Opóźnione pociągi (nawet o 7 czy 8 godzin), tysiące marznących i czekających na jakikolwiek komunikat pasażerów (którzy nie dojechali do pracy, na ważne spotkania, etc.), składy stojące w szczerym polu, chaos i dantejskie sceny na peronach i dworcach... Takie są realia podróżowania po Polsce koleją. Bo zima, jak zwykle zaskoczyła nie tylko drogowców, ale pracowników kolei, a nawet pociągi, które z wrażenia wryte stanęły z powodu zamarzających trakcji.

Co gorsza, zima zaskoczyła także minister infrastruktury i rozwoju, Elżbietę Bieńskowską. „Pasażerom to można tylko powiedzieć: Sorry, mamy taki klimat. No niestety” - błysnęła wczoraj w rozmowie z Kamilem Durczokiem w TVN24. Chaos komunikacyjny zbagatelizowała, kwitując że nie była „jakaś niesłychanie dramatyczna sytuacja”. Minister z uporem maniaka próbowała wmówić telewidzom, że nic wielkiego się nie stało, bo przecież na tory wyjechało w poniedziałek 4000 pociągów, a tylko dwa z nich nie dojechały do celu podróży. A co z opóźnieniami pozostałych 3998 pociągów? Co z zamarzającymi toaletami, których zdjęciami przerzucają się w sieci internauci?

Ja wiem, że to może nie jest medialne i telewizyjne, ale przecież każdy człowiek w Polsce zdaje sobie sprawę, że zima w Polsce jest. I że jak zima w Polsce jest, to czasami się zdarzy, że coś na linii się podzieje, np. z lodem” - opowiadała minister Bieńkowska. Hmmm... skądś już to znamy. Czyż nie prezydent Bronisław Komorowski, komentując powódź na południu Polski, stwierdził, że „Woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do Bałtyku”? A pamiętają państwo Stefana Niesiołowskiego, którego nie wzruszył los głodujących dzieci. „Nie wierzę w dane dotyczące głodnych dzieci. Kiedyś jedzono szczaw i wszyscy byli najedzeni" – oponował polityk PO.

Cóż, klasa(?) polityczna rządząca Polską ma to do siebie, że kompletnie lekceważy Polaków, którym jedyne co ma do powiedzenia jest to, że „nic się nie stało”. No cóż, sorry, takich mamy polityków.

Beb