Od dawna nikt nie mówił o tym szczerze i otwarcie. Od dawna tego typu słowa uznawane były za dowód niedostosowania, czy braku zaufania do instytucji III RP, które powstały na zapomnieniu, amnezji, które z niewiadomych przyczyn określano przebaczeniem. I dlatego cieszę się, że arcybiskup Sławoj Leszek Głódź tak mocno przypomniał, że sprawiedliwość jest fundamentem państwa, że bez sprawiedliwości nie może być mowy o normalnej Polsce. - Idea sprawiedliwości cementuje więź między ludźmi, a także więź między człowiekiem a Bogiem. I niczego w Polsce tak naprawdę dobrze nie zrobimy, jeśli odsuniemy nawet w częściach zasadę sprawiedliwości – mówił w czasie Mszy świętej gdański metropolita.

Te słowa trzeba dedykować tym wszystkim, którzy wciąż wierzą, że można zbudować Polskę bez rozdrapywania ran, bez nazywania rzeczy po imieniu, bez prawdy i rozliczenia. Nie da się. A jako pierwszy mówił o tym Jan Paweł II. „Przebaczać – przypominał papież jeszcze w 1983 roku – nie oznacza rezygnować z prawdy i sprawiedliwości. Oznacza zmierzać do prawdy i sprawiedliwości drogą Ewangelii”.

Tę myśl warto uzupełnić fundamentalnymi słowami z encykliki o miłosierdziu Bożym „Dives in misericordia”, w której papież pokazał, jakie relacje łączą bezwarunkowe Boże miłosierdzie z równie istotną Bożą sprawiedliwością. „…to tak szczodrze wymagane przebaczenie nie niweczy obiektywnych wymagań sprawiedliwości. Właściwie rozumiana sprawiedliwość stanowi poniekąd cel przebaczenia. W żadnym miejscu orędzia ewangelicznego ani przebaczenie, ani też miłosierdzie jako jego źródło, nie oznacza pobłażliwości wobec zła, wobec zgorszenia, wobec krzywdy czy zniewagi wyrządzonej. W każdym wypadku naprawienie tego zła, naprawienie zgorszenia, wyrównanie krzywdy, zadośćuczynienie za zniewagę, jest warunkiem przebaczenia”.

Niestety, w Polsce (i dotyczy to zarówno świata świeckiego, jak i Kościoła hierarchicznego) sprawiedliwość i prawdziwe miłosierdzie czy przebaczenie zastąpione zostało amnezją, zapomnieniem, niesprawiedliwością wobec ofiar przestępców, których uznano za ludzi honoru lub zdrajców, którzy mogą cieszyć się chwałą atakowanych ludzi Kościoła. Na takim fundamencie nie da się zbudować ani wolnej, sprawiedliwej Rzeczpospolitej, ani mocnego wiarą, ale i zaufaniem społecznym Kościoła. I nie ma przy tym znaczenia, czy opinia publiczna jeszcze o oczyszczeniu myśli czy nie. Nie ma znaczenia, czy większość Polaków jest za czy przeciw. Istotne są bowiem moralne fundamenty wspólnoty.

Słowa arcybiskupa Głódzia napełniają jednak także smutkiem. Wynika z nich bowiem całkowicie jednoznacznie, że Polska jeszcze długo nie będzie krajem wolnym i silnym, a Kościół nie powróci do roli silnego autorytetu. A nie będzie tak, bo jak na razie tak we wspólnocie świeckiej, jak i religijnej zwyciężyła (mimo momentu, gdy mogło być inaczej) strategia amnezji, udawanego wybaczenia, w miejsce twardej i jednoznacznej prawdy!

Tomasz P. Terlikowski

/