Parlament Europejski przegłosował dziś tzw. pakt migracyjny, który zakłada przymusową relokację nielegalnych imigrantów. Przypominamy opublikowany na naszym portalu 16 października ub. roku wywiad, w którym propozycję tę skomentował etyk, ks. prof. Andrzej Kobyliński.   

 

Fronda.pl: Powoli uspokajają się w Polsce emocje związane z filmem „Zielona Granica” Agnieszki Holland. Emocje silne nie tylko wśród jego widzów, ale również Polaków, którzy jedynie o tym filmie słyszeli, czytali bądź zapoznali się z dostępnymi w mediach fragmentami. Ksiądz Profesor widział ten film? Również w jakiś szczególny sposób poruszył Księdza sam obraz lub towarzysząca mu dyskusja?

Ks. prof. Andrzej Kobyliński, kierownik Katedry Etyki UKSW w Warszawie: Filmu nie oglądałem i nie zamierzam tego uczynić. Natomiast widziałem w różnych mediach jego fragmenty. Zapoznałem się z bardzo wieloma wypowiedziami na temat najnowszej produkcji filmowej Agnieszki Holland, z uwagą śledziłem także debatę publiczną dotyczącą tej sprawy. Dlatego mogę odpowiedzialnie powiedzieć, że wyrobiłem sobie własne zdanie na ten temat. Twierdzę, że ten film wyrządza Polsce ogromną krzywdę przede wszystkim na arenie międzynarodowej, ponieważ utrwala w wymiarze globalnym negatywny obraz naszego społeczeństwa. Gdy w 2022 roku Polacy zaopiekowali się kilkoma milionami uchodźców wojennych z Ukrainy, przez pewien czas funkcjonował w mediach światowych bardzo pozytywny obraz naszego kraju. Niestety, trwało to krótko. Szkoda, że w ostatnich miesiącach nie powstała w Polsce żadna duża produkcja filmowa, która ugruntowałaby w wymiarze globalnym niezwykłe zaangażowanie naszego narodu w pomoc cierpiącej Ukrainie. Zamiast takiego pozytywnego filmu, niezwykle potrzebnego i adresowanego do widzów na wszystkich kontynentach, został nakręcony zupełnie inny materiał, który oczernia Polskę na całym świecie. Jestem tym faktem dotknięty do żywego.

Nowy film Agnieszki Holland jest przede wszystkim wyrzutem skierowanym w stronę polskiego rządu, polskich służb i polskiego społeczeństwa za zamknięcie granicy przed sprowadzanymi przez reżim Aleksandra Łukaszenki cudzoziemcami. Reżyserka nie waha się przy tym odwoływać do chrześcijańskiej moralności. Polacy w 2021 roku, w szczytowym punkcie tego kryzysu, oblali egzamin z chrześcijaństwa?

Skądże znowu. To kompletny nonsens. Wiara chrześcijańska nie jest formą naiwności, wręcz przeciwnie, bardzo akcentuje znaczenie racjonalnego oglądu rzeczywistości. Dla autentycznych chrześcijan wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji Prawdy. Rzetelna analiza tego, co się działo w 2021 roku na naszej granicy z Białorusią prowadzi do jednego logicznego wniosku: to był atak hybrydowy Moskwy i Mińska z wykorzystaniem imigrantów, którego celem była destabilizacja całej Europy Środkowo-Wschodniej. Imigranci stali się narzędziem w przygotowaniach do wojny konwencjonalnej, która wybuchła kilka miesięcy później, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę. Bardzo wysoko oceniam zaangażowanie władz państwowych i samorządowych, straży granicznej, wojska i policji, gdy chodzi o obronę naszej granicy z Białorusią. Należy także docenić pomoc humanitarną udzieloną nielegalnym imigrantom, którzy w różny sposób przedarli się przez granicę. Uważam, że nasze władze zachowały rozsądną równowagę między obroną granicy państwowej i pomocą imigrantom.

W Unii Europejskiej trwają prace nad projektem, w ramach którego państwa członkowskie miałyby „podzielić się” imigrantami. Jak Ksiądz Profesor, z punktu widzenia etyka i katolickiego kapłana, ocenia postulowany pakt migracyjny? To rzeczywiście rozwiązanie problemu czy raczej jego eskalowanie?

Niestety, to eskalowanie problemu. Zupełnie nie potrafię sobie wyobrazić przymusowej relokacji. Przecież imigranci mają swoje prawa obywatelskie, w związku z tym nie można ich przenosić z jednego kraju do drugiego wbrew ich woli. Warto pamiętać o tym, że w Europie w XX wieku mieliśmy barbarzyństwo masowych wypędzeń, deportacji i przesiedleń. Niemcy i Rosjanie „przenosili” w ten sposób miliony ludzi. Jako Polacy doświadczyliśmy tego piekła na własnej skórze. Naprawdę nie wiem, jak urzędnicy w Brukseli wyobrażają sobie przymusowe przesiedlenie wielu tysięcy imigrantów np. z Niemiec czy Włoch do Polski lub na Słowację. Mam nadzieję, że polityka migracyjna na naszym kontynencie zmieni się radykalnie po wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 roku.

