Politycznie, przynajmniej jeśli brać pod uwagę interesy Starego Kontynentu, naszej cywilizacji (podupadającej, ale wciąż jednak niosącej w sobie pewne wartości) czy choćby naszego kraju, nie da się jej uzasadnić. Przyjęcie setek tysięcy uchodźców i imigrantów (bo bardzo trudno odróżnić jednych od drugich, a jednych i drugich od – być może nielicznych, ale jednak zapowiadanych, wysłańców Państwa Islamskiego) oznacza głęboką zmianę społeczną w krajach, które dotąd imigrantów nie gościły, a jeszcze głębszą w tych, gdzie wspólnoty islamskie są już na trwałe zakorzenione. A przecież na tej fali zmiana się nie skończy. Jeśli ci, którzy już są w Europie, albo na jej obrzeżach zostaną przyjęcie, w ich ślady pójdą następni. Pół miliona, może milion, a może znacznie więcej. Afganistan, Irak, Syria, Libia, a także inne kraje Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej pełne są ludzi, którzy chętnie poprawią sobie los i zawitają do sytej Europy.

<<< KONIECZNIE PRZECZYTAJ! ŻYDOWSKI GENIUSZ NA POLSKI ROZUM! >>>

Państwo Islamskie będzie wspierać ich działania licząc na to, że pół miliona ludzi (a może znacznie więcej) skutecznie zdestabilizuje Europę. A na dłuższą metę, bo przecież wśród nich są potencjalni i obecni islamscy fundamentaliści, ten masowy exodus pozwoli im skutecznie zapanować nad umysłami muzułmanów w Europie. Szczególnie, że ta ostatnia niewiele ma imigrantom do zaoferowania. Aborcja, eutanazja to nie jest coś, co może szczególnie kogoś przyciągać. A chrześcijanie, choć akurat mają muzułmanom naprawdę wiele do zaoferowania, nie palą się do ewangelizacji i misji, i raczej sami ulegają ich presji. Nic w tym zresztą nowego. Afryka Północna była chrześcijańska i już nią nie jest. I jeśli nic się nie zmieni, to podobnie będzie z Europą.

I nie ma się, co oszukiwać, że obecne działania będą miały inne skutki. Jeśli przyjmiemy tą falę uchodźców, to za chwilę do naszych bram zapukają następni, i jeszcze następni, a potem kolejni. I tak jak teraz część z nich będzie uchodźcami, a część imigrantami. Część będzie biednymi dziećmi, a część agresywnymi mężczyznami. Wszyscy oni jednak będą głęboko zmieniać społeczną i polityczną, a przede wszystkim cywilizacyjną i religijną rzeczywistość Europy. Muzułmanie zresztą wcale tego nie ukrywają, a część z nich otwarcie przyznaje, że ich długofalowym celem jest zawieszenie zielonej flagi proroka na Bazylice św. Piotra. Hagia Sophia już była meczetem, i nie widać powodu, by podobny los nie miałby spotkać Bazyliki św. Piotra. Muzułmanie nie mają ochoty prowadzić z nami dialogu, a choć teraz część z nich rzeczywiście ucieka przed prześladowaniami, to ich dzieci będą już miały zupełnie inne doświadczenia. I nie widać powodów, by miały one zmienić religię. Na to wszystko powinniśmy być przygotowani, jeśli rzeczywiście zaczniemy przyjmować uchodźców. Postać naszego świata przeminie i wejdziemy w jakąś nową rzeczywistość.

Nie wierzę, by Ojciec Święty i jego doradcy tego nie wiedzieli. A jeśli to wiedzą, to powody owego wezwania muszą być inne, niż polityczne. Jakie? Szukając odpowiedzi próbuję zrozumieć przesłanie papieża Franciszka, które jest niewątpliwie apokaliptyczne, a przynajmniej profetyczne. Jeśli Ojciec Święty wzywa nas do takiego działania, to widocznie widzi w tym jakiś cel. Może jest nim to, że Europa, jaką znamy, musi już umrzeć, by narodziło się coś nowego, a nie umrze inaczej niż przez rewolucję religijną i mentalną, którą może wywołać rozpad struktur społecznych, silny konflikt religijny (a będziemy mieli z nim do czynienia)? Może papież uznał, że nie ma już, co ratować Europy, skoro ona sama skazała się na śmierć? Może chodzi o to, że tylko starcie z islamem  może przebudzić ospałych chrześcijan? A może – co zapewne najbardziej prawdopodobne – chodzi o radykalizm świadectwa ofiary i krwi, które – gdy historia naszego świata – dobiega końca ma wstrząsnąć sumieniami i umysłami ludzi niewierzących, tak by przygotować ich, dać im ostatnią szansę przez Sądem? Jeśli tak jest, to trzeba sobie powiedzieć zupełnie jasno, że nie tylko przychodzą czasy niepokoju społecznego, wojny, ale także męczeństwa dla chrześcijan. I nie chodzi już tylko o pluszowe męczeństwo, jakie przytrafia się na Zachodzie, ale całkiem realnego. Muzułmanie nie zmieniają się tylko dlatego, że zmieniają miejsce pobytu, a na Zachodzie często się radykalizują, a nie liberalizują. I na to wszystko musimy być przygotowani. Z różańcami w rękach – jak wzywała nas Maryja w Fatimie – ale i ze świadomością na co się decydujemy, że może to oznaczać wezwanie do męczeństwa. Zawierzając Europę Jezusowi przez ręce Maryi! W posłuszeństwie Kościołowi i papieżowi, który jest nie tylko Następcą św. Piotra, ale i Zastępcą Jezusa na ziemi.

Ta diagnoza nie zdejmuje jednak odpowiedzialności ze świeckich. My musimy działać w przestrzeni politycznej i społecznej. I podejmować trudne decyzje, tak by z jednej strony zachować wierności Kościołowi, ale z drugiej, by zatroszczyć się o nasze rodziny, naszą Ojczyznę i naszą cywilizację! Watykan też, w konkretnych sprawach politycznych, może się mylić, czego doskonałym przykładem był posoborowy stosunek do komunizmu i naiwna wiara w możliwość dialogu z nim.  Bywa jednak i tak, że mylą się wszyscy, a nie Watykan, co też się zdarzało, choćby w sprawie wojny w Iraku. W ciężkich czasach przyszło nam żyć!

Tomasz P. Terlikowski