Jeszcze w piątek pod numerem 1469 widniał druk z datą „kwiecień 2013”, który w istocie był drukiem złożonym w 2012 roku w pierwszej, najbardziej skrajnej wersji. To było jakieś genderowe szaleństwo, w myśl którego dzieci, nawet pięcioletnie, za zgodą rodziców mogły być poddawane nieodwracalnym operacjom, mającym na celu zmianę płci. W pierwotnej wersji ten druk był datowany na 2012 rok, zaś tu pojawił się pod datą „kwiecień 2013”. Jednocześnie, dołączono do niego opinię od innego projektu.

Ten pierwszy był oceniany przez różne instytucje (m.in. Sąd Najwyższy, prokuraturę, komisję ustawodawczą) i otrzymał skrajnie negatywne opinie. Został także uznany za sprzeczny z Konstytucją. W związku z tym, projekt został wycofany przez Ruch Palikota i Annę Grodzką. Mieli oni uwzględnić uwagi zawarte w krytycznych opiniach nt. projektu.

Na początku 2013 roku Ruch Palikota przedstawił kolejny projekt, w którym wprowadzono pewne poprawki, ale w dalszym ciągu zawierający szalone pomysły, jak na przykład możliwość operacyjnej zmiany płci przez nastolatków. To w dalszym ciągu było nie do przyjęcia. Na stronach sejmowych znalazł się jednak nie druk, w którym wprowadzono poprawki, ale ten pierwszy, najbardziej skrajny. W dodatku, z opiniami dotyczącymi drugiego, złagodzonego poprawkami. Opatrzono to oczywiście datą „kwiecień 2013”, co sugerowało, że jest to druk uwzględniający wcześniejsze uwagi. Z sejmowej strony zniknęły natomiast druzgocące opinie na temat pierwotnej wersji projektu.

Część posłów przygotowywało się już do prac nad projektem, posiadając tą „ugładzoną” wersję, podczas gdy w programie czytań znalazła się skrajna, pierwotna wersja druku. Oczywiście, pojawiły się głosy, że to tylko pomyłka i szybko to zmieniono, ale wciąż nie dodano krytycznych opinii. Trudno to oceniać jako zwykłe bałaganiarstwo. Wygląda to raczej na manipulację. Chciałabym wiedzieć, jak wytłumaczy to pani Kopacz. Tymczasem wicemarszałek wykreśliła na wiosek klubu PiS czytanie z programu, ale nie podała żadnego uzasadnienia. Rozumiem, że ktoś mógł podmienić druk nawet przez przypadek, ale wtedy zawierałby on prawidłową datę (2012), a nie dopisaną (2013).

W sposób zmanipulowany podsunięto posłom najskrajniejszą wersję. Może ktoś liczył na to, że się nie zorientują... Projekt trafi zapewne do porządku następnego posiedzenia. Ale trzeba się temu uważnie przyglądać, bo pojawiają się bardzo poważne manipulacje. Pani marszałek w ogóle nie wytłumaczyła swojej decyzji. Od kolegów z innej komisji wiem, że ostatnio w podobny sposób próbowano im podsunąć pod głosowanie projekt ustawy, na mocy której minister spraw zagranicznych miałby udzielać pomocy innym społeczeństwom. Tuż przed głosowaniem, bez wiedzy posłów dorzucono jeszcze jeden przepis, z którego wynikało, że minister spraw zagranicznych mógłby samodzielnie decydować o wspieraniu różnych tajemniczych organizacji.

Te dwa fakty pokazują, że dzieje się coś dziwnego w przygotowaniach procesów legislacyjnych i procedurze przygotowania posłów do uchwalania ustaw. Pani marszałek w ogóle nie wytłumaczyła sytuacji! Tylko ludzie, którzy nie są w stanie uczciwie wygrać, sięgają po tego typu metody. Tu się nikt nie pomylił! Jeśli ktoś zmienia datę i na starym projekcie dopisuje rok 2013 to znaczy, że działa z rozmysłem. Nie będę jednak nikogo posądzać, bo nikogo nie złapaliśmy. Ale nie bardzo wierzę w pomyłkę, bo przecież maszyna daty nie zmieniła. Gdyby nikt tego nie zauważył, a projekt poszedłby dalej, to byłaby to kompromitacja Sejmu.  

Not. Marta Brzezińska-Waleszczyk