Dlaczego?

Obecne nastroje społeczne w całej Unii Europejskiej jasno wskazują, że w przyszłorocznych wyborach nie uzyskają większości parlamentarnej te ugrupowania polityczne, które teraz decydują m.in. o polityce migracyjnej. To będzie istotny zwrot polityczny. Być może nawet bardzo radyklany. Obecnie nawet w Niemczech duża część społeczeństwa uważa, że kwestia migracji jest najważniejszym problemem społeczno-politycznym. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego w dniach 10-11 października 2023 roku na próbie 1203 respondentów przez pracownię Deutschland Trend dla stacji telewizyjnej ARD. Aż 44 proc. respondentów twierdzi, że temat migracji jest najważniejszym problemem, którym powinni się pilnie zająć niemieccy politycy. Na drugim miejscu w badaniu znalazł się obszar ochrony środowiska i zmian klimatycznych – 18 proc. wskazań. Na kolejnych pozycjach uplasowały się następujące tematy: niesprawiedliwość społeczna, ubóstwo i dobrostan obywateli (13 proc.); gospodarka (11 proc.); inflacja, rosnące ceny i ceny energii oraz obszar konfliktów zbrojnych, pokoju i polityki zagranicznej (10 proc.); polityka energetyczna i transformacja energetyczna (7 proc.). Wszystko wskazuje na to, że nowe wojny będą nakręcać spiralę migracyjną. Z pewnością obecną sytuację znacznie pogorszy obecna odsłona brutalnej wojny izraelsko-palestyńskiej. Być może Azerbejdżan zaatakuje Armenię. Nie wiadomo, ile nowych konfliktów zbrojnych wybuchnie w Afryce w najbliższych latach. Niestety, przed nami bardzo trudny czas. Być może czeka nas nowa wędrówka ludów. Niektórzy twierdzą, że w przyszłości problem migracji może dotyczyć kilkuset milionów ludzi.

Swoje poparcie lub sprzeciw wobec przymusowego mechanizmu relokacji nielegalnych imigrantów Polacy mieli wczoraj okazję wyrazić w referendum. W ocenie Rady KEP ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, postawienie takiego pytania przed obywatelami było błędem, ponieważ „sposobów mądrej i solidarnej gościnności nie ma potrzeby czynić przedmiotem referendalnych rozstrzygnięć”. Zgadza się Ksiądz z tym stanowiskiem?

Z pewnością wyraża ono podejście do problemu migracji jednego z nurtów polskiego katolicyzmu. Warto pamiętać, że 85 proc. mieszkańców naszego kraju zostało ochrzczonych w Kościele katolickim. 71 proc. Polek i Polaków ciągle uważa się za katolików. Duża część katolików liberalnych w naszym kraju akceptuje obecną politykę migracyjną Brukseli, natomiast katolicy konserwatywni mają w tej sprawie zupełnie inne zdanie. Uważam, że oficjalne dokumenty różnych organów Konferencji Episkopatu Polski powinny uwzględniać różnorodność doktrynalną i polityczną polskiego katolicyzmu. To nie jest łatwe, ale konieczne.

Obok problemu nielegalnej migracji mamy inny problem – zapaść demograficzną, o której Ksiądz Profesor często pisze i mówi. Dyskusja wokół „afery wizowej” pokazuje, że trudno jest w Polsce oddzielić problem nielegalnej imigracji od kwestii imigracji legalnej. Zdaje się, że duża część Polaków czuje wobec legalnie przyjeżdżających do pracy w naszym kraju obywateli krajów arabskich takie same obawy, jakie odczuwają w związku z ewentualną obecnością imigrantów przekraczających „zieloną granicę”. Jak nie wylać dziecka z kąpielą i zamknąć się przed zagrożeniami, jednocześnie nie zamykając się przed szansą związaną z migracją zarobkową?

