*Portal Fronda.pl: Igor Striełkow vel Girkin w wywiadzie dla niemieckiego „Spiegla” przekonuje, że marzy o odbudowie granic Rosji w kształcie przynajmniej z 1939 roku. To są roszczenia skrajne, a może na tle nostalgii za imperium zupełnie w Rosji powszechne?

Andrzej Łomanowski: Striełkow reprezentuje bez wątpienia grupę ludzi, którzy chcieliby doprowadzić do daleko idących zmian terytorialnych w Europie, do odbudowy jednorodnego rosyjskiego imperium. Jednak większość ludzi o imperialnym sposobie myślenia stawia na koncepcję Władimira Putina. Głównym dla tych ludzi punktem odniesienia jest esej Aleksandra Sołżenicyna z 1991 roku. Pisarz przekonywał w nim, że trzonem imperium powinny być Rosja, Ukraina, Białoruś i Kazachstan. Powinno to być co więcej państwa, a nie prowincje czy gubernatorstwa.

Wraz z rozwojem tego nowego rosyjskiego imperializmu wielu zastanawiało się, gdzie są granice roszczeń Moskwy. Ludzie z otoczenia Putina mówili wielokrotnie o granicach byłego Związku Radzieckiego, a to oznaczałoby, że mają zamiar zgłaszać pretensje także do państw bałtyckich. Jednak przecież to dawne imperium sięgało aż po Łabę! Wśród ekspertów było więc zawsze wiele śmiechu na temat tego, jak Angela Merkel będzie dzieliła Berlin z Rosjanami…

A Polski te roszczenia też dotyczą?

Jeżeli chodzi o państwa poza granicami byłego Związku Radzieckiego, czyli dawne demoludy, to nie mamy żadnej bezpośredniej wskazówki na to, jak ludzie z Kremla sobie wyobrażają tę dawną, mityczną strefę wpływów. Bardzo możliwe, że rozwiązaniem zagadki byłaby słynna serwetka Churchilla. Wśród historyków krąży legenda, według której Churchill w rozmowie ze Stalinem wypisał na serwetce nazwy państw sąsiadujących z Rosją i dopisał, w którym jaki procent wpływów ma mieć Rosja, a jaki wielka Brytania. Chodzi tu o pas państw od Polski przez Słowację i Węgry, aż po dawną Jugosławię, Bułgarię i Grecję – bo Grecja też wchodzi tu w grę.

Natomiast Striełków i rozmaici ultraimperialiści, którzy zjechali się teraz do Petersburga, są, jak się zdaje, bezpośrednimi spadkobiercami rosyjskiego imperializmu sprzed I wojny światowej. Chcieliby widzieć Rosję w jej granicach sprzed 1914 roku, z dodatkiem Konstantynopola, czyli Stambułu. Jest też taki egzotyczny pajac, jak Władimir Żyrinowski, który w latach 90. obiecywał, że rosyjski żołnierz będzie mył buty w Oceanie Indyjskim. A przecież Żyrinowski to dziś wiceprzewodniczący rosyjskiego parlamentu…

Zwyczajni Rosjanie popierają aneksję Krymu, wojna na Ukrainie przysporzyła Putinowi znacznego wzrostu poparcia. A czy Rosjanie byliby gotowi poprzeć też dużą wojnę europejską, jaka wybuchłaby, na przykład, w wyniku ataku na państwa bałtyckie albo Polskę?

To trudne pytanie, bo agresja na któreś z państw bałtyckich czy Polskę oznaczałaby jednocześnie zaatakowanie NATO. Niezależnie od uczuć społecznych, które są trochę irracjonalne, istnieje jeszcze chłodna kalkulacja polityczna. Na Kremlu zdają sobie sprawę, że wojna z NATO może być dla nich śmiertelna. Jeśli chodzi o społeczeństwo, to Rosja już udowodniła, jak łatwo steruje opinią społeczną przy pomocy środków masowego przekazu. Gdyby państwowa propaganda zaczęła operować hasałem: „A teraz idziemy na wojnę z całym NATO!”, to z pewnością wyłoniłaby się duża grupa społeczna, która by to poparła. Jednak równie druga grupa żachnęłaby się mówiąc, że to kompletne szaleństwo.

A jakie postawy dominują w Rosji względem Polski? Przeglądając rosyjskie fora odnoszę wrażenie, że Rosjanie traktują nas jako instrument w rękach Waszyngtonu, a poprzez to, jako pewne zagrożenie.

Nie, Rosjanie nie uważają nas za potencjalne zagrożenie. Mówiąc ogólnie, względem Polski dominuje rodzaj pogardy. Zalecałbym  jednak daleko posuniętą ostrożność jeśli chodzi o to, co czytamy na rosyjskich, a także na polskich forach. To często opinie sterowane i opłacane przez Kreml. Istnieje cała grupa, która się tym tylko zajmuje. Dwa lata temu rosyjski wywiad wojskowy GRU zapowiedział wydanie na prowadzenie wojny w internecie kilku milionów dolarów. Jeszcze u schyłku lat 90., gdy wstępowaliśmy do NATO, problem Polski istniał jakoś w rosyjskiej świadomości społecznej. Uważano nas za zdrajców słowiańszczyzny, co tłumaczono sobie naszym katolicyzmem. Jednak w tej chwili Polska jako taka nie jest dla rosyjskiej opinii społecznej problemem.

*Wywiad pierwotnie ukazał się na łamach portalu Fronda.pl 23 III 2015