W wolnych chwilach staram się śledzić i być na bieżąco z tym, co dzieje się w mojej Ojczyźnie.
Coraz częściej dochodzę do przekonania, że jesteśmy narodem dziwnym, pełnym sprzeczności i przerysowanych kontrastów. Chyba nie ma takiego drugiego narodu w Europie.
Z jednej strony my Polacy jesteśmy zdolni do czasami wręcz heroicznych poświęceń. Jesteśmy pełni empatii wobec potrzebujących i cierpiących, chętni do niesienia im pomocy. Świadczą o tym niezliczone akcje i zbiórki np. te organizowane przez CARITAS („Dzieło wigilijnej pomocy”, „Rodzina – Rodzinie”, „Kromka chleba” itd.), czy inne organizacje. Mamy wielkie serce wobec chorych dzieci, ludzi w podeszłym wieku czy np. naszych Rodaków żyjących na Wschodzie.
My księża pracujący na Ukrainie, Białorusi, w Rosji… możemy na ten temat najwięcej powiedzieć. Bez pomocy naszych Rodaków w kraju niejednokrotnie nie bylibyśmy w stanie utrzymać naszych parafii, budować nowych kościołów, pomagać potrzebującym, czy zorganizować wakacyjny wypoczynek dla dzieci z ubogich rodzin. Ofiarność w wielu wypadkach nas po prostu zawstydza.
Prowadząc pielgrzymów po Ziemi Świętej często zwracam im uwagę, jak wspaniale są wyposażone te święte miejsca w ornaty, kielichy, obrusy i inne paramenty liturgiczne podarowane przez Polaków. Sami też pielgrzymi nie szczędzą grosza aby wesprzeć remont i utrzymanie tych miejsc.
Nie sposób tu wymienić tego całego dobra, które emanuje z naszego narodu, a które jest głęboko zakorzenione w naszej kulturze i tradycji wspartej o Krzyż Chrystusa.
Z drugiej jednak strony, przy różnych okazjach, wychodzą na jaw całe pokłady egoizmu, zazdrości i prywaty. Najlepszym tego przykładem w ostatnich jest protest młodych lekarzy, grupy, która przecież nie cierpi w naszym kraju biedy.
Wychodzi egoizm i prywata, no bo skoro jedni dostali, to czemu i my nie mamy dostać?! Nie potrafimy zrozumieć, że w każdym społeczeństwie istnieją grupy mniej i bardziej potrzebujących.
Św. Augustyn, wielki Doktor Kościoła w swojej Regule sformułował zasadę sprawiedliwości: nie każdemu po równo, ale każdemu według potrzeb. Jednak te potrzeby nie mogą być wygórowane (jak żądania młodych lekarzy), ale muszą odpowiadać realiom i możliwościom danej społeczności, w tym wypadku państwa. Stare polskie porzekadło mówi: tak krawiec kraje, jak materiału staje.
A co mają powiedzieć emeryci i renciści, którzy przecież w przeważającej części są ich pacjentami? Oni przecież nie zastrajkują! Czy ci młodzi medycy zdają sobie sprawę, że aby im podnieść zarobki, i to w tak znacznym stopniu, jak tego żądają, to trzeba zabrać innym? Komu? Niech powiedzą komu? Wskażą! Może zlikwidować 500+, albo nie dać podwyżek emerytom i rencistom, albo odebrać nauczycielom, górnikom, a może pielęgniarkom…?
Zasmucające jest to, że w naszym narodzie wytworzyły się jakieś „kasty”, które uważają się za lepszych od innych i na tych „maluczkich” patrzą z góry. Nie tak dawno usłyszeliśmy, że taką kastą, i to nadzwyczajną, są sędziowie, adwokaci; za taką kastę uważają się niektórzy aktorzy i celebryci, którzy gardzą motłochem; teraz okazuje się, że taką kastą są i młodzi lekarze, no bo na studia medyczne „idą najlepsi”. Czyli wszyscy inni studenci to niedouczony plebs, który nie dostał się na studia medyczne?