Nie zgadzam się z twierdzeniem, że duża część naszego społeczeństwa nie akceptuje imigracji zarobkowej. Wręcz przeciwnie – coraz więcej Polek i Polaków rozumie, że jest ona konieczna. Podzielę się moją osobistą obserwacją. Otóż mieszkam w Płocku, gdzie PKN Orlen buduje wielki kompleks Olefiny III, który umocni Grupę Orlen na pozycji lidera segmentu petrochemicznego w Europie Środkowej. Na placu budowy jest zatrudnionych kilka tysięcy pracowników z różnych krajów świata. Obserwuję tych ludzi na ulicy lub w sklepie, gdy robię zakupy. Nigdy nie spotkałem się z jakimkolwiek problemem związanym z ich obecnością w naszym mieście. Dostrzegam doskonałą integrację społeczną tych imigrantów zarobkowych, którzy przebywają legalnie w naszej Ojczyźnie. Latem tego roku w parafii św. Józefa Rzemieślnika w Płocku spotkałem kilka razy grupę pracowników z Indii. Byli to baptyści i wyznawcy hinduizmu, którzy przychodzili w niedzielę do świątyni katolickiej, żeby się pomodlić. Niejednokrotnie z nimi rozmawiałem. To były bardzo sympatyczne spotkania, pełne życzliwości i zrozumienia. W Polsce trzeba przede wszystkim połączyć narodową strategię demograficzną z mądrą polityką imigracyjną. Jeśli nie chcemy, żeby za kilkadziesiąt lat nasz naród doświadczył zagłady biologicznej, trzeba będzie przyjąć kilka milionów ludzi z innych krajów. Warto się przygotować do tego dziejowego wyzwania, które głęboko zmieni Polskę. Trzeba się zatroszczyć o to, żeby przybywali do nas imigranci bliscy nam kulturowo i religijnie, np. katolicy z Indii, Filipin, Bliskiego Wschodu czy Nigerii.

Pracowników-imigrantów potrzebuje również Kościół. Diecezja ełcka chce podpisywać kontrakty z klerykami z krajów afrykańskich, aby w zamian za możliwość studiowania w ełckim seminarium, po święceniach pracowali w tej diecezji. To słuszne rozwiązanie, które może stać się receptą na kryzys powołań w polskim Kościele?

Zdecydowanie tak. Nie ma innej drogi. Już teraz mamy bardzo wiele imigrantek i imigrantów w naszych zakonach żeńskich i męskich. W Polsce w seminariach zakonnych ponad jedną trzecią kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego stanowią obcokrajowcy. W przeszłości wysyłaliśmy naszych misjonarzy do innych krajów, teraz to my będziemy potrzebować zagranicznych ewangelizatorów w naszych parafiach, diecezjach i zgromadzeniach zakonnych.

Obecność takich księży byłaby z pewnością nie do przecenienia, jeżeli rzeczywiście w Polsce zaczęłoby pojawiać się więcej przybyszów z Afryki czy Bliskiego Wschodu. Księża ci w naturalny sposób mogliby zająć się ewangelizacją takich środowisk. Czy Kościół w Polsce w ogóle w jakiś sposób przygotowuje się na taką ewentualność, będącą okazją do głoszenia Ewangelii na przykład muzułmańskim imigrantom? We wspomnianym stanowisku Rady ds. Migracji wskazano, że konieczne jest „przygotowanie się na życie w świecie kulturowo zróżnicowanym”. Dla Kościoła życie w takim świecie to dziś wciąż wezwanie do ewangelizacji tego świata czy już jedynie do asymilacji w nim? 

Jezus Chrystus jest jedynym Zbawicielem człowieka i świata. Mamy moralny obowiązek głoszenia tej prawdy. Oczywiście wyznawcy islamu są bardzo głęboko przywiązani do swojej religii i niezwykle rzadko otwierają się na orędzie Ewangelii. Ale z pewnością warto pamiętać także o nich, gdy chodzi o kształtowanie zdrowych relacji międzywyznaniowych. Natomiast dużym wyzwaniem dla Kościoła katolickiego w Polsce jest obecność w naszym kraju chrześcijańskich obcokrajowców, którzy należą do różnych wspólnot wyznaniowych. W ostatnich miesiącach wielką życzliwość okazaliśmy szczególnie grekokatolikom, rzymskim katolikom i prawosławnym z Ukrainy. W mniejszych miejscowościach naszego kraju nie mają oni swoich świątyń. Z pewnością w naszych parafiach powinno być więcej troski duszpasterskiej, aby zauważyć ich obecność i włączać do życia parafialnego. Natomiast wśród imigrantów z Afryki i Azji dużą część stanowią członkowie wspólnot zielonoświątkowych, ewangelikalnych, episkopalnych czy baptystycznych. W tym kontekście potrzeba, z jednej strony, mądrej wrażliwości wobec uchodźców i różnego rodzaju imigrantów, z drugiej – konieczne jest pogłębienie naszej wiedzy religijnej, aby lepiej rozumieć nowych mieszkańców naszego kraju, którzy będą zmieniać bardzo głęboko nasze społeczeństwo w wymiarze demograficznym i światopoglądowym.