Od jakiegoś czasu dziesiątki publicystów (także takich  w sutannach) powtarza, że celem terrorystów jest zarażenie nas nienawiścią albo zastraszenie. Ale my dzielni ludzie się damy się temu, będziemy kochać i sprowadzać kolejnych imigrantów głęboko przekonani, że przecież nie ma żadnego związku między imigracją a zamachami. A fakt, że część muzułmanów wkracza na drogę zbrodni nie ma nic wspólnego z islamem. Ten sposób rozumowania dowodzi jednak nie tyle braku strachu i odwagi, ile braku zdrowego rozsądku i racjonalności w rozumowaniu. Chrześcijaństwo i chrześcijańska polityka nie oznaczają bynajmniej naiwności i dobrowolnego sprowadzania sobie gigantycznych problemów na głowę.

Najgroźniejsze w tych powracających jak mantra opiniach, że terrorystom chodzi o sprowadzenie na nas nienawiści jest jednak to, że sprytnie pomijają one istotę problemu. Terrorystom nie chodzi bynajmniej o to, by zarazić nas czymś, ich guzik obchodzi to, czy będziemy ich nienawidzić czy nie, ich celem jest bowiem zajęcia całej ziemi dla Allaha. Islam definiuje to zupełnie wprost. Świat dzieli się na rejony, które już są islamskie i na te, które nimi będą. Muzułmanin zaś może zawierać czasowe zawieszenie broni w wojnie o to, by cały świat stał się ziemią islamu, nie ma jednak prawa zawrzeć pokoju na zawsze. I taki jest właśnie cel islamistów w Paryżu: kolejny krok na drodze do budowania świata islamu. Zastraszanie, budzenie nienawiści (bo to wpycha zwyczajnych muzułmanów w ich łapska), burzenie spokoju to narzędzia, ale cel jest inny. A jest nim budowa wielkiego kalifatu, który ostatecznie obejmie wszystkie ziemie i narody.

Cel ten jest, i o tym też warto pamiętać w naszym zabieganym świecie, rozłożony na wiele pokoleń. Muzułmanom się nie spieszy. I dlatego zamachy nie są ani jedynym, ani nawet głównym narzędziem walki. Inną, na dłuższą metę, skuteczniejszą metodą jest walka na macice kobiet. Wskaźniki demograficzne (przynajmniej w pierwszych pokoleniach) muzułmanów są znacząco wyższe niż etnicznych Europejczyków, a zalew imigrantów jest także istotnym narzędziem walki o przyszłą dominację. I choć zwyczajni muzułmanie mogą zwyczajnie uciekać przed prześladowaniami, to Europa musi mieć świadomość, że niezależnie od tego, także za takimi jednostkowymi decyzjami, stoi myśl, idea, która  jest prosta. Zalać Europę i stopniowo ją zajmować, tak by w przyszłości stała się islamska. Tak już się stało z Kosowem, i jakoś nie widać powodu, by podobnie nie było z Belgią czy nawet Francją.

Istotnym elementem walki o budowanie panowania islamu na całym świecie jest także finansowana z Arabii Saudyjskiej (i nie tylko) edukacja religijna. Imamowie, meczety, kanały na You Tube są narzędziem indoktrynacji religijnej, którą objęci są często wykorzenieni imigranci, a raczej ich dzieci i wnuki. To oni stanowią najłatwiejszy łup elokwentnych i korzystających z psychologii i sztuki reoryki i erystyki islamskich kaznodziejów. Oni też najłatwiej stają się terrorystami. I to nawet, gdy ich rodzice po prostu chcieli spokoju i względnego dobrobytu.

Narzędziem walki muzułmańskiej o panowanie nad światem jest wreszcie dialog międzyreligijny. Jego wielcy zwolennicy po kolejnych spotkaniach z imamami i intelektualistami (którzy co innego mówią po francusku czy angielsku, a zupełnie co innego w swoich meczetach po arabsku) opowiadają o islamie jako religii pokoju i zawzięcie walczą z islamofobią, osłabiając przy tym tożsamość chrześcijaństwa. A w tym samym czasie ich rozmówcy podkreślają, że Koran nakazuje walkę z niewiernymi i pozyskiwanie kolejnych ziem dla Allaha.

Uświadomienie sobie, co jest celem islamistów jest konieczny, by skutecznie prowadzić z nimi (i z islamem także) walki. I żeby nie było wątpliwości nie chodzi o to, by ślepo uderzać w każdy islam (bez wykorzystania wewnętrznych islamskich napięć, podziałów walka z islamem będzie o wiele trudniejsza), ale o to, by zamiast walczyć z własnymi lękami i z rzekomo zagrażającą nam nienawiścią zacząć walczyć o własną cywilizację, opartą na chrześcijaństwie. Jeśli tego nie zrobimy, to nawet jeśli nadal bohatersko będziemy dialogować i przekonywać o tym, jak to bardzo islam jest dialogiczny, to nasze dzieci, a najdalej wnuki będą podlegać takim samym prześladowaniom jak chrześcijanie w Syrii, Iraku, o Arabii Saudyjskiej już nie wspominając. To właśnie państwo islamskie jest celem wierzących muzułmanów. Jeśli coś ich różni, to co najwyżej metody osiągnięcia takiego celu.

Tomasz P. Terlikowski