To dobry znak. Fakt, że wysłuchano uwag księdza Isakowicza-Zaleskiego, że zadawano mu pytania, i że w duchu wielkopostnym nikt nie uciekał się do kar, czy nakazów milczenia, daje nadzieję na to, że pewne kanały komunikacyjne zostały udrożnione, że o trudnych sprawach można mówić, i że nie zawsze wywoływać to musi administracyjne próby uciszania. Znak to tym ważniejszy, że następuje po medialnej fali niszczenia książki (której niemal się nie omawia, nie wskazuje, że jest ona przede wszystkim swoistą „spowiedzią” księdza Isakowicza-Zaleskiego, a nie raportem o stanie Kościoła czy próbą pogłębionej analizy), w sytuacji, gdy grunt pod rozmaite kary mógł wydawać się już przygotowany. A jednak kuria krakowska i sam metropolita uznali, że od kar, od milczenia i udawania, że problemów nie ma (co chętnie czynili publicyści) lepsze jest załatwienie spraw, próba zmierzenia się z nimi. Wielki im się za to należy szacunek.

 

Spotkanie w Krakowie daje także nadzieję na to, że zaczniemy rozmawiać o problemach, załatwiać je, oczyszczać przedpole. Takie oczyszczenie jest tym ważniejsze, że stajemy obecnie wobec wielkiego wyzwania wojny z Kościołem, którą wypowiedział katolikom Donald Tusk. W tej walce trzeba odbierać mediom i środowiskom antykatolickim broń, a to nie oznacza milczenia o problemach, ale ich wskazywanie i załatwianie. Kuria krakowska pokazała, że jest to możliwe, że można rozmawiać, że nawet największe emocje nie sprawiają, że kanały komunikacji stają się niemożliwe, że nawet jeśli jakieś zarzuty uważa się za niesłuszne (a przecież takie również mogły się w książce znaleźć), to nie odmawia się rozmowy o nich, ale podchodzi się do nich z pełną powagą. Wierzę, że ten sposób debaty, rozmowy doprowadzi do rozwiązania wielu problemów i sprawi, że do konfrontacji ze światem wrócimy mocniejsi.

 

Tomasz P. Terlikowski

 

Czytaj również:


/  Ks. Isakowicz Zaleski o spotkaniu z kard. Dziwiszem