Nie byłem, o czym pisałem we Frondzie, zwolennikiem pomysłu, by w Wielki Czwartek papież obmył stopy imigrantom i imigrantkom. Nie podobało mi się, z punktu widzenia liturgicznego i teologicznego, wykorzystania pięknego symbolu ewangelicznego, w bieżącej interpretacji duszpasterskiej czy politycznej i sprowadzenie obmycia nóg wyłącznie do wymiaru charytatywnego. Wszystkie te zastrzeżenia podtrzymuję, ale… jednocześnie nie mogę nie dostrzec ważnego symbolicznego przesłania, jakie Franciszek ukrył w obmyciu stóp jedenastu uchodźcom, a także znaczenia słów, jakie wówczas padły.

Zacznijmy od symboli. Nie sposób nie dostrzec, komu papież obmył stopy. Wśród osób tych, poza pracownicą ośrodka, znalazło się: czterech nigeryjskich katolików, trzy chrześcijańskie, należące do miejscowego Kościoła tradycji koptyjskjiej kobiety z Erytrei, troje muzułmanów z Syrii, Pakistanu i Mali oraz hindus. I już to ma znaczenie symboliczne. Warto bowiem podkreślić wyraźną nadreprezentację chrześcijan w tym gronie. Część z nich, choćby Nigeryjczycy, to zresztą uciekinierzy z miejsca, gdzie muzułmańscy terroryści od lat prześladują chrześcijan. Nie inaczej jest z Erytreą, gdzie od lat prześladuje się, i to w okrutny sposób, chrześcijan. Kobiety z dziećmi są tu często poddawane wyrafinowanym torturom, które mają je skłonić do wyrzeczenia się Chrystusa. Warunki w więzieniach, gdzie przetrzymuje się chrześcijan są okrutne. Uwięzieni – w tym kobiety z małymi dziećmi – umieszczani są w blaszanych kontenerach albo w budynkach do połowy wkopanych w ziemię, gdzie panują bardzo trudne warunki oraz ekstremalne temperatury. Ten krótki opis miejsc, z których pochodzą chrześcijanie, którym papież obmył stopy nie pozostawiają wątpliwości, że akurat uciekinierzy z tych miejsc zasługują na pełne wsparcie od Europy. A przyjęcie ich, obrona ich godności, jest naszym – przede wszystkim chrześcijańskim – obowiązkiem.

Ważnym symbolem, nie sądzę, by wynikającym tylko z liturgii, było również to, że zdecydowaną mniejszość osób, którym papież obmywał stopy, byli muzułmanie (gdy stanowią oni większość imigrantów, którzy nieustannie szturmują granice Unii Europejskiej). To również można potraktować jako wyraźny znak, poprzez który papież wskazuje, na przyjęciu kogo powinniśmy się skupić szczególnie. Chrześcijanie, i to ci okrutnie prześladowani, mają i powinni mieć pierwszeństwo, co nie oznacza, że wykluczeni z pomocy powinni być muzułmanie. Trójka z nich pokazuje, że papież nikogo nie wyklucza z kultury solidarności, ale też nie kieruje się statystykami czy liczbami. Warto sobie uświadomić, że w odwiedzanym przez papieża ośrodku większość stanowią muzułmanie, ale nie oni byli większością z tych, którym Franciszek obmył stopy.

I wreszcie słowa papieża podczas liturgii, z którymi także warto się zmierzyć. Nie będę analizował całej, improwizowanej homilii, ale proponuję, by odwołać się do krótkich słów, w których Franciszek prosił imigrantów i uchodźców, by każdy z nich w języku swojej religii, modlił się do Boga o pokój, który zbudowany może być tylko na prawdziwym braterstwie ludzi. - Niech każdy z was w języku swej religii modli się do Boga, aby to braterstwo szerzyło się na świat i aby nie było 30 srebrników, by zabić brata, aby zawsze było braterstwo i dobroć – podkreślił Franciszek. A na te jego słowa trzeba się spoglądać z perspektywy wiary w to, że każda prawdziwa, szczera modlitwa, ostatecznie dociera do Boga, niezależnie od tego, jak modlący określa Tego/To, w co wierzy. Istotnym wydaje się także odniesienie tej modlitwy do modlitwy o pokój w Asyżu, którą zaproponował św. Jan Paweł II. Wówczas wyznawcy różnych religii mieli razem, obok siebie, zanosić modły o pokój na świecie, obecnie – papież Franciszek – proponuje, by wyznawcy różnych religii, błagali Boga o podobny dar pokoju. Różnicą jest tylko to, że wówczas zagrożeniem był komunizm i zimna wojna, która mogła łatwo przekształcić się w zagładę nuklearną, a dziś mamy do czynienia z globalnym konfliktem, który jest mocno sfragmentaryzowany, kierowany często przed wielki biznes, któremu przynosi on całkiem konkretne korzyści, a także inspirowany już nie tyle wprost komunizmem, ile nihilistycznie pojmowanym islamizmem i islamem. Odpowiedzią na te wyzwania może być tylko wiara w Boga, zaufanie Jezusowi i kierowanie się Jego nauczaniem. Jan Paweł II, także dzięki sile modlitwy, zwyciężył komunizm, nie widać więc powodów, by wspólnota modlitewna, nie miała pokonać także islamofaszyzmu i globalnej kultury obojętności. Franciszek, co ważne dla nas Polaków, uobecnia także w swoim posługiwaniu tak często cytowane przez bł. Jerzego Popiełuszkę słowa: zło dobrem zwyciężaj. Odpowiedzią na agresję nie powinna być agresja, ale miłość. Ona jest bowiem silniejsza od śmierci i nienawiści. I to działa także w wymiarze politycznym.

Tomasz P. Terlikowski