Marta Brzezińska: Jarosław Kaczyński ma patent na przegrywanie kolejnych wyborów? 

 

Rafał Ziemkiewicz: W książce „Czas wrzeszczących staruszków” napisałem, że Jarosław Kaczyński to jest taki strateg, który obstawia na rulecie „0” i czeka aż ono wypadnie. Czasem mu się zdarzało, że trafiał. Właściwie raz – w 2002 roku, kiedy wybuchła afera Rywina. Po kilkunastu latach wyśmiewania jego samego i jego opowieści o układzie, nagle Polacy pod wpływem afery Rywina doszli do wniosku: „Rany, ten facet ma rację, a myśmy się z niego śmieli”. Oczywiste jest, że cała strategia Kaczyńskiego polega na tym, że ona zamierza powtarzać swoje rozpoznanie tak długo, aż Polacy znowu zrozumieją, że jest on jedynym, który ma rację.

 

A jeśli nie zrozumieją?

 

I to jest właśnie problem. Taka strategia jest bardzo ryzykowna. Ona oczywiście może przynieść ogromny sukces, ale jest też duża szansa, że przyniesie jeszcze większą klapę. Ta szansa na klapę jest nawet dużo dużo większa.

 

Kaczyński musi odejść” - takie hasła pojawiają się po kolejnych przegranych wyborach. Pewnie część polityków PiS podziela te opinie. Partii Kaczyńskiego grozi rozłam?

 

Tym, co realnie grozi w tej chwili PiSowi, jest coś, co nazwałbym „korwinizacją”. Dokładnie to samo obserwowałem jako działacz UPR. Partia to jest prezes, prezes jest niereformowalny, a co więcej – jest absolutnie nie do wymiany. Możesz sobie wypruć żyły, możesz zrobić wszystko, ale na ostatniej prostej prezes oznajmi, że Matka Boska w Częstochowie to dowód na to, że Polacy są poganami, albo, że Żydom w Auschwitz było lepiej niż tutaj, bo nie płacili podatków, itd. W przypadku Kaczyńskiego to będzie oczywiście stwierdzenie, że on wie o kim coś strasznego, ale nie powie, albo, że jakiś dziennikarz reprezentuje interesy innego kraju.

 

Z tej “korwinizacji” można jakoś wybrnąć?

 

Jeżeli prezes twardo się upiera, że naród w końcu zmądrzeje i będziemy mieli Budapeszt w Warszawie, to nie ma siły. Ja nie wiem, na ile on się na tym „zafiksował”, ale wydaje mi się, że on bardzo mocno wierzy w to, że w którymś momencie Polacy zabiją się w piersi, stwierdzą: „Boże, ten Kaczyński miał rację” i zagłosują na niego tak, że będzie mógł zmienić rząd i objąć pełną władzę w Polsce. Jeżeli ta jego wiara jest silna i niezłomna, to Kaczyński ma w ręku wszystkie narzędzia potrzebne do tego, by PiS pacyfikować w nieskończoność. Pełna „korwinizacja”. Janusz Korwin-Mikke startuje w kolejnych wyborach, ma jakieś drobne poparcie na niskim poziomie, ale mechanizm jest ten sam. Jak się komuś nie podoba, to wynocha, zawsze się znajdą młodzi ludzie, których można awansować, a którzy będą prezesowi potakiwać.

 

Jeżeli PiS zmierza ku samozagładzie, to? 

 

W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak zbudować nową siłę obok PiS. Prawdopodobnie zresztą zaczynając nie od partii politycznej, tylko od jakichś innych inicjatyw społecznych, które z czasem mogłyby stworzyć ruch społeczny, który zastąpiłby „korwinizujący” się PiS.

 

A co z prezesem?

 

Jeśli wykaże dużą elastyczność, to jest nadzieja, że zrozumie, iż PiSowi potrzeba innego frontmana. Nie twierdzę, że Kaczyński musi ustąpić ze stanowiska szefa PiS, natomiast na pewno musi bardziej schować się na zaplecze. Jedyną taką możliwością w normalnych okolicznościach – a nie w sytuacji jakiegoś kryzysu czy rewolucji – to moment, w którym PiS znajdzie kogoś takiego, kim w pewnym momencie był Kazimierz Marcinkiewicz. Czyli człowieka, który jest w stanie wzbudzić sympatię, zaufanie i dać nadzieję na wygranie wyborów. Ale czy Jarosław Kaczyński dopuszcza w ogóle myśl, że w PiS perspektywicznie może być drugi lider? No to jest dobre pytanie.


