Do tak ostrych słów skłoniły go kazania arcybiskupów Józefa Michalika i Henryka Hosera, którym nie podoba się kierunek, w jakim zmierza współczesna cywilizacja, a do tego, sugerują, że istnieje Opatrzeność Boża, która chce i potrafi wkraczać w ludzkie dzieje. W takie rzeczy – zlaicyzowany chrześcijanin w rodzaju Jarosława Makowskiego już nie wierzy, i za miarę nowoczesności uznaje właśnie brak takiej wiary.

Dlatego podobną kurację realnego ateizmu chce zaserwować wszystkim polskim katolikom. „Paradoksalnie jedynym lekarstwem, by oczyścić polski katolicyzm z pogaństwa i idolatrii (gr. eidolon – obraz lub posąg), jest dziś sekularyzacja (…) Ogień sekularyzacji jest jednak na tyle mocny i skuteczny, co pokazują doświadczenia zachodniego chrześcijaństwa, że wypala w religii to, co jest w niej fałszywe, a co tylko za święte i dobre się podszywa. Każdy więc, komu na sercu leży dziś dobro rodzimego katolicyzmu, powinien gorliwie modlić się o sekularyzację. Trzeba się modlić, by dobry Bóg zesłał na tę ziemię laicyzację, która może odnowić jej religijne oblicze” - oznajmia Makowski.

I wzywa, by nie pozostawiać autentycznego dziedzictwa „w rękach religijnych antychrześcijan, którzy w Polsce kolonizują i fałszują przesłanie Cieśli z Nazaretu”...

TPT/Makowski.blog.polityka.pl