Rozumiem, że dialog po Soborze Watykańskim II stał się jednym  ze środków ewangelizacji. Ale nie jest on celem samym w sobie, a jedynie metodą, dzięki której wiara katolicka (a nie ateizm, liberalizm, libertynizm czy jakiekolwiek inne lewackie wymysły) ma być głoszona całemu światu. Nie dialogujemy po to, żeby pokazać, że jesteśmy otwarci i w sumie jest nam wszystko jedno, w co kto wierzy, ale po to, by głosić Jezusa Chrystusa i Jedyną Prawdę, która trwa w Kościele katolickim. I właśnie z tej perspektywy oceniać należy „dziedziniec dialogu”, który zaserwowały nam do spółki archidiecezja z Centrum Myśli Jana Pawła II.

Ocena ta zaś nie wypada pozytywnie. Warto bowiem zadać pytanie, jakiż to sens ma debatowanie nad godnością osoby ludzkiej, z kimś, kto od dziesięcioleci walczy o to, by pewną grupę ludzi można było bezkarnie zabijać? Co do powiedzenia o „podstawie podstaw”, czyli właśnie godności osoby ludzkiej ma ktoś, kto uznaje, że wiek decyduje o tym, czy kogoś można rozerwać na strzępy czy nie? Czy da się rozmawiać na ten temat z kimś, kto rozważa także likwidację starców i chorych? Moim zdaniem nie, tak jak nie dałoby się rozmawiać o godności osoby ludzkiej z ideologami rasizmu, w wydaniu niemieckim czy amerykańskim czy z eugenikami.

A jednak archidiecezja i Centrum Myśli Jana Pawła II uznały inaczej, i na debatę zaprosiły kogoś, kto wszystkie swoje siły, i to od bardzo dawna, poświęca na to, by głosić pochwałę zabijania najsłabszych. Magdalena Środa, bo o niej mowa, otrzymała więc ambonę do głoszenia swoich tez, i autoryzacje archidiecezji warszawskiej. I nie przekonuje mnie, że przecież konieczny jest dialog. Są tezy, których się nie dyskutuje. Nie ma i nie powinno być miejsca w przestrzeni, którą tworzą katolicy, do dyskutowania czy Żydów można zabijać czy nie? I czy Afrykańczycy mają taką samą godność jak Europejczycy? I tak samo nie widać powodu, by w przestrzeni organizowanej przez katolików dyskutować o godności z kimś, kto przekonuje, że są takie grupy ludzi, które zabijać można, bowiem ich zabijanie jest prawem innej grupy ludzi.

Zabawne jest również uznanie za eksperta od Kościoła i dialogu z nim Adama Michnika. I to nie dlatego, że jest on człowiekiem niewierzącym, a dlatego, że akurat redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” od wielu lat nie tyle dialoguje, ile próbuje na siłę zniszczyć polski Kościół. Co Wielki Czwartek, to w jego gazecie jakiś atak na kapłanów, co Wielkanoc to dyskusja o Judaszu czy Ewangelii według niego. Ataki te są jednak związane z przekonaniem, że nie da się zmienić Polski, dopóki nie zmieni się Kościoła w takim duchu, by pozostało w nim jak najmniej Ewangelii, a zamiast niej wprowadzić jak najwięcej lewackiej nowomowy. I jak poprzednio nie widać powodu, by akurat temu człowiekowi dawać ambonę, autoryzować go jako autorytet. Kościół jest ostatnią instytucją, która powinna to robić.

Ale, jako iż nie wierzę w to, że sytuacja może się zmienić, to na koniec mam jeszcze kilka propozycji na kolejne „Dziedzińce dialogu”. Jak szaleć to szaleć, mości panowie. A zatem na następną debatę o godności osoby ludzkiej proponuje zaprosić od razu Petera Singera (tego, którego chciano zaprosić na Zjazd Gnieźnieński, co nie chwaląc się, udało mi się zablokować), który nie tylko opowiada się za zabijaniem nienarodzonych, ale i narodzonych. To by była dopiero dyskusja o tym, do którego miesiąca można zabijać noworodki? I czy godność ludzka na to pozwala? Otwarci katolicy pokazaliby wówczas, że takie drobiazgi jak godność i wartość życia nie są ważne, gdy idzie o dialog. I na drugą nóżkę, do dyskusji o Kościele i państwie świeckim można zaprosić takich ekspertów od laickości i świeckości państwa, jak Czesław Kiszczak (o ile mu zdrowie pozwoli), Grzegorz Piotrowski czy Jerzy Urban. Panowie z pewnością chętnie się wypowiedzą o tym, co trzeba robić z księżmi, którzy zabierają głos w nieodpowiednich sprawach, i jak to drzewiej bywało.

Przesadzam? Może trochę. Ale trudno inaczej niż ironią reagować na sytuację, w której instytucje katolickie biorą udział w promowaniu ludzi, którzy głoszą poglądy już nawet nie antykatolickie, ale wręcz antyludzkie. Dialog nie usprawiedliwia promowania zwolenników zabijania. Owszem w przestrzeni publicznej trzeba z nimi polemizować, wykazywać im kłamstwa, rozmawiać. Ale wprowadzania ich na kościelne salony jest przekroczeniem granicy dobrego smaku, a przede wszystkim nie służy ewangelizacji, a jednie jej przeciwieństwu.  

Tomasz P. Terlikowski