby byli zorganizowani i współpracowali między sobą, mogliby ten mechanizm wykorzystywać do rozpropagowania pozytywnych treści.

Zdaniem Aleksandra Foksa, równocześnie użytkownicy Facebooka nie mogą sami decydować jakie treści chcą by były im dostarczane. Polubienie jakiegoś profilu już nic nie daje. W wyniku wprowadzenia zasięgu ograniczonego wpisy z polubionych stron trafiają tylko do 1%. Taki mechanizm spowodował właśnie tworzenie farm trolli, które pracują nie tylko na rzecz państw, ale też na rzecz polityków i partii.

Jan Bodakowski