Argument, że „my musimy tyle lat studiować” nie wytrzymuje krytyki. Tle samo lat musi studiować nauczyciel, inżynier, malarz, aktor, itd. Lista jest długa i każdy z tych zawodów jest potrzeby i ma swoją misję do spełnienia w społeczeństwie.
Trzeba w tym miejscu uderzyć się i samemu w piersi. Czasami i niektórzy duchowni dają odczuć wiernym swoją wyższość, jakoby należeli do jakiejś kasty. Nie są to częste przypadki, ale jednak one zdarzają się i jest o nich głośno, bo Polacy potrafią wszystko wybaczyć, ale nie wybaczają chciwości, pazerności.
Zastanawiam się jaka jest tego przyczyna? Czy to tylko problem jakichś grup społecznych, zawodów itd.?
A może problem leży zupełnie gdzie indziej i jest o wiele szerszy i głebszy? Może to jest problem wychowania młodych pokoleń, które od lat, od chwili odzyskania przez Polskę pełnej wolności, wychowuje się w przekonaniu, że im młodym wszystko się należy?
Nie chciałbym problemu generalizować, ale sądzę, że dotyka om bardzo wielu polskich rodzin (i nie tylko polskich). Nie jeden raz spotkałem się, podczas rozmów z rodzicami, ze stwierdzeniem: nam było tak ciężko, to niech im będzie lżej.
W sumie nie ma nic złego w tym, że rodzić pragnie dobra dla swojego dziecka, że chce mu „nieba przychylić”. To wypływa z rodzicielskiej miłości. Jednak ta miłość nie może być ślepa i pozbawiona odpowiedzialności. Prawdziwa miłość jest wymagająca. Stara się przygotować, wychować młodego człowieka w duchu ofiary i samozaparcia.
Nie chcę tu absolutnie stawiać siebie za jakiś wzór, ale chciałbym dać świadectwo o mojej ś.p. Mamie. Nie pochodzę z domu zamożnego, ale w tym domu zawsze znalazła się kromka chleba, czy parę groszy dla potrzebującego. Pamiętam, że jak chodziłem do podstawówki, moja Mama zawsze dawała mi do szkoły dwie kanapki. Jedna dla mnie, którą nie zawsze zjadałem (byłem strasznym niejadkiem i do jedzenia trzeba było mnie zmuszać, czego nie można było powiedzieć w przypadku słodyczy), a drugą robiła dla mojego kolegi (w trzeciej klasie przeprowadził się do innego miasta), który pochodził z bardzo ubogiej rodziny. Do dziś pamiętam słowa mojej Mamy: tylko daj mu te kanapkę tak, aby nikt inny nie widział.
A jak to jest dzisiaj? Ileż egoizmu można zauważyć już wśród małych dzieci! Jak bardzo potrafią być okrutne dzieci wobec biedniejszych od siebie. Znam to z własnego doświadczenia, gdy uczyłem w szkołach.
Czy nie tu trzeba szukać źródeł problemów? Także tych z młodymi lekarzami. Młodzi dzisiaj chcą mieć wszystko NA JUŻ! Są niecierpliwi, wymagający i bardzo roszczeniowi. Dlaczego? Może właśnie dlatego, że tak ich wychowano!
Myślę, że warto się nad tym zastanowić!
Powtórzę jeszcze raz: nie generalizujmy problemu! Wielu z tych młodych lekarzy (ale także i innych młodych) zostało po prostu wykorzystanych i zmanipulowanych. Pewnie wielu z nich ma najszczersze chęci. Ale… jeśli jest to prawdą, że walczą w imię jakichś ideałów, to trzeba spokojnie siąść do rozmowy. Trzeba umieć też ustąpić w imię dobra wspólnego.
Historia Polski wyraźnie pokazuje, jak potrafiono manipulować i wykorzystywać Polaków, jak ich starano się dzielić. To brak jedności, troski o autentyczne wspólne dobro i zwykła prywata doprowadziły do rozbiorów i innych nieszczęść, które dotykały nasz naród. Tak samo dzieje się i teraz!
Jedność buduje, a niezgoda rujnuje!