Wydaje się, że nie. Każdy, kto może stanowić zagrożenie dla Kaczyńskiego jest usuwany w cień, spychany ze sceny politycznej. Trudno mówić o zesłaniu w kontekście ciepłej posadki europosła, ale wystarczy wspomnieć choćby o Ziobrze czy Kurskim...

 

Może Kaczyńskiemu trzeba podsunąć przykład Putina i Miedwiediewa. Może to go przekona, że naprawdę czasem opłaca się posiadanie drugiego lidera. Szansa zmiany wizerunku Kaczyńskiego, która zaistniała po katastrofie smoleńskiej została zmarnowana tym, co Kaczyński wyprawiał bezpośrednio po wyborach prezydenckich. Teraz, kolejna próba zmiany wizerunku na ostatnie wybory, była już niewiarygodna dla większości społeczeństwa. Tym bardziej, że ona też została w ostatniej chwili zdezawuowana tekstem o niemieckich mediach i wpadką z Angelą Merkel. Zatem podejmowanie trzeciej próby przedstawienia prezesa jako człowieka, który nie jest obsesjonatem, nie jest groźny i nie zagraża poczuciu bezpieczeństwa przeciętnego obywatela w kolejnych wyborach będzie po prostu farsą.

 

Polska prawica równa się PiS, PiS równa się polska prawica, a jak Kaczyński odejdzie, to nie będzie polskiej prawicy?

 

Polska prawica nie jest skazana na Jarosława Kaczyńskiego. Polska prawica to nie są tylko te miliony, które idą z budżetu państwa do rozdysponowania przez prezesa. Polska prawica to są rozmaite przedsięwzięcia społeczne, to jest kilkadziesiąt klubów „Gazety Polskiej”, to jesteście wy z Frondy, to „Teologia Polityczna” i Fundacja Republikańska, to Solidarni 2010 i Ruch im. śp. Lecha Kaczyńskiego, który jest blisko PiS, ale nie jest PiSem. Jest zatem mnóstwo organizacji, które są w stanie tworzyć taką tkankę prawicowego życia umysłowego i organizacyjnego, i albo PiS będzie im w tym pomagał, albo PiS będzie się zmieniał w sektę wyznawców Jarosława Kaczyńskiego, co partii wcale nie pomoże, a tylko zaszkodzi.

 

W czym więc tkwi problem?

 

Porównując historycznie, to nie tylko to, że oni mają czołgi, a my nie mamy czołgów. Także to, że oni mają Guderiana i Mansteina, a my mamy Rydza Śmigłego. Można wygrać z czołgami, nie posiadając czołgów, ale Rydz Śmigły nie wygra, trzeba go zmienić. A w sytuacji kiedy każdy kto po kolejnej przegranej bitwie mówi, że Rydza Śmigłego trzeba zmienić jest zdrajcą, bo rozbija ostatnie siły patriotyczne, to jest to rzeczywiście działalność najbardziej miła przeciwnikom, jaką tylko można sobie wyobrazić.

 

Kaczyński mówi, że nie może odejść, bo ludzie na Krakowskim Przedmieściu wołają “Jarosław, Polskę zbaw”...

 

To jest „korwinizacja” maksymalna. Mechanizm sekty działa tak, że ci, co wołają „Jarosław, Polskę zbaw”, będą wołać coraz głośniej. A im głośniej będą wołać, tym mniej ich będzie, a im mniej ich będzie – tym bardziej będą wielbić Jarosława.

 

Kaczyński musi odejść, a jednocześnie odejść nie może?

 

W tej chwili odejście Jarosława Kaczyńskiego - jak życzą sobie tego media salonu – byłoby złe dla PiS. Zostały trzy lata do następnych wyborów. Nie ma sensu, żeby PiS wykonywał teraz jakieś gwałtowne ruchy. Gdyby w tej chwili zaczęła się jakaś walka frakcji, to prawdopodobnie skończyłoby się do dla PiS bardzo paskudnie. Te trzy lata to czas na to, żeby przemyśleć sprawę, wykreować nowego frontamana, już nawet nie lidera, ale frontmana. Bez tego pozostaje liczyć tylko na absolutną rewolucję, która zmiecie wszystko. Poza ryzykiem, o którym mówiliśmy wcześniej jest tu dodatkowe – również władza ma trzy lata na wykreowanie swojej własnej opozycji. I może się to skończyć tak, że jak wszystko runie, to wcale nie będzie Budapesztu w Warszawie, na co liczy Kaczyński, tylko na fali rozczarowania, że runęło, zyska jakiś ostatni pajac ze świńskim ryjem i plastikowym penisem. Z tym niebezpieczeństwem też się trzeba liczyć - że mając potęgę mediów w ręku, władza może spokojnie wychodować własną opozycję na wypadek, gdyby źle się sytuacja rozwinęła.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska