Sprawa Tysiąc - Terlikowski wyrwała dziś z sennego marazmu salę 206 Sądu Okręgowego w Warszawie. W pomieszczeniu - oko w oko - stanęli pełnomocnik pozwanego - mec. Piotr Kwiecień i sama Alicja Tysiąc ze swoim adwokatem - mec. Marcinem Górskim u boku. Co ciekawe, Tomasz Terlikowski nie otrzymał ani zawiadomienia o terminie rozprawy, ani odpisu powództwa. O rozprawie dowiedział się... z Internetu! Ten wątek podniósł pełnomocnik Terlikowskiego, zaznaczając, że w przypadku innych spraw redaktora naczelnego "Frondy", nie miał do czynienia z taką praktyką. Sędzia natychmiast zripostowała, że nie zna wszystkich spraw Terlikowskiego i podkreślila, że zawiadomienie było 2-krotnie awizowane na adres Terlikowskiego. Sam zainteresowany pod wskazanym adresem nie mieszka już od 2 lat (sic!).

 

I właściwie na takim - żywcem wyjętym z Kafki - incydencie koniec. Kolejny termin rozprawy sąd wyznaczył na 29 października, godz. 12. Sala 206 znów będzie miejscem pojedynku dwóch przeciwstawnych stron. I pewnie znów adwokat Tysiąc będzie wyciągał "niewłaściwe fragmenty" z... powieści "Operacja chusta"! (tak było dzisiaj - przyp. red.).

 

Przeciwstawnych... To chyba najlepsze określenie. W ich potyczkę zostają wciągnięci również "nieprawomyślni" dziennikarze. Tuż po wyjściu z sali poprosiłem o wypowiedź pełnomocnika Alicji Tysiąc - mec. Marcina Górskiego, który potraktował mnie niemal jako przedstawiciela jednej ze stron, choć przedstawiłem się jako członek Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Gdy zauważyłem napastliwy ton mec. Górskiego, zwróciłem uwagę, że nie jestem stroną konfliktu, natomiast chciałbym przystąpić do rozmowy. Jednak pełnomocnik Alicji Tysiąc nie podzielał mojego poglądu, tłumacząc, że właśnie mamy do czynienia z konfliktem!

 

I tym sposobem, niemal na dzień dobry poczęstował mnie pytaniem: "Czy ktoś z Pana bliskich zginął w Holocauście?". Nieco zażenowany odpowiedziałem, że mój pradziadek dowodził ruchem oporu w obozie koncentracyjnym w Gusen i był żołnierzem Armii Krajowej. To jednak nie był przekonujący argument dla pana mecenasa, który grzamiał, że Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy nie zareagowało na lekkość z jaką Terlikowski odnosi się do Holocaustu. - Czy nie macie jakiejś rady etyki? Jak można na to pozwolić? - niemal wykrzykiwał na korytarzu adwokat. Co jest dosyć zaskakujące, bo publicysta nie widnieje na liście czlonków stowarzyszenia, jaka jest dostępna w Internecie.

 

- Terlikowski nie ma prawa stosowania porównań do Holocaustu, to obraża również mnie - człowieka, w którego rodzinie byli ludzie, którzy zginęli w tej tragedii. Takie porówania umniejszają wagę tragedii, trywializują ją - mówił mec. Górski. Gdy powiedziałem, że Terlikowski nie uprawia apologii Holocaustu, a jedynie porównuje zło, jakim jest dla niego - jako katolika - aborcja do innego wielkiego zła, znów wywołałem oburzenie pełnomocnika Alicji Tysiąc.

 

- Jak można porównywać zabieg przerywania ciąży do hekatobomby, do tej wielkiej tragedii, jaką był Holocaust? To absurdalne! - powiedział mec. Górski. - I teraz jak Terlikowski może mieć czelność np. czcić Powstanie Warszawskie, iść i składać kwiaty pod pomnikiem? - pytał retorycznie adwokat.

 

Sama Alicja Tysiąc nie chciała rozmawiać ze mną na ten temat. Powiedziała jedynie, że ona również - podobnie jak Tomasz Terlikowski - ma dzieci, które przeżywają takie wypowiedzi. Stwierdziła, że nie będzie komentować tej sprawy, bo mogłyby paść zbyt niecenzuralne słowa. Kobieta domaga się od redaktora naczelnego portalu Fronda.pl 100 tys zł (plus 30 tys. zl na pokrycie kosztów).

 

Zdaniem jej adwokata, taka kwota mogłaby w przyszlości "oduczyć" Terlikowskiego wypowiadania podobnych opinii. Trzeba przyznać, że to dosyć łaskawy krok z jego strony. Na korytarzu sądowym grzmiał, że w innych krajach Terlikowski poszedłby do więzienia...

 

Aleksander Majewski