Odnośnie "propisiorstwa" Bieniendy, mówi on sam: "Powiem tylko tyle, że większość pracy przy tych symulacjach wykonywali moi doktoranci i studenci. To są Amerykanie, Chińczycy czy Hindusi. Oni nie tylko nie głosują na PiS, ale wielu nie wie nawet, gdzie leży Polska". Profesor uważa, że jest tak dyskredytowany za to, że nie "akceptuje oficjalnego kłamstwa smoleńskiego". - W tym szale medialnej nienawiści do niezależnych ekspertów inspirowanej z ośrodków prokuratury nie chodzi przecież ani o nasze badania, ani o nasze zeznania, ani o nasze kompetencje. Chodzi wyłącznie o zabicie niezależnego głosu sprzeciwu wobec absurdów zawartych w raportach MAK i Millera - tłumaczy prof. Binienda w wywiadzie dla "Naszego Dziennika".

Ekspert w USA mówi też: "Nikt mi nie może zabronić zajmować się tym tematem, gdyż leży on w zakresie mojej specjalizacji zawodowej. Ja sam ponoszę odpowiedzialność za dobór tematów. Od tego zależy moja pozycja i prestiż". - Została uruchomiona cała akcja szkalowania i opluwania mnie. Najpierw sam dostawałem nieprzyjemne e-maile i telefony, teraz skupiono się na moich współpracownikach i przełożonych, wszędzie, gdzie tylko byłem lub jestem zaangażowany. Są oni dosłownie bombardowani e-mailami, które mają charakter zwykłych donosów. Chodzi o to, żeby uznano, że zajmuję się sprawami politycznymi, czymś podejrzanym, i żebym miał z tego powodu kłopoty.

Prof. Wiesław Bienienda odniósł się również do zdjęcia, które miało świadczyć o zamachu w Smoleńsku i które zdaniem zespołu Macieja Laska został sfałszowane na potrzeby Antoniego Macierewicza: – Przede wszystkim to nie jest żaden kluczowy dowód. Te fotografie stanowiły wyłącznie uzupełnienie i dodatkową ilustrację dla zasadniczego wyniku mojej pracy, która polegała na komputerowej symulacji uderzenia skrzydła samolotu w brzozę. Co do zdjęć, to chciałbym zwrócić uwagę, że pod każdym jest wyraźnie podane źródło. Wszystkie fotografie skrzydeł pochodzą z raportu MAK. Pokazałem też wizualizację, którą dostarczył mi inż. Marek Dąbrowski. Na niej rzeczywiście komputerowo przesunięto odłamaną część skrzydła i przyłożono do pozostałego fragmentu. Wyraźnie powiedziałem, że jest to rekonstrukcja, więc nie wiem, jak można mówić o fałszerstwie.

Cały wywiad TUTAJ

Sm/Nasz Dziennik