Portal Fronda.pl: Eksperci ostrzegają, że rządowy projekt ustawy o in vitro wiąże się z dużym ryzykiem kazirodztwa. Wszystko dlatego, że według dokumentu, jeden mężczyzna będzie mógł zostać ojcem 10 dzieci z różnymi kobietami. Dorosłe dzieci z in vitro, nie zdając sobie sprawy z faktu, że mają tego samego ojca, nieświadomie mogą wchodzić w związki kazirodcze. Takie ryzyko dyskwalifikuje projekt? 

Jan Dziedziczak, PiS: Rządowy projekt ustawy o in vitro w ogóle nie powinien być brany pod uwagę. Prawo i Sprawiedliwość uważa, że skala kłopotów z poczęciem dziecka wśród młodych jest ogromna, mamy wręcz do czynienia z chorobą cywilizacyjną, ale w miejsce in vitro proponujemy naprotechnologię, czyli metodę znacznie skuteczniejszą, bez porównania tańszą (bo nie jest to biznes, jak in vitro) i absolutnie czystą punktu widzenia etycznego, aksjologicznego. Naprotechnologa, w przeciwieństwie do in vitro, nie nosi znamion eugeniki. Z powód licznych błędów, tendencji eugenicznych, dramatów, jakie mogą się wydarzyć (jak choćby ostatnia sytuacja w Szczecinie) metoda in vitro w ogóle powinna być w Polsce zabroniona. Jeśli chcemy pomóc ludziom, którzy nie mogą mieć dzieci, powinniśmy zainwestować w promocję naprotechnologii. 

Premier Kopacz naciska jednak na przyjęcie ustawy właśnie po to, aby takie sytuacje jak w Szczecinie się nie powtarzały. Jak oceniają eksperci, w tej chwili mamy do czynienia z wolną amerykanką, może więc jakaś ustawa jest potrzebna, a w rządowym projekcie po prosty należałoby zmniejszyć ten limit – na przykład jeden mężczyzna może zostać ojcem jednego dziecka (albo przynajmniej jego nasienie trafia tylko do jednej kobiety). 

Cała ta ustawa nadaje się wyłącznie do kosza. Zawiera tak wiele błędów, że nie ma sensu się nad nią pochylać. Z jednej strony, na projekt ma wpływ lewicowa ideologia, bardzo silnie obecna w ośrodkach Unii Europejskiej, a z drugiej – premier Kopacz, kiedy rząd jej i poprzednika zawalił sprawę rolnictwa, przemysłu, służby zdrowia, chce tematem zastępczym jak najszybciej odwrócić uwagę opinii publicznej. Stąd dopychanie na siłę ustaw ideologicznych, jak choćby projekt regulacji in vitro, a wcześniej feministyczna konwencja o przeciwdziałaniu przemocy względem kobiet. 

Jeśli jednak ustawa zostanie przyjęta w obecnym kształcie, to czy jest możliwość sprawdzenia przez dorosłe dziecko poczęte metodą in vitro, kto jest jego ojcem? 

Filozofia in vitro nie polega na tym, że rodzice wychodzą z założenia iż dziecko jest darem, ale jest czymś, co się im należy. Nie wiem, czy taka możliwość sprawdzenia jest, wydaje się, że w dobie dzisiejszej techniki powinna być. Czy ktoś się jednak o to martwi? Rodzice przychodzą, płacą, oczekują produktu i tyle. Według projektu Platformy nie tylko rodzice płacą, ale my wszyscy, pod przymusem naszych wspólnych podatków, kosztem innych elementów, które należałoby naprawić w sektorze zdrowia. 

Niepokój budzi jeszcze jeden zapis – zakaz niszczenia zarodków, ale tylko tych „niezdolnych do prawidłowego rozwoju”.

To jest tak wąska granica uznaniowa, która pewnie w ogóle nie będzie weryfikowana, w efekcie czego będziemy mieli do czynienia z eugeniką na gigantyczną skalę. Niestety ośrodki in vitro, nastawione moim zdaniem na pieniądze, nie będą chciały utrzymywać dużej ilości zarodków, bo są to dla nich tylko dodatkowe koszty. Zapewne potwierdzi się to, przed czym od dawna ostrzegamy. Dajmy sobie spokój z drogim, nieskutecznym in vitro, postawmy na naprotechnologię, bo to skuteczniejsza pomoc – rodzi się tu procentowo więcej dzieci, niż w przypadku in vitro. Słyszymy jednak tym tak mało, bo to niewiele kosztuje, nie jest biznesem, porównywalnym z in vitro.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk