Marta Brzezińska: Widział Pan Profesor zdjęcia z "otrzęsin" w salezjańskim gimnazjum?

 

Prof. Aleksander Nalaskowski: Tak.

 

W pańskiej szkole też panują takie otrzęsionowe zwyczaje?

 

W szkole, której jestem dyrektorem nigdy nie było, nie ma i nie będzie otrzęsin.

 

W mediach zawrzało po opublikowaniu materiału z lubińskiego gimnazjum, a z ks. Kozyry już zrobiono pedofila.

 

Myślę, że to był rytuał wymuszony przez uczniów na księdzu, który się temu poddał, bo przecież większość dyrektorów stara się podlizać swoim podopiecznym. Może bał się im sprzeciwić, albo nie chciał zrobić dzieciakom przykrości. Ktoś to potem wpuścił do internetu i afera gotowa. Ja w ogóle nie zajmowałbym się tą sprawą, bo tu nie było nic nieprzyzwoitego.

 

Panie Profesorze, lizanie kolan księdzu to "nic nieprzyzwoitego"?!

 

Sam byłem w dokładnie takiej samej sytuacji, tylko odwrotnej. Kiedy w '89 roku założyliśmy szkołę, uczniowie mnie, jako dyrektorowi, urządzili otrzęsiny. Jedna z uczennic posmarowała czymś kolano, a ja miałem ją w to kolano pocałować.

 

Chyba Pan Profesor tego nie zrobił? (śmiech)

 

Odmówiłem, argumentując, że są to niepoważne zabawy, a nie o to w takiej szkole, jak moja chodzi. Niemniej, lizanie czy całowanie w kolano to nie jest taki znowu nowy zwyczaj. Ja się wtedy na niego nie zgodziłem, ale myślę, że ksiądz Kozyra zrobił to w ramach dobrej zabawy, aby pokazać, że jest "równiachą" (księża i tak są w niełatwej sytuacji). Ktoś to upublicznił, a teraz kupa baranów próbuje to komentować, nadając sprawie pedofilski wymiar. To jest po prostu świństwo.

 

Pan Profesor odmówił udziału w takiej zabawie, ale ks. Kozyra chyba nie jest na tyle naiwny, żeby nie przewidzieć, jak takie zabawy mogą zostać zinterpretowane. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy jest nagonka na duchownych.

 

Racja, ale być może księżmi zostają najlepsi spośród tych, których mamy. Powtórzę - spośród tych, których mamy. Dochodzi jeszcze różnica pokoleń, ten ksiądz na oko dobiega czterdziestki, a ja już mam 55 lat. Różni nas bardzo wiele. Dziś można spotkać nauczycieli z tatuażami i kolczykami, a za moich czasów to było nie do pomyślenia!

 

My oczywiście w redakcji Fronda.pl jesteśmy dalecy od posądzania ks. Kozyry o pedofilię, ale zapytam z nieco innej strony - czy takie zwyczaje otrzęsionowe nie są w jakiś sposób poniżające dla uczniów? Lizanie kolan, klękanie przed kimś...

 

Odpowiem przykładem z mojej szkoły. Przez wiele lat mieliśmy bardzo silną sekcję jeździecką i w jej ramach urządzaliśmy co jakiś czas tzw. chrzty jeździeckie. Osoby, który przyjeżdżały na pierwszy obóz jeździecki przechodziły przez otrzęsiny, które polegały na symbolicznym daniu całusa w koński zadek. I tu jak najbardziej pojawia się kwestia szacunku - konia, na którym się jeździ trzeba szanować, a w związku z tym trochę mu się podlizać. Zwierzę trzeba szanować, bo ono służy człowiekowi - taka była filozofia. Do zdjęć, które obiegły internet można właściwie wszystko dopisać. Problem pojawia się wtedy, kiedy zaczniemy ustalać, ile w tym naprawdę jest zabawy. Niektóre dzieci ze wspomnianych obozów jeździeckich odmawiały cmoknięcia konia, ale nikt nie robił z tego problemu! Wszystkiemu towarzyszył śmiech, serdeczna atmosfera, etc. Pytanie - ile w tego typu zwyczajach zabawy. Ja bym tego młodzieży nie odbierał.

 

Tak, tylko pewne zwyczaje, które kiedyś mogły być zabawne, dziś już przestają takimi być i zaczynają się "kojarzyć". Nam w redakcji to przypomniało kocenie nowych żołnierzy w wojsku, co bywało niekiedy bardzo brutalne.

 

W wojsku, zwłaszcza ludowym, to faktycznie, było brutalne. Podsycane dodatkowe przez kadrę oficerską, bo to w jakiś sposób pomagało utrzymać dyscyplinę. Osobiście, byłem w wojsku dłużej niż to mi się należało, więc dobrze wiem, o czym mówię. To było brutalne, ohydne i pozbawione elementu zabawy. Kiedy kazano mi zamiatać schody pod górę, to nie była zabawa, ale kara za niewyparzony język. W sytuacji, o której mówimy, trzeba by zobaczyć, co na to wszystko dzieci, na ile zbuntowały się przeciwko pojawiającym się o ks. Kozyrze komentarzom, na ile to była zabawa. Być może któreś z dzieci poczuło się zmuszone do pocałowania kolana księdza, bo wszyscy tak robili.

 

Jak się w pańskiej szkole przyjmuje nowych uczniów?

 

U mnie w szkole nigdy nie było żadnego kocenia, żadnego zjawiska fali itp. Jest podział na grupy dla dziewczynek i chłopców, jeśli chodzi o zajęcia z wychowania fizycznego, podział na grupy pod względem zaawansowania, jeśli chodzi o lekcje języków i tyle. Nowych i młodszych przyjmuje się w mojej szkole z otwartymi ramionami i trochę dziwię się, że w szkole katolickiej do tej pory nie zrezygnowano z tego zwyczaju wytykania "nowych", zamiast przyjąć ich z otwartymi ramionami. Jako założyciel i dyrektor szkoły nie zgodziłbym się na żadne otrzęsiny, ale też nie doszukiwałbym się żadnych głębokich podtekstów. Zarówno ksiądz, jak i młodzież są dziećmi swoich czasów.

 

To jeszcze na koniec zapytam, gdzie jest różnica pomiędzy dobrą zabawą, a poniżaniem uczniów. Powiedział Pan Profesor, żeby nie odbierać dzieciom zabawy, ale gdzie jest ta granica, za którą zabawa przestaje być zabawna.

 

W zabawie nie ma nic złego, kiedy jest wzajemna. Kiedy tak samo bawią się ci, którzy są "otrząni", jak i ci, którzy są "otrząsający". Kiedy odbywały się "chrzty jeździeckie", zawsze byłem obecny przy zabawach. Warunek był jeden: nie upokarzać, nie sprawiać bólu i nie ośmieszać. A w rzeczywistości było często tak, że ci "otrząsający" byli bardziej utytłani w piachu od "otrząsanych" (śmiech). Panowała atmosfera koleżeńska, a "chrzest" był na sam koniec obozu, kiedy wszyscy dobrze się ze sobą zapoznali i wiedzieli, na ile mogą sobie pozwolić. To teraz ja zadam Pani pytanie: Dlaczego nikogo nie gorszą publikowane na stronach liceów zdjęcia ze studniówek, gdzie dziewczynki pokazują stringi i czerwone podwiązki?! A to wszystko dzieje się w obecności dyrektorów, nauczycieli i rodziców! I potem jest jeszcze upubliczniane.

 

Bo te dziewczynki robią to, dlatego, że chcą, a bohaterem zdjęcia, o którym mówimy jest ksiądz, któremu, delikatnie mówiąc, nie przystoją takie zabawy? 

 

To jest tak samo nieprzyzwoite, a co więcej przybrało rozmiar plagi! Ponadto, dziewczynki wcale nie robią tego dobrowolnie, bo te z nich, które są mniej aktrakcyjne, są zmuszane przez klasowe piękności do takich rytuałów. A jak się z nich wyłamią, to będą "be". Jeden ze swoich wykładów poświęcam takiej studniówkowej nieprzyzwoitości. To jest dokładnie to samo. Dyrektorzy szkół nie powinni na to pozwalać. A to się dzieje publicznie.

 

Panie Profesorze, pełna zgoda, ale tu mamy do czynienia z księdzem. Osobą duchowną, której po prostu nie przystoją takie zabawy! Nie trudno przewidzieć, jak zostaną one zinterpretowane.

 

Tak, ale o księdzu Kozyrze mówi cała Polska, a o tym, co się dzieje na studniówkach, poza moim starym tekstem w "Uważam Rze" nikt się nawet nie zająknął. Jako dyrektor liceum nigdy nie pozwoliłbym na tego typu zabawy i fotografie. Etos dyrektora szkoły czy w koloratce czy bez winien być taki sam!

 

Jako dyrektorka salezjańskiego gimnazjum w Lubinie nigdy nie pozwoliłabym na takie otrzęsiny.

 

Chyba nie tylko w Lubinie? Głupią winą księdza jest to, że dał się podpuścić, a w "nagrodę" media, które tylko na takie ekscesy czekają, wzięły go na szafot